Jak promować lokalne skarby? Jak wykorzystać marketing, by taki skarb wykreować, a następnie zachęcić ludzi z drugiego końca Polski, by się nim zainteresowali? W swojej prezentacji chce odpowiedzieć na te pytania, podpowiadając (zwłaszcza samorządom terytorialnym), jak skutecznie oraz niebanalnie promować swoje najbardziej wartościowe zasoby.
Dla samorządu pracowałem jako specjalista ds. strategicznych w FRDL MISTiA. Zajmowałem się tam przygotowywaniem strategii rozwoju, strategii promocji oraz strategii rewitalizacji. Następnie rozpocząłem pracę w agencji reklamowej i od tej pory już nieustannie specjalizuję się w marketingu. W wolnym czasie można mnie spotkać w górach, które przemierzam na rowerze lub pieszo. Ten wstęp ma Cię przekonać, Czytelniku, że wiem co nieco o temacie, którym chcę się z Tobą podzielić.
Swoją prezentację mógłbym zacząć w sposób książkowy, podręcznikowy, encyklopedyczny wręcz. Czyli od przytoczenia definicji „skarbu”. Napisałbym wówczas, że skarbem w rozpatrywanym przeze mnie kontekście może być miejsce, miejscowa legenda, regionalne jedzenie, lokalny produkt, rozgrywana na danym terenie impreza bądź – ludzie, tworzący klimat danego miejsca.
Dodałbym następnie, że tak rozumiany skarb należy eksponować przy wykorzystaniu mediów (tradycyjnych lub elektronicznych), wykupując reklamy w tychże mediach, organizując wydarzenie lub też angażując do tego ludzi, choćby przez viral marketing.
Tyle że… nie chcę tak postępować. To oznaczałoby kolejną nudną, sztampową prezentację.
A nuda jest ostatnią z emocji, jakie winien wywoływać skarb.
Bo skarb jest niczym innym jak emocją właśnie. Przedmiotem, usługą, miejscem, postacią, która budzi emocje. Bez tej umiejętności nikt nigdy nie zdecyduje się wyruszyć na poszukiwanie skarbu, uznając go za coś bezwartościowego.
Jeśli nie nuda, to co?
Przede wszystkim – pożądanie. To podstawowa rzecz, która powinna budzić się w naszych odbiorcach. Tych, których chcemy zachęcić do poszukiwania skarbu.
Tylko ktoś, kto go szczerze pożąda, zdecyduje się poświęcić swoje najcenniejsze zasoby (czas, pieniądze, przejechane kilometry, narażenie się rodzinie), by ruszyć na spotkanie z naszym skarbem.
Skarb, który chcemy wypromować, musi być skarbem realnym. Dostępnym. Takim, który da się znaleźć. Unikajmy za wszelką cenę skarbów abstrakcyjnych – wyimaginowanych, umownych, symbolicznych. Niech ci, którzy wyruszą na spotkanie z nim, mają pewność, że rzeczywiście do niego dotrą.
Nasz marketingowy skarb musi być tak skonstruowany, by emocje udzielały się ludziom już na etapie poszukiwań. Niech ludzie nie tylko będą ciekawi, co ich czeka – ale niech niecierpliwią się na spotkanie z przygotowaną przez nas niespodzianką. Jeśli uda się nam wywołać u ludzi syndrom „jeszcze jednego” – czyli ciągłego niedosytu, wciąż na nowo rozpalanej chęci zobaczenia jeszcze jednego miejsca, skosztowania jeszcze jednej regionalnej potrawy, przejścia jeszcze kilku kilometrów na turystycznym szlaku – będziemy mogli mówić o sukcesie.
To jasne, że emocji nie może braknąć także po odnalezieniu skarbu. Dotarcie do niego powinno nieść ze sobą przede wszystkim spełnienie i satysfakcję. Niech odkrywca poczuje się szczęśliwy, że wdrapał się na górę, rozwiązał zadanie z questa, skosztował czegoś nieprzeciętnie smakowitego.
Słowem, w chwili cieszenia się skarbem, powinna towarzyszyć mu jedna myśl: „było warto”.
Jeśli nasz skarb nie spełni oczekiwań, wówczas zamiast emocji pozytywnych, wystąpią te negatywne. Pojawi się niedosyt oraz rozczarowanie. Im większy dystans między włożonym wysiłkiem a odczuwaną satysfakcją, tym boleśniejsze poczucie, że nie było warto się angażować.
By urozmaicić sam proces poszukiwania, można wyasygnować pomocnika – uprawnioną, autoryzowaną przez nas osobę, która wesprze śmiałków w zdążaniu do skarbu. Może to być przewodnik, może to być jakaś książka, może to być równie dobrze mobilna aplikacja.
Jeśli wszystkiego dopilnujemy i zadbamy o to, by skarb rzeczywiście generował emocje, wówczas nie musimy aż tak bardzo martwić się reklamą. Część naszych marketingowych obowiązków wezmą na siebie eksploratorzy. To oni bowiem, zachwyceni swoim odkryciem, zrobią wiele, aby dowiedzieli się o nim ich znajomi, ich najbliżsi, ich współpracownicy. Dzieląc się tym, wyręczą nas w kampanii marketingowej. Zrobią oni dla naszego skarbu dużo dobrego, nadając mu stosownego rozgłosu.
My – co oczywiste – możemy, a nawet powinniśmy ten rozgłos dodatkowo wzmocnić.
Dobrym przykładem marketingowego skarbu jest organizowana i promowana przeze mnie etapówka kolarstwa górskiego – Gwiazda Południa. Ma ona w sobie aż cztery „górskie” elementy. Raz – to kolarstwo górskie. Dwa – rozgrywa się pod Babią Górą. Trzy – jej pomysłodawcą jest znakomity kolarz świetnie radzący sobie w górach, Cezary Zamana. Cztery – każdemu z etapów towarzyszy góralska otoczka, kreowana przez lokalnych artystów.
Do współpracy przy organizacji Gwiazdy Południa zaprosiliśmy samorządy z okolicznych samorządów: Stryszawy, Makowa Podhalańskiego oraz starostwa w Suchej Beskidzkiej.
Zawodnicy przez cztery dni eksplorują okolice Babiej Góry. Jeżdżą po mało znanych terenach. Skarbem są w tym wypadku dziewicze ścieżki MTB, przynoszące kolarzom wiele radości oraz satysfakcji z ich pokonywania.
Gwiazda Południa to też skarb kulinarny. Po przejechaniu każdego z czterech etapów, zawodnicy mogą skosztować regionalnych dań serwowanych specjalnie na tę okoliczność przez Koła Gospodyń Wiejskich.
Uczestnicy Gwiazdy Południa mogą też odkryć tradycje Górali Babiogórskich. A to za sprawą rozbudowanego programu atrakcji. W miasteczkach rowerowych swoje koncerty dają lokalni muzycy, dekoracje medalowe wzbogacane są o występy szykowane przez gminne centra kultury, a dla dzieci organizowane są konkursy dotyczące góralskich zwyczajów.
Wielu pozytywnych emocji, w tym także z odkrywania nowych znajomości, dostarczają zwyczajowo organizowane ogniska z Gwiazdą Południa.