SlideShare uma empresa Scribd logo
1 de 27
Baixar para ler offline
Francis Desramaut
KSIĄDZ BOSKO
NA TLE SWOICH CZASÓW
(1815-1888)
Skorowidz
Tytuł oryginału: DON BOSCO EN SON TEMPS (1815-1888)
Wydawnictwo: SOCIETÀ EDITRICE INTERNAZIONALE TORINO 1996
Przekład: Tadeusz Jania
KRAKÓW 1998
Setna rocznica obecności synów księdza Bosko
na ziemiach polskich
R o z d z i a ł XI
Organizacja domu przy oratorium
Grabież dóbr należących do frati i do monache w państwach sardeńskich
Kiedy w Piemoncie panowała zaraza, pojawiło się tam także inne nieszczęście: liczne
domy zakonne, frati i monache, doznały niełaski ministra Urbano Ratazziego. Ksiądz Bosko
przeczytał zapewne w Armonia dnia 17 października 1854 roku:
„Wiadomości z ostatniej chwili (17 października 1854 r.). Nasze ministerstwo otrzymało energiczną notę
z Rzymu, w której Stolica Święta z kolei1
uroczyście protestuje wobec prześladowań, jakim poddawany jest
Kościół w Piemoncie, w szczególności wobec wypędzania, ograbiania, napadów, samowolnych pociągnięć
stosowanych do monache i do frati z pogwałceniem wszelkich praw ludzkich i boskich”2
.
Owe „prześladowania” dawały mu sporo do myślenia. Czyż dla lepszego ukształtowania swego
dzieła nie planował w miesiącu styczniu, wraz ze swymi czterema młodzieńcami, czegoś w rodzaju
instytucji zakonnej?
Hrabia Kamil de Cavour, który dnia 4 listopada 1852 roku został prezesem rady ministrów,
zachowując jednocześnie tekę ministra finansów, z początku miał na stanowisku ministra spraw
wewnętrznych Gustavo Ponza di San Martino, podczas gdy funkcję ministra łaski i sprawiedliwości
pełnił Carlo Bon Compagni. To ostatnie ministerstwo, istniejące do maja 1855 roku, miało ulec
przekształceniu. Dnia 27 października 1853 roku król mianował ministrem łaski i sprawiedliwości
Urbano Ratazziego. Rozpoczną się trudne czasy dla funkcjonariuszy. Urbano Ratazzi (1808-1873),
człowiek najpełniej reprezentujący piemoncką lewicę, zdecydowany antyklerykał (w znaczeniu
przeciwstawienia się wszelkiemu klerykalizmowi), był zwolennikiem energicznych rozwiązań.
Już w latach 1848-1849, przed wydarzeniami z Nowary, jako minister sprawiedliwości w
„demokratycznym” rządzie tego okresu, pierwszym jego aktem stał się okólnik do biskupów,
zagrażający aresztowaniem tym, którzy by ogłaszali i rozpowszechniali decyzje przeciwne
nowym instytucjom kraju. Popierał rząd za czasów ministrowania d’Azeglio, który z pomocą ustaw
Siccardiego zniósł sądy kościelne3
. Ratazzi miał skłonność do rządzenia dyktatorskiego: wzywał na
konsultacje, ad audiendum verbum, sędziów (przypadek z wiceprzewodniczącym trybunału w
Chambéry, Gabrielem Fosseretem, 11 stycznia 1854 r.), czasami dlatego, że mimo poważnego
przestępstwa uwolniono jakiegoś duchownego (25 października 1854 r.); ściągał biskupów, „by ich
zapoznać z zamiarami rządu, tymi mianowicie, iż będzie przestrzegał prawa i używał wszelkich
środków, by to osiągnąć” (przypadek z biskupem z Nowary, 19 stycznia 1854 r.); zmuszał
funkcjonariuszy do składania „deklaracji publicznej o nieprzynależności do (republikańskiego)
mazzinizmu (12 stycznia 1854 r.); wydalał z państw sardeńskich cudzoziemskich
współpracowników gazet klerykalnych (19 stycznia 1854 r.)...4
Wpływ Ratazziego na bieg spraw państwowych zwiększy się jeszcze, kiedy na początku marca
1854 roku, po dymisji San Martino, obejmie dodatkowo tekę ministra spraw wewnętrznych. Jako
zawodowy prawnik, miał utrwalone przekonania na temat suwerenności państwa i jego związków
z Kościołem. Dnia 6 marca 1854 roku z tekstu przewidywanego planu budżetu zniknął zapis: spese
ecclesiastiche (wydatki kościelne). Ratazzi nie tylko odrzucał wszelkie przywileje Kościoła w
stosunku do państwa, ale nie uznawał między tymi dwiema instytucjami żadnego podziału,
skądinąd tak bardzo drogiego dla Cavoura. Głosił, że Kościół znajduje się w państwie, a nie ponad
lub obok. Dnia 8 marca 1854 roku izba poselska usłyszała z jego ust: „Kościół jest w państwie, i
tak być musi. Kościół jest w państwie, a władza państwowa nie może pozwalać sobie na utratę
suwerenności wobec spraw należących do porządku cywilnego...”5
Podczas trwania epidemii
cholery administracja pod jego rozkazami stosowała te zasady w sposób zdecydowany. W
razie konieczności władza cywilna decydowała o dobrach kościelnych. Dnia 10 sierpnia 1854
roku zajęto klasztor kartuzów w Collegno6
. Pomiędzy 14 a 22 sierpnia zostali usunięci ze swoich
pomieszczeń w Turynie oblaci Maryi przy sanktuarium Consolata, kanoniczki lateraneńskie z
klasztoru Santa Croce, oraz kapucynki. Podczas owych tygodni trwania epidemii klasztor
franciszkański w Sarzana zamieniono na lazaret, a dom lazarystów w Casale „oddano do użytku
oddziału saperów wojskowych”; barnabici i dominikanie w Aleksandrii zostali wydaleni ze swoich
klasztorów i osadzeni pierwsi w Vercelli, drudzy w Bosco; na lazaret przekształcono również
klasztor serwitów. Podobny los spotkał inne domy zakonne: klasztor kapucynów z Conflans w
Sabaudii został częściowo przeznaczony na „tymczasowy szpital wojskowy garnizonu z
Artberville”; oblatów z Pinerolo - na „dom pomocy dla rodzin osób zagrożonych cholerą”.
Część klasztoru klarysek w Cuneo przekazano na okres „przejściowy” zarządowi miasta; u
cystersów w Vico zrobiono „lazaret” z zastrzeżeniem, że w razie potrzeby zajęty będzie dom
księży świętego Filipa (filipinów). W Carmagnola władze miejskie przemieniły na lazaret klasztor
augustianów. Benedyktynki w Asti zostały wyrzucone ze swego klasztoru Wniebowzięcia i
przyłączone do klasztoru świętej Klary. W Voghera zajęto kościół karmelitów „do wyłącznego
użytku sąsiedniego lazaretu”. Klasztory w Saluzzo, San Giovanni i San Bernardino odebrano
właścicielom po to, „by pomieścić tam rodziny mieszkające w domach pozbawionych dobrych
warunków”7
. Za te mniej lub bardziej wyraźne wywłaszczenia najwyższą cenę zapłacili zakonnicy
oddani modlitwie i kontemplacji: benedyktyni, karmelici, cystersi..., oraz zakony żebrzące:
dominikanie, franciszkanie, serwici.
Arcybiskup Fransoni ze zwyczajną sobie nieustępliwością zachęcał ludzi Kościoła do sprzeciwu.
Do kanonika Fissore pisał dnia 16 sierpnia 1854 roku: „Twórzmy wszelkie możliwe formy oporu,
aby rząd musiał coraz bardziej odsłaniać swoje plany prześladowań wobec Kościoła. Jeśli jest nam
pisane, że musimy polec, to winniśmy ginąć w walce. Jeśli księdza zamkną albo wypędzą, to
proszę przyjechać do Lyonu, będziemy razem”8
. Dziewięć dni później bardzo ostro potępił publicznie
tych, którzy czy to „z wyższych sfer”, czy jako zwykli „poddani” podlegają „najgorszym
ekskomunikom” za udział z pogwałceniu klasztornej kalauzury9
. Tak więc Stolica Święta miała w
dniu 17 października powody do opłakiwania „grabieży” i „gwałtów” dokonanych w poprzednich
miesiącach na frati i na monache w Piemoncie.
Polityka ta niepokoiła zresztą wielu ludzi w państwach sardeńskich. Cavour narażał się na
niezadowolenie ludności katolickiej na wsi, na wrogość dworu królewskiego i
duchowieństwa, a także biurokratom, którym te pociągnięcia przeszkadzały. Odpowiednie tego
skutki odbiły się w parlamencie. By przeciwstawić się zachowawczej i klerykalnej prawicy,
musiał wejść w koalicję z lewicą, nawet skrajną, reprezentowaną przez Brofferio. Zaprzestał
(chwilowo) polityki umiarkowanej i rzeczywiście liberalnej, a także zasady oddzielenia Kościoła
od państwa. Opublikowany w tymże roku list, który - jak sądzono - skierował do niego na
początku znanej książki, La Chiesa e lo Stato in Piemonte (Kościoł i państwo w Piemoncie),
Pier Carlo Boggio, dla klerykalnego podniebienia miał posmak ironiczny. Prostoduszne twierdzenia
tego zdolnego ucznia zbyt wyraźnie dementowały brutalne zapędy Urbano Ratazziego. Można
sobie wyobrazić, jak wzruszali ramionami przełożeni zakonni i biskupi, kiedy czytali: „To właśnie
pan, panie hrabio, nauczył mnie wierzyć w tylko jedną zasadę: w wolność; w zasadę
powszechną i skuteczną jak prawda i sprawiedliwość, których ona jest logicznym rozwinięciem i
praktycznym zastosowaniem. Zasada ta, godząca przedtem dwa elementy pozornie sprzeczne: króla i
lud, autorytet i wolne wybory, ta sama zasada pogodzi również Kościół i państwo; usunie
ostatecznie przeszkody, których całkowitą negację lub uznanie częściowe i ograniczone stawia
się dzisiaj bezustannie ponad pokojowym rozwojem obu społeczności, kościelnej i świeckiej,
stworzonych przecież po to, by wspierać się wzajemnie, jako że i jedna, i druga odpowiadają
dwu równie rzeczywistym i świętym potrzebom ludzkiej natury...”10
Cavour na swoją obronę
mógł przywołać jedynie uparte niezrozumienie ze strony Stolicy Świętej, sprzeciwiającej się
niezbędnej reformie celem bardziej sprawiedliwego podziału dochodów kościelnych.
Projekt ustawy o klasztorach (28 listopada 1854 r.)
Dnia 28 listopada 1854 roku Urbano Ratazzi jako minister sprawiedliwości i Kamil Cavour jako
minister finansów złożyli jednocześnie w parlamencie projekt ustawy zwanej „zakonną”. Decydował
on w gruncie rzeczy, że przestają legalnie istnieć na terytorium państw sardeńskich domy
stowarzyszeń zakonnych, nie oddających się przepowiadaniu, wychowaniu lub opiece nad
chorymi; ich wykaz miał podawać następny dokument. Stracić także miały osobowość prawną
kapituły przy kościołach kolegiackich, chyba że się zajmują duszpasterstwem; a także beneficja
proste, nie związane ze służbą religijną tych, którzy z nich korzystają. Dobra należące do enti
morali (jednostek moralnych, osób prawnych), które miały zniknąć, byłyby pomieszczone w kasie
kościelnej z przeznaczeniem na wypłacanie pensji zakonnikom z rozwiązanych stowarzyszeń i
kanonikom ze wspomnianych kolegiat, a również na uzupełnienie uposażenia dla proboszczów
znajdujących się w potrzebie. Kasa ta byłaby regularnie zasilana z podatków proporcjonalnych do
dochodów pobieranych od opactw, od beneficjów parafialnych, od seminariów, od urzędów
biskupich i arcybiskupich, a także od istniejących domów zakonnych.
Komisja, której zlecono przedstawienie tej ustawy, przedstawiła zasady Ratazziego
dotyczące „Kościoła i państwa”. Wszystkie enti morali, jako twory wyłącznie samodzielnego
państwa, pojawiają się i znikają według uznania tego ostatniego. We wspomnianym raporcie
pojawiły się doktryny regalistyczne znane za Ancien Régimu, zgodnie z którymi król jest panem
swoich poddanych i ich dóbr. Doszły więc teraz prawne tego konsekwencje: placet, skargi
traktowane jako nadużycie, exequatur. Dowiadujemy się, że te pełne niezależności zasady,
odziedziczone po naszych przodkach i królach... dzisiaj zostają poddane zabezpieczeniu ze strony
władz konstytucyjnych”11.
Komisja poszerzyła bez żadnych ograniczeń pierwszy artykuł owego
projektu: „Wszystkie wspólnoty i wszystkie instytucje, o jakimkolwiek charakterze, zakony
monastyczne i stowarzyszenia regularne na terenie państwa zostają zniesione...”12
Tak sobie życzył
deputowany Brofferio.
Sądzono, że to przesada. Umiarkowani liberałowie, jak Domenico Buffa, doznali zakłopotania.
„Rząd schodzi z prostej drogi, bo jednocześnie narusza własność, wolność i zasadę oddzielenia
władzy cywilnej od władzy kościelnej; odchodzi szybkim krokiem od normalnego funkcjonowania
rządu pozbawionego metod rewolucyjnych”. Dla tego mędrca zniesienie zakonów było niczym
innym jak „zjełczałym naśladownictwem rewolucji francuskiej”13
. Jeszcze mocniej bił na alarm
episkopat piemoncki. Dnia 5 stycznia 1855 roku Armonia opublikowała jako dodatek „List
wszystkich arcybiskupów, biskupów i wikariuszy kapitulnych Państwa do Senatu i do Izby
deputowanych przeciw projektowi ustawy o zniesieniu wspólnot zakonnych i instytucji
kościelnych”14
. Pismo to, dobrze przemyślane i poprawnie ułożone, ukazywało, że ów projekt jest
równocześnie „niesprawiedliwy”, „nielegalny”, „antykatolicki” i „antyspołeczny”. Przypominało, że
„Sprawiedliwość wymaga, by oddać każdemu to, co do niego należy, by nie wyciągać ręki po
własność bliźniego oraz by szanować wszelkie prawa”. Tekstowi projektowanej ustawy dla
ukazania jej bezprawności przeciwstawiano sześć artykułów Statuto. Według Statuto religia
katolicka jest jedyną religią państwa, wszelka własność bez wyjątku jest nietykalna i wszyscy
obywatele królestwa są równi wobec prawa i uczestniczą w obowiązkach wobec państwa w
zależności od stanu posiadania. Uważano, iż osobom duchownym nakłada się dwa lub trzy razy
wyższe podatki niż świeckim. Projektowana ustawa - mówili biskupi - będzie antyspołeczna,
ponieważ społeczeństwo opiera się na własności, sprawiedliwości i religii, na trzech
instytucjach, które ona znieważa...15
Dnia 11 stycznia znany człowiek, który - jak się zdaje -
cieszył się zaufaniem księdza Bosko, hrabia Clemente Solaro della Margherita16
, gwałtownie
zaatakował tę ustawę w pamiętnym przemówieniu w izbie deputowanych. Stwierdził, iż
„depcze ona wszelką zasadę sprawiedliwości do tego stopnia, że czyni Izbę
współodpowiedzialną za kwalifikowane przestępstwa (przeciw zakonnikom), jakie zdrowa część
kraju już odrzuciła i wzgardziła nimi z poczuciem odrazy. Panowie, ustawa, jaką nam się
proponuje, jest więcej niż zniewagą, jest zdradą tego ludu, który przyklasnął pierwszemu
artykułowi Statuto, według którego religia katolicka stanowi najważniejszy filar”. Na koniec
stwierdził, że ustawa jest sacrilego latrocinio (świętokradzką kradzieżą); sformułowanie to lewica
skwitowała gwizdami, a przewodniczący zakwalifikował je jako „nieparlamentarne” i o mało nie
odebrał mówcy głosu. Przecież on czynił z ministrów, zwolenników ustawy, złodziei i
świętokradców17
. Tego samego języka używał w Rzymie Pius IX, kiedy w przemówieniu podczas
konsystorza w dniu 22 stycznia określił projektodawców ustawy jako praedatores i profanatores.
Po wyrażeniu swego głębokiego smutku wobec wiadomości napływających z Piemontu, gdzie
znieważa się prawa Kościoła i Stolicy Świętej, oznajmił: „... Odrzucamy i potępiamy nie tylko
wszystkie i każdy z osobna dekrety ogłoszone przez ten rząd na niekorzyść uprawnień i
autorytetu Kościoła i Stolicy Świętej, ale także ostatnio proponowaną ustawę oraz uznajemy ją za
niebyłą i bez najmniejszego znaczenia. Poza tym z największą powagą upominamy tych wszystkich,
którzy swoimi nazwiskami, czynami i poleceniami przyczynili się do wspomnianych dekretów,
oraz tych wszystkich, którzy w jakikolwiek sposób popierali ostatnio proponowaną ustawę lub
nie zaniechali opowiedzenia się za jej uchwaleniem i wprowadzeniem w życie, żeby się w głębi
serca zastanowili nad karami i cenzurami, jakie zostały ustanowione przez konstytucje apostolskie i
kanony świętych soborów, zwłaszcza Trydenckiego (sesja XXII, rozdz. XI), przeciw gwałcicielom
władzy i wolności kościelnej i przeciw uzurpatorom praw Kościoła i Stolicy Świętej...”18
Trzeba
jednak przyznać, że ten sposób mówienia, wywodzący się z chrześcijaństwa średniowiecznego,
robił wrażenie wyłącznie na żarliwych katolikach.
„Pogrzeby na dworze królewskim!”
Zdanie króla Wiktora Emanuela, którego żona i matka były bardzo pobożne, liczyło się mocno.
Myliłby się ten, kto by sobie wyobrażał władcę państw sardeńskich jako czysto dekoracyjny
element narodu. Nikt lepiej nie wiedział jak Cavour, Ratazzi i ich doradcy, iż „należy się
zatrzymać tam, gdzie zatrzymała się ta osobistość, i nie należy stosować nacisków i wykrętów”,
nawet gdyby miały na tym ucierpieć pozycje ludzi i ich reputacja. Głęboki znawca dyplomacji
piemonckiej i zaufany człowiek Kamila Cavoura, Michelangelo Castelli (1810-1875), pisał do
Domenico Buffy: „Wszystko opiera się na nim (na królu), i wszyscy, a oni na pierwszym miejscu,
muszą coś poświęcić, aby w opinii publicznej jego imię nie spotkało się z najmniejszym nawet
poniżeniem; a co do tego, oni doskonale się zgadzają”19
. Król stał się newralgicznym punktem
rządzącego organizmu. On więc, z początku przekonany, „zgodnie z zapewnieniami Ratazziego
(...), że sprawa nie przedstawiała tak wielkich trudności i że istniała połowiczna ugoda z
biskupami i z Rzymem”, teraz musiał stwierdzić, iż było „zupełnie inaczej”20
. „Surowe
zarzuty” ordynariusza Genui, abpa Charvaza, który był jego nauczycielem, wprawiły go w
zakłopotanie21
. Niepokoiły go obawy pewnej części ludności. Jego bezradność wzmogła jeszcze
bardziej wisząca nad Piemontem sprawa udziału w Wojnie Krymskiej. Dnia 1 stycznia 1855 roku
odbył „wielogodzinną” rozmowę z arcybiskupem Chavarezem i z hrabią Revelem, liderem prawicy w
izbie deputowanych, na temat stworzenia ekipy rządowej, która by zastąpiła zespół Cavour-Ratazzi.
Oczywiście, dzięki sprytowi i umiejętności podejmowania decyzji Kamila Cavoura, sprawa
szybko upadła22
. Jednakże ludzie dobrze poinformowani wiedzieli, do kogo się zwrócić, aby w
miarę możliwości zmienić bieg wydarzeń.
Ksiądz Bosko, który śledził - jak mógł - całą dyskusję za pośrednictwem prasy i poprzez
rozmowy z przyjaciółmi dobrze widzianymi na dworze, takimi jak markiz Domenico Fassati lub
hrabia Carlo Cays, osobiście zwrócił się do króla, a było to najprawdopodobniej w końcu
grudnia 1854 roku lub w pierwszych dniach stycznia 1855 roku23
. Tradycja salezjańska podaje, że
skłonił go do tego dwa razy powtarzający się sen, którego tylko drobny fragment, potwierdzony
przez Pietro Enrię, może stanowić w miarę pewny element: „Przypominam sobie, że któregoś
wieczoru, jeśli się nie mylę, w roku 1854 lub 1855 (ksiądz Bosko) opowiadał, iż miał pewien sen.
Kiedy przebywał w swoim pokoju, zjawił się ktoś ubrany w czarną liberię: był to lokaj z dworu
królewskiego. Powiedział: księże Bosko, na dworze królewskim są pogrzeby. Przebudził się
przerażony. Ale przecież to tylko sen. Następnej nocy ta sama postać zjawiła się i powiedziała bardzo
głośno: księże Bosko, wielkie pogrzeby na dworze królewskim! Istotnie, krótko potem zmarły
królowe: Maria Teresa i Maria Adelajda, a także Ferdynand, książę Genui oraz jakiś inny jeszcze mały
książę, którego imienia sobie nie przypominam”24
.
W kwietniu 1855 roku myśli księdza Bosko na temat kar zsyłanych przez Opatrzność na
społeczności sprzeciwiające się religii ilustrowała broszura, której autorem był Jacques-Albin Collin
de Plancy, baron Nilinse, a która pojawiła się wtedy w Letture cattoliche: „Jak są rozkradane dobra
kościelne i jakie z tego płyną skutki? Wraz z krótkim dodatkiem o szczególnych przypadkach na
terenie Piemontu”25
. Dowody ukazane przez barona dla podtrzymania swojej tezy w większości
pochodziły z dawnych dziejów Anglii, pomiędzy Wilhelmem Zdobywcą a Henrykiem VIII, królem,
o którym broszura mówiła bardzo dużo. Pośrednio jednak autor wchodził w historię sobie
współczesną. Tak było, kiedy zapewniał, iż grabieżcy Saint Germain l’Auxerrois i pałacu
arcybiskupiego w Paryżu w roku 1831 „zostali wyraźnie dotknięci przez sprawiedliwość Bożą
popadając w zarazę, w bankructwa i w inne kary” (s. 49). Na końcu książki kilka stronic
poświęcono Piemontowi w latach 1774-1850. Wystarczy ostatni fragment dotyczący abpa
Fransoniego z datą 4 maja 1850 roku, aby się przekonać o prostactwie broszury barona z Nilinse:
„Arcybiskup Turynu został zamknięty w cytadeli. W tym samym dniu silny mróz łamie trawy,
niszczy gałęzie morwy a nawet niektóre drzewa. Szkody wyrządzone Piemontowi dochodzą do
piętnastu milionów i więcej” (s. 83). Twierdził, że wystąpienia przeciw Kościołowi regularnie
podlegały karze poprzez choroby i katastrofy naturalne.
A zatem na początku roku 1855 ksiądz Bosko zwracał się do króla, by podzielić się z nim
swoimi poglądami na temat skutków ustawy o klasztorach w słowach których odgadnąć nie
sposób. Miał podać klerykowi Angelo Savio list do kaligraficznego przepisania. Powiedział mu
ponoć: „Przepisz i doręcz królowi: Grande funerale in Corte”26
. Czy były jakieś skutki? Warto
zauważyć, że pierwsza próba Wiktora Emanuela zmiany ekipy rządzącej zbiegła się z pierwszymi
ostrzeżeniami księdza Bosko, które on określał czasowo: na dwadzieścia dni przed śmiercią obu
królowych.
Tak więc upomnienie papieskie z dnia 22 stycznia dotknęło króla w okresie wielkiej żałoby. Jego
matka, królowa Maria Teresa zmarła 13 stycznia w wieku lat pięćdziesięciu czterech po
„kilkudniowej” chorobie27
. W tydzień później odeszła również jego żona, królowa Maria Adelajda w
wieku trzydziestu dwu lat; w jej intencji zarządzono 19 stycznia modlitewne triduum28
. Śmiertelna
seria poszła dalej. Podczas tych groźnych dni król stracił jeszcze swego brata, księcia Ferdynanda,
który wyzionął ducha w nocy z 10 na 11 lutego w powodu choroby płuc. I oto, co stwierdza
dziejopis tamtych czasów: „Nigdy się jeszcze nie zdarzyło, nawet podczas najsroższej dżumy, żeby
w okresie krótszym niż jeden miesiąc otwarły się trzy groby dla przyjęcia królewskich szczątków,
zwłaszcza z najbliższego otoczenia władcy”. Twierdził, że „nie tylko katolicy, ale także wielu
liberałów dostrzegło w tym upomnienie płynące z nieba, skłaniające Wiktora Emanuela, aby
nie szedł dalej rozpoczętą drogą. Był bardzo poruszony i zaczął się poważnie zastanawiać”29
. Zatem
po kilku tygodniach proroczy głos księdza Bosko nie był odosobniony.
On sam mocno się przejął zgonami, które ponoć przepowiedział. Jednakże odejście najbliższych
istot nie zdołało przekonać króla do sprzeciwienia się polityce Cavoura. Następujące po sobie
okresy żałoby jedynie opóźniły dyskusję nad sporną ustawą. Wierzący wykorzystywali pogląd, że
śmierć królowych była dziełem Opatrzności. Kiedy kończył się rok, ksiądz Bosko, jako echo
przeciętnej opinii, stwierdził, iż Bóg „zechciał zabrać do siebie te szlachetne istoty, aby pokarać
złoczyńców”30
.
Dyskusja nad ustawą o klasztorach
W styczniu i w lutym 1855 roku izba deputowanych prowadziła szeroką dyskusję nad
projektem ustawy. Prawica, podobnie jak duchowieństwo, wytykała jej promotorom brak uznania
dla woli dobroczyńców, pogwałcenie Statuto i konkordatów, wreszcie świadomy zamach na prawo
do stowarzyszania się i do własności, co groziło wtargnięciem do kraju socjalizmu i komunizmu.
Liberałowie odpowiadali głosem sprawozdawcy tej ustawy, Carlo Cadorna, który popierał
postępowych przywódców: Bon Compagniego, Ratazziego, Cavoura, Melegariego. Atakowali oni
zakony żebracze, jako że „szkodziły poczuciu moralnemu kraju” i były „sprzeczne z nowoczesną
etyką pracy”. Klasztory stawiali w opozycji do postępu intelektualnego, przypominali ich
dawniejsze nadużycia i przywileje oraz twierdzili, że tym samym bronią prawdziwych wartości
religii wobec doczesnych wypaczeń, których przyczyną stały się zakony. Nowe prawo miało
uwolnić mnichów od ciężaru ich bogactw. Skrajna lewica, z niezastąpionym Angelo Brofferio,
którą popierali: Giuseppe Robecchi, Giorgio Asproni, Lorenzo Valerio i Filippo Mellana,
wypominała kościelny obskurantyzm, przywoływała sprawę Giordano Bruno i proces Galileusza
oraz wymachiwała indeksem książek zakazanych. Oskarżała papieży, w tym popieranego przez
Francuzów Piusa IX, że stale opowiadali się za korzyściami cudzoziemców ze szkodą dla Włoch.
Ludzie ci uznali, że ustawa jest bojaźliwa, usiłowali ją poszerzyć o zapis znoszący wszystkie istniejące
zakony. Razem z zakonami kontemplacyjnymi i żebraczymi usiłowano zniszczyć instytuty oddane
przepowiadaniu i nauczaniu. Domagano się przekazania dóbr kościelnych władzom miejskim i
prowincjalnym oraz przywrócenia osobowości cywilnej członkom zniesionych zgromadzeń
zakonnych, którzy zechcą trwać przy swoich ślubach31
.
Ksiądz Bosko, wyrażając pogardę dla ustawy, oszczędzał Wiktora Emanuela. Zło, jakie spadło na
kraj, przypisywał ministrom, których określał jako „sprzedawczyków” i „ludzi złej woli”.
Duchowieństwo, a więc także i on, robiło co mogło, aby nie dopuścić do „nieuchronnych
nieporządków”. Do kanonika Gastaldiego, wówczas misjonarza rosminianów w Liverpoolu, pisał:
„Przeżywamy burzliwe dni dla religii. Myślę, że od czasów świętego Maksyma do chwili obecnej nie
było nigdy takiego pomieszania jak dziś. Projekt sławetnej ustawy doszedł do izby deputowanych; mamy
nadzieję, że nie dostanie się do izby senatorów. Król jest skrajnie przerażony, ale otaczają go ludzie sprzedani i
złej woli. Duchowieństwo działa, i sądzę, że niczego nie zaniedbujemy w słowach i w czynach, aby nie
nastały nieuchronne nieporządki. Jeżeli ręka Boża, spadając ciężko na nas, dopuści jakieś poważne klęski,
pociechę znajdziemy na pewno w fakcie, że uczyniliśmy wszystko, co było możliwe”32
.
Kilka dni po tym liście, dnia 2 marca 1855 roku, izba deputowanych zatwierdziła ustawę 117
głosami przeciw 36. Dnia 9 marca rząd przedstawił ją w senacie. Senatorowie byli podzieleni:
jeden chciał odrzucić całość, drugi przyjąć projekt z odpowiednimi poprawkami, trzeci opowiadał
się przeciw zniesieniu frati, ale domagał się wprowadzenia specjalnego podatku od dóbr kościelnych.
Ksiądz Bosko ponownie usiłował wpłynąć na króla. Miał mu napisać pod koniec kwietnia33
:
„Jeżeli Wasza Królewska Mość podpisze ten dekret, podpisze koniec Królów Sabaudzkich i przestanie się
cieszyć dawnym zdrowiem. Bardzo szybko będzie opłakiwać dalsze straty w swoim domu; w tym roku -
ogromne zniszczenia na wsi, wielka śmiertelność wśród poddanych”34
.
Ofensywa się udała, król ponownie zaczął się wahać. Biskupi, głosem swego przedstawiciela,
Calabiany, który był senatorem, proponowali stworzenie kasy kościelnej, którą zarządzaliby sami.
Wobec zarysu możliwości podziału dochodów w świecie duchownym, upadł jeden z pretekstów
ustawy. Dnia 25 kwietnia król zaproponował, by Giacomo Durando, zastępujący ministerstwie
wojny La Marmorę przebywającego na Krymie, utworzył nowy gabinet. Dnia następnego, 25
kwietnia, Calabiana odczytał w senacie propozycję biskupów35
. Do sprawy jednak wmieszała się
ulica. Rano, 28 kwietnia, studenci uniwersytetu turyńskiego zaczęli hałaśliwie manifestować przy
piazza Castello, krzycząc: Viva la legge Ratazzi. Zgodnie z memorandum, jakie przekazali królowi,
propozycja episkopatu stanowiła zniewagę dla rządów konstytucyjnych, a wiadomość o jej przyjęciu
rozpaliła do czerwoności emocje w kraju: król powinien uwolnić państwo od klerykalnej
dominacji i uznać wolę ludu, jasno wyrażoną przez jego przedstawicieli. W tymże senacie dnia 29
kwietnia skierował interwencję do króla Wiktora Emanuela Massimo d’Azeglio, osobistość znacząca
dla narodu. On też prosił o wyzwolenie kraju spod giogo pretino (księżowskiego jarzma)36
. Opozycja
okazała się zbyt silna: Durando nie zdołał uformować gabinetu. Tak więc dnia 3 maja Cavour
ponownie wydostał się na czoło sceny politycznej, a 5 tegoż miesiąca rozpoczęła się dyskusja nad
projektem rządowym w senacie.
Tymczasem sprawdzały się groźne przewidywania księdza Bosko, kiedy z kolei dnia 17 maja
zmarł syn Wiktora Emanuela, Vittorio Emanuele Leopoldo Maria Eugenio, urodzony 8 stycznia.
Cóż, kiedy kości zostały rzucone: dyskusja trwała nadal. Wreszcie dnia 22 maja senatorowie
zatwierdzili projekt 53 głosami, przy 42 głosach sprzeciwu. Po powrocie do sejmu i uznaniu jej
za obowiązujące prawo, Wiktor Emanuel parafował ustawę na drugi dzień, 29 maja.
Ustawa Ratazziego (29 maja 1855 roku)
Tym sposobem na terenie państw sardeńskich domy należące do społeczności zakonnych, ale nie
oddające się przepowiadaniu, wychowaniu lub opiece nad chorymi przestały istnieć jako enti
morali; do nich dochodziły beneficja proste bez posługi religijnej i kapituły kościołów
kolegiackich nie prowadzące duszpasterstwa. Utworzono kasę kościelną opartą na dobrach
zniesionych stowarzyszeń. Miała być zasilana podatkami pobieranymi od instytucji kościelnych.
W aneksie do ustawy znajdujemy listę zniesionych zakonów: dwadzieścia jeden zgromadzeń
męskich (najbardziej znani byli augustianie bosi i trzewiczkowi, kanonicy letraneńscy, karmelici
bosi i trzewiczkowi, kartuzi, benedyktyni, cystersi, oliwetanie, bracia mniejsi zarówno
konwentualni, jak ścisłej obserwancji i reformaci, kapucyni, oblaci Maryi, pasjoniści, dominikanie,
mercedariusze, serwici, filipini czyli oratorianie) i czternaście żeńskich (najbardziej znane były
augustianki, klaryski, benedyktynki, kanoniczki lateraneńskie, kapucynki, karmelitanki, cysterski,
dominikanki, franciszkanki, celestynki)37
. W dziesięć dni po zatwierdzeniu ustawy ksiądz Bosko
pisał do Daniele Rademachera:
„Jak idą sprawy polityczne? Czytał pan w gazetach, że sławny projekt Ratazziego został zatwierdzony,
podpisany, i robi się wszystko, by rozpocząć jego realizację. Ależ zamieszanie! Jak straszliwe
niezadowolenie! Iluż nieszczęśników dotkniętych ekskomuniką!...”38
Istotnie, zapowiedziana w styczniu decyzja Rzymu została wprowadzona w życie dnia 26 lipca
1855 roku. Nakładała ekskomunikę na tych wszystkich, którzy zaplanowali, zatwierdzili i
wprowadzali w życie ustawę Ratazziego. Potępienie dotyczyło króla, członków rządu i
parlamentarzystów głosujących za ustawą39
. Armonia i gazety klerykalne czyniły z tego
potępienia wydarzenie wielkiej miary, podczas gdy pisma liberalne próbowały je zbanalizować.
Sam król, którego reakcji obawiali się ministrowie, przyłączył się do nich40
. W następujących po
tym miesiącach nie sygnalizowano jednak odmowy czy to sakramentów, czy pogrzebu kościelnego
jako następstwa klątwy papieskiej.
Ustawa ta, przeciw której występował w miarę swoich możliwości, stanie się dla księdza Bosko
stałym punktem odniesienia. Z powodu niej zaniechał złowrogiego epitetu frati, dawanego jego
współpracownikom, ona go skłaniała do pominięcia podejrzenia o ente morale dla ich stowarzyszenia
i doradzała mu utrzymanie za wszelką cenę przez ich członków praw cywilnych. Ze względu na to
prawo jego zgromadzenia nie można będzie utożsamiać z żadną inną korporacją zakonną. Po
pewnym okresie wahania, nawet po wprowadzeniu ślubów, nie pozwalał nazywać swojego
stowarzyszenia „zgromadzeniem”.
Ks. Vittorio Alasonatti prefektem „domu przyłączonego”
Powracamy na Valdocco, do domu, który ksiądz Bosko nazwał casa annessa all’oratorio di S.
Francesco di Sales. Dnia 23 lutego 1855 roku donosił Lorenzo Gastaldiemu, nadal
przebywającemu w Anglii, że budynek, którego zakładanie fundamentów oglądał (rok 1852),
teraz jest już wykończony i „całkowicie zamieszkały”; że „ogólna liczba wychowanków”
wzrosła do dziewięćdziesięciu ośmiu, kilku „oddaje się nauce”, pozostali - różnym „sztukom i
zawodom”; i że w tej liczbie znajduje się dziewięciu kleryków oraz jeden kapłan, który mu
pomaga41
.
Kapłan ten nazywał się Vittorio Alasonatti42
. Po pierwszym tygodniowym kontakcie z oratorium
w czasie letnich wakacji 1854 roku, ostatecznie zamieszkał w zakładzie księdza Bosko na
początku roku szkolnego 1854/5543
. Alasonatti, rodem z Avigliana w pobliżu Turynu, miał
czterdzieści dwa lata44
. Wyświęcony na kapłana w roku 1835, uczeń Convitto, niebawem podjął
obowiązki nauczyciela w szkole gminnej w Avigliana. Kiedy w latach 1850 i 1852 chłopcy z
oratorium zatrzymywali się w tej miejscowości w drodze na dzień skupienia do domu
rekolekcyjnego w Giaveno, Alasonatti urządził im poczęstunek, który długo będą wspominać. Od
tej chwili ksiądz Bosko zaczął go namawiać, aby przyłączył się do niego w Turynie. Długo się
wahał, prawdopodobnie dlatego, by nie pozostawić w samotności starego ojca. Ksiądz Bosko
nalegał45
. I w końcu zwyciężył.
Ks. Alasonatti ze swoją ascetyczną, skupioną twarzą mało był podobny do księdza Bosko, w
sposób naturalny wygadanego, uśmiechniętego i ruchliwego. Francesia powiedział, że kiedy po raz
pierwszy chłopcy spotkali się z nim w Avigliana, jeden z nich orzekł, chyba z przekąsem, że „jeśli
ksiądz Bosko jest dla nas świętym Filipem (Nereuszem), to ten nieznany nam dotąd kapłan winien
być świętym Feliksem”46
. Jego łysa głowa, pomarszczone czoło, oczy skromne i poważna twarz
nadawały mu wygląd postarzały. „Kiedy przybył do oratorium, wyglądał na zgrzybiałego staruszka:
był łysy, a liczne zmarszczki pokrywały mu czoło” - zanotował Francesia. Okazywał wielką
uprzejmość, a „jego koledzy seminaryjni twierdzili, że jest to skutek umartwień i ustawicznego
wysiłku w służbie dla zbawienia dusz”47
. Do tych usterek fizycznych trzeba dodać fakt, że miewał
trudności w głoszeniu kazań. „Tracił wątek swojej mowy i wyglądało, że już nic nie wie. Chociaż
swoje kazania pisał, przeglądał i uczył się ich na pamięć, wszystko mu się w głowie plątało, jak
proch przy podmuchu wiatru”48
. Jednakże otoczenie księdza Bosko dostarczało temu świętemu
człowiekowi dóbr, których mu brakowało. Urzekły go „niesamowita mieszanina pobożności i
radości, skupienia i żywotności”49
. Jesienią 1854 roku ksiądz Bosko mianował tego bardzo
poważnego przybysza „prefektem” w casa annessa. Odtąd bez wyrzutów sumienia wymawiał się
od kazań w piemonckich wioskach, jak to miał możność zrobić w sposób nieco sensacyjny w
Viariggi, podczas głoszenia trudnych misji w styczniu 1856 roku50
.
Praca nad regulaminem dla „domu przyłączonego”
Krótko po Alasonattim przybył do tego domu uczeń, Dominik Savio. Ksiądz Bosko pisze: „Jego
sposób życia był przez pewien czas całkiem prosty, nic nadzwyczajnego w nim się nie objawiało,
oprócz sumiennego wykonywania przepisów zakładowych (regulaminu)”51
. Chłopak bardzo szanował
ów regulamin, którego jednak nie mógł ani rozważać, ani czytać. „Ażeby poznać dobrze reguły i
karność zakładową, zbliżał się grzecznie do swych przełożonych, prosił ich o podanie mu zasad,
objaśnień i rad oraz o to, by zechcieli mu zwrócić uwagę, ilekroć zauważą u niego jakieś
uchybienie”52
.
Owe regole della casa w roku 1854 lub 1855 istniały w rękopisie, oznaczonym przez księdza
Bosko tytułem Piano di Regolamento per la casa annessa all’Oratorio di S. Francesco di Sales
(Plan regulaminu dla domu przyłączonego do oratorium świętego Franciszka Salezego). W istocie
było to przede wszystkim określenie zadań dla wychowawców i krótki traktat dobrego wychowania
dla pensjonariuszy domu. Ksiądz Bosko w pierwszej połowie lat pięćdziesiątych dwukrotnie
przerabiał ten regulamin53
. Ów Regolamento della casa annessa z początku był wyważonym tekstem
w ośmiu rozdziałach wyłącznie na temat różnych funkcji w tej małej instytucji; rozdziały
uzupełniało wprowadzenie dotyczące jej racji bytu i dodatek przeznaczony dla mieszkańców
„studiujących”54
. Znajdujemy tam kolejno tytuły: Jego cel (domyślne zakładu), 1) Przyjęcie, 2)
Rektor, 3) Prefekt, 4) Katecheta, 5) Asystent, 6) Opiekun, 7) Kierownicy pomieszczeń, 8) Personel
pomocniczy; zaś w „dodatku dla studenti”, wraz prawdopodobnie (bo zachowany dokument jest
niepełny) z wprowadzeniem o przyjęciu: 1) Postawa religijna „studentów”, 2) Nauka55
. W zakładzie
nie było jeszcze maestri d’arte (nauczycieli zawodu), a rozdział o „personelu pomocniczym” został w
tekście uproszczony. Powstał on chyba w 1851 lub 1852 roku, kiedy Małgorzata i Marianna
Occhiena nie mogły już podołać pracom domowym. Oratorium nie posiadało jeszcze
właściwie warsztatów, mieszkańców stanowili w większości rzemieślnicy, choć było także kilku
„studentów”, tych chociażby, których powierzyli księdzu Bosko rosminianie.
Ten pierwotny dokument został niebawem poszerzony o jeden dział: Disciplina della casa
(Dyscyplina zakładowa), który - jak się zdaje - był współczesny pierwszym budowlom na
Valdocco w roku 1852. Trzeba było zorganizować powiększającą się rodzinę. Do jej właściwego
porządku miało się przyczynić kilka punktów, w których ksiądz Bosko mówi o pobożności, o pracy, o
dobrym zachowaniu i o skromności zarówno w domu, jak i na zewnątrz. Uwaga końcowa: Tre mali
sommamente da figgiarsi (Trzy wady, jakich należy przede wszystkim unikać), to już tylko
pouczenie moralne. W całości regulaminu pierwotnego rozdział o personelu pomocniczym był inny
i dzielił się na trzy paragrafy: kucharz, pokojowy i portier. Na tym etapie dokument nadal nie mówił
o nauczycielach zawodu56
.
Kiedy w roku 1853 otwarto pierwsze warsztaty (szewski i krawiecki), ksiądz Bosko nadał im
prawdopodobnie osobny regulamin57
. Wtedy w wyraźnie przepisanej kopii Piano di regolamento
pojawił się rozdział maestri d’arte (nauczyciele zawodu)58
. Jego pierwsza część (o obowiązkach)
przeszła więc z ośmiu do dziesięciu rozdziałów, przy czym miejsce dziewiąte przeznaczono dla
maestri d’arte59
. Ta staranna wersja, którą jeden z archiwariuszy umieszcza w roku 1852,
pochodzi raczej z roku 1853.
Najwszechstronniej opracowany tekst z tego okresu, ten, któremu przyjrzymy się z bliska,
dociera do nas w dwu formach: jako rękopis przygotowawczy, przepisany głównie przez Michele
Rua, który ksiądz Bosko opatrzył jednak licznymi dopiskami, oraz jako kopia wykonana
pismem kaligraficznym przez nie określonego autora60
. Ta wersja o charakterze oficjalnym
pochodzi chyba z okresu 1854-1855, czyli z pierwszego roku szkolnego, kiedy na Valdocco
przybyli ks. Alasonatti i Dominik Savio61
. Powstała po otwarciu pierwszych warsztatów w roku
1853, ale najwidoczniej przed otwarciem w zakładzie przy oratorium klas szkolnych, kiedy Francesia
został obarczony odpowiedzialnością za trzeci rok gramatyki (1855-1856) a Giuseppe Luigi
Ramello przejął kierownictwo drugim rokiem gramatyki (1856-1857)62
. Nie było wtedy bowiem
nauczycieli (maestri di scuola) ani uczniów łaciny z internatu, którym wersje z lat
pięćdziesiątych dawały właściwe miejsce. W połowie lat pięćdziesiątych regulamin domu
przyłączonego składał się jeszcze z przepisów dla ogniska młodzieżowego.
Niektóre potknięcia przy jego redagowaniu można wytłumaczyć kolejnymi przeróbkami
dokumentu. Nieobecność, po zastanowieniu zaskakująca, osobnych tytułów w części
poświęconej obowiązkom, podczas gdy w części drugiej były one starannie wypracowane
(Disciplina della casa), da się zrozumieć w oparciu o jego początki: był to sam w sobie pełny
regulamin. Poprzez wprowadzenie i dodatek jego tytuł wiązał się z nazwą ogólną, która z
początku wieńczyła całość. Nie chciano go powtarzać. Rozdział o Maestri d’arte znalazł się po
rozdziale o personelu pomocniczym, ponieważ wcielono go później do zorganizowanej już całości.
Dodatek „dla studentów” został wciśnięty pomiędzy pierwszą a drugą część regulaminu, bo
znalazł się jako następstwo tekstu pierwotnego, który przeszedł do części pierwszej.
Powtórzenia na temat praktyk pobożnych i obowiązków stanu wychowanków, z jednej strony w
dodatku, a z drugiej w dwu pierwszych rozdziałach (I. Pobożność; II. Praca), wywodziły się
z ogólnego charakteru tej drugiej części. Niektóre wskazówki na temat „dyscypliny zakładowej”
stanowiły powtórzenie tych, jakie zostały podane wcześniej w dodatku wyłącznie dla „studentów” z
tytułami: „Postawa religijna” oraz „Nauka”. Przeróbki księdza Bosko wprowadziły zatem pewną
niespójność - w końcu mało ważną - w Piano di regolamento z czasów Alasonattiego.
Regulamin z połowy lat pięćdziesiątych
Na tym etapie regulamin domu przyłączonego odzwierciedlał plan ogólny i liczne tytuły
rozdziałów z wcześniejszego regulaminu dla oratorium świętego Franciszka Salezego63
. W
jednym i w drugim znajdowała się część pierwsza dotycząca funkcji, i druga na temat postępowania
młodzieży w ramach zakładu. I tu, i tam funkcje były prawie identyczne. Zarówno w domu
przyłączonym, jak i w oratorium istnieli: rektor, prefekt, kierownik duchowny, jeden lub dwu
katechetów, jeden lub dwu asystentów, jeden lub wielu opiekunów. Reguły postępowania,
wyznaczone dla domu, były podobne do tych, jakie przewidywano dla oratorium. Rozdziałowi dla
domu, zatytułowanemu „O pobożności” odpowiadał rozdział dla oratorium: „Zachowanie się w
kościele”, „Praktyki religijne”, „Spowiedź i komunia”; rozdziałowi dla domu, noszącemu tytuł
„Zachowanie poza zakładem”, odpowiadał rozdział dla oratorium „Zachowanie poza oratorium”.
Jednakże podczas gdy oratorium cieszyło się rozdziałem „Zachowanie podczas rekreacji”, dom
przyłączony pozbawiony był wzmianki o czasie rozrywki; była mowa jedynie o Studio (Nauce) w
drugim rozdziale dodatku dla „studentów” i o Lavoro (Pracy) w drugim rozdziale drugiej części na
temat „dyscypliny zakładowej”.
Tak pomyślany regulamin dla domu przyłączonego nie stanowił, jak może bylibyśmy skłonni
to sobie wyobrażać, spisu zakazów i obowiązujących zwyczajów. W takim stylu, oprócz
przepisów do użytku personelu pomocniczego i nauczycieli zawodu, które z zasady nie dotyczyły
młodzieży, ksiądz Bosko wprowadził jedynie - może w dniu, kiedy był zdenerwowany - cztery
polecenia pod tytułem: Cose con rigore proibite nella casa (Rzeczy zdecydowanie zabronione w
domu). Oto one:
„1. Ponieważ w tym domu nie wolno nikomu trzymać pieniędzy, zabronione są także wszelkie gry hazardowe.
2. Zabronione są również zabawy niebezpieczne i takie, które obrażają skromność. 3. Pod żadnym pretekstem
nie dopuszcza się palenia i żucia tytoniu. Zażywanie tabaki jest tolerowane w granicach określonych przez
przełożonego pod kontrolą lekarza. 4. Nie zezwala się nigdy na wychodzenie z rodzicami czy przyjaciółmi
na posiłek czy też na zakup odzieży. W razie potrzeby weźmie się miarę i zakupi ubrania gotowe, albo też
zleci się ich uszycie w domowej krawczarni”64
.
Był to tylko jeden z dwu dodatków w formie wniosku. Regulamin jako taki zawierał dwa działy.
W pierwszym ksiądz Bosko zwracał się do personelu, w drugim do wychowanków.
Część pierwsza w zasadniczym zrębie określała obowiązki pracowników dzieła. We
wprowadzeniu znajduje się krótkie przedstawienie celu (scopo) domu przy oratorium. Pod tym
pojęciem określano racje istnienia ośrodka. Warunki bytowania pewnej części młodzieży z miasta
były takie, że dla nich wszelka formacja religijna trafiała w pustkę, jeśli nie znaleźli pomocy. Nie
brakowało też ludzi prawie dorosłych bez zawodu i bez szkoły, na których czyhały najsroższe
niebezpieczeństwa, ponieważ byli sierotami lub pozbawionymi opieki rodzicielskiej, jako że
ich rodzice nie mogli lub nie chcieli się nimi zajmować. Jeżeli „jakaś dobroczynna dłoń” ich
nie przygarnie, nie przyzwyczai ich „do pracy, do porządku i do pobożności”, ich upadek będzie
nieunikniony. Zakład przyłączony do oratorium świętego Franciszka Salezego ofiarowywał tego
typu młodzieży ognisko domowe.
Pierwszy rozdział pierwszej części określał zasady przyjmowania do zakładu (rozdz. I).
Należało mieć od dwunastu do osiemnastu lat, bowiem według księdza Bosko (który widać nie
najlepiej znał się na psychologii rozwojowej), „doświadczenie uczy, że przed dwunastym rokiem
życia młodzież nie jest zdolna ani do wielkiego dobra, ani do wielkiego zła, i że po osiemnastym
roku bardzo trudno jest pozbyć się nabytych wcześniej przyzwyczajeń, aby się nagiąć do
nowego trybu życia” (art. 1). Zakład przyjmował jedynie sieroty bez ojca i matki, całkowicie
biedne i opuszczone. „Jeżeli ma braci lub wujków, którzy są w stanie zatroszczyć się o jego
wychowanie, chłopiec è fuori dello scopo di nostra casa (nie nadaje się do naszego domu)” (art.
2). Powiedzmy nawiasem, że ksiądz Bosko szybko przekroczy ten przepis, jak na to wskazuje na
początku lat pięćdziesiątych obecność w tym domu chłopców z rodzin normalnych, takich jak Rua
czy Cagliero. Trzeci warunek przyjęcia: kandydaci nie mogą być dotknięci chorobami odrażającymi i
zakaźnymi, takimi jak świerzb, grzybica, skrofuły (art. 3). Wreszcie inna zasada, która szybko
zostanie pogwałcona, że kandydat winien był uczęszczać do jednego z oratorium w mieście: „Zakład
ten jest powołany, by pomagać młodzieży z oratoriów, bo doświadczenie uczy, że koniecznie trzeba
poznać chociaż trochę charakter chłopców, zanim się ich przyjmie” (art. 4). Zaświadczenia od
proboszcza i lekarza miały gwarantować identyczność i dobry stan zdrowia młodzieńca w chwili
wstąpienia do zakładu (art. 5).
Inne rozdziały tej części traktowały o funkcjach w porządku hierarchicznym. Rozdział o
rettore (rektorze) (rozdz. II), początkowo ograniczony do stwierdzenia: „Szefem zakładu jest
rektor; do niego należy przyjmowanie i wydalanie młodzieży: jest odpowiedzialny za obowiązki
każdego z zatrudnionych i za moralność chłopców zakładowych” (art. 1), został następnie
poszerzony o numer drugi, prawdopodobnie spowodowany przez inicjatywę ludzi zbyt
przedsiębiorczych: „Bez pozwolenia rektora zabronione są wszelkie nowości pośród personelu w
urządzeniach i w regulaminie domu” (art.2.). Ksiądz Bosko panował nad całym swoim dziełem, i
nie uważał za konieczne rozdzielać na części tego, czego wymagała jego funkcja. Nie zastanawiał
się nad tym, co stanie się po nim. Przeciwnie, rozdział o prefekcie, czyli wicerektorze (rozdz.
III) wiązał się bardzo mocno z okolicznościami. Jego dziesięć artykułów określało drobnostkowo
zadania księdza Alasonattiego. Prefektowi została powierzona całość spraw materialnych
domu przyłączonego. Od niego zależało kierowanie dochodami i rozchodami pieniężnymi,
wszelkiego rodzaju zaopatrzeniem, rachunkowością, oraz zawieranie kontraktów. Kiedy
przybywali pensjonariusze, on ich zapisywał zgodnie z warunkami przyjęcia, odnotowywał
ewentualne zniżki i sumy złożone przez każdego z nich; on czuwał nad pracownikami, nad kursami
wieczorowymi i nad potrzebami zakrystii, wreszcie według potrzeby, pilnował ceremonii
religijnych. Ksiądz Bosko, rektor i szef zakładu, z prefekta czynił główną oś napędową domu
przyłączonego. Katecheta czyli kierownik duchowny (rozdz. IV) to trzecia z rzędu osoba w zespole
kierowniczym. Do niego należała troska o „potrzeby duchowe młodzieży”. Z tego względu winien
„być kapłanem lub przynajmniej znajdować się na drodze do kariery kościelnej”, wykręt, który
pozwalał księdzu Bosko powierzać ten urząd młodemu klerykowi. Katecheta zajmował się
nauczaniem religijnym, sprawą przystępowania do sakramentów, praktykami pobożnymi i
zachowaniem moralnym młodzieży. Oprócz tego opiekował się o chorymi. Od asystenta (rozdz. V)
ksiądz Bosko oczekiwał czuwania nad czystością osób: włosy, bielizna, ręczniki..., i pomieszczeń
zakładowych: sypialnie pozamiatane, drzwi, okna, klucze i zamki w dobrym stanie; a także nad
porządkiem w warsztatach i nad rozdzielaniem posiłków. Do tego rozdziału wstawił artykuł
niezwykle surowy: „Ten, kto dobrowolnie zniszczy lub wyrzuci chleb, zupę lub zawartość talerza
(pietanza) będzie upomniany tylko raz; jeśli to powtórzy, zostanie od razu zwolniony z
zakładu”. Miasto Turyn nie było jeszcze opanowane przez społeczeństwo konsumpcyjne. Opiekun
(rozdz. VI), tytuł tutaj nie oczekiwany, ale znany w oratorium, a przynajmniej w jego
regulaminie), w domu przyłączonym otrzymywał „bardzo ważne zadanie umieszczenia u jakiegoś
pracodawcy chłopców zakładowych i czuwania nad tym, aby zatrudnienie czy to ze względu na szefa,
czy z powodu kolegów nie wystawiało na niebezpieczeństwo ich zbawienia wiecznego”.
Najważniejszą troską księdza Bosko wobec młodzieży nie była dobra jakość jej formacji
zawodowej czy jej wynagrodzenie za pracę, ale jej szczęście wieczne. Opiekun poszukiwał wolnych
miejsc zatrudnienia. Kiedy ustalił kontrakt o pracę, właściciel zakładu, który winien być „katolikiem”,
zobowiązywał się, że zwolni praktykanta całkowicie od pracy w dni świąteczne. Opiekun, jak
prawdziwy ojciec swoich podopiecznych, dodawał im zachęty, regularnie się informował o ich
zachowaniu wobec odpowiednich kierowników, oraz w przypadku poważnego moralnego
niebezpieczeństwa szukał dla nich innego zajęcia. Kierownik pokoju (capo di camerata, rozdz. VII),
nawiasem: na pewno wybierany spośród wychowanków, powinien być wzorowy, „wyróżniać się
wśród kolegów dobrym przykładem i objawiać we wszystkim sprawiedliwość, dokładność, pełnię
miłości i bojaźni Bożej”. Nie chodziło tu więc o jakąś synekurę, bowiem pokój mieszkalny
stanowił, aż do czasu urządzenia sali do nauki w roku 1856, zwyczajne schronienie dla
mieszkańców domu. Ksiądz Bosko polecał kierownikowi pokoju troskę o moralność swoich małych
przyjaciół: „Niech czuwa z jak największą uwagą, aby przeszkadzać złym rozmowom, wszelkiemu
słowu, gestowi, postawie a nawet wszelkim żartom niezgodnym z cnotą skromności. (...) Jeżeli
zauważy uchybienia w tym względzie, ma ścisły obowiązek powiadomić o tym rektora”.
Członkowie personelu pomocniczego (rozdz. VIII): kucharz, sprzątacz i portier zasłużyli sobie na
długi rozdział z dwudziestu siedmiu artykułami, zawierający osobne wprowadzenie w trzech
paragrafach. Ksiądz Bosko nie szczędził im przestróg. „Niech będą wierni w drobnych rzeczach:
człowiek niedokładny podczas zakupów, sprzedaży i tym podobnych jest sługą bezużytecznym!
Nawet się nie spostrzeże, kiedy stanie się złodziejem”. „Najpiękniejszą zaletą kucharza jest nie
popaść w wadę niepowściągliwości (dokładnie: obżarstwa)”. Wspomniany kucharz ma
zapewnić wspólnocie wyżywienie „zdrowe, oszczędne i gotowe na ustaloną godzinę”. „Każde
najmniejsze opóźnienie pociąga za sobą kłopot dla wspólnoty”. Jego sprawą jest utrzymanie
kuchni w doskonałej czystości i czuwanie nad jakością produktów. Winien zachowywać resztki, ale
nigdy nimi nie dysponować „bez zezwolenia przełożonego”. Do kuchni nie mieli wstępu bez
pozwolenia ani wychowankowie, ani osoby obce. Sprzątacz posiadał rozliczne funkcje. „Dziesięć
minut przed sygnałem na wstanie” budził portiera, aby ten poszedł zapalić lampy w pokojach.
Następnie dzwonił na „Anioł Pański”. Podczas dnia sprzątał pokoje „przełożonych”, służył do stołu
podczas posiłków i pomagał kucharzowi w zmywaniu i w nakrywaniu naczyń. Ksiądz Bosko
wielokrotnie poprawiał i przerabiał paragraf o portierze (dwanaście artykułów). Osoba ta miała
obowiązek kontrolowania wszystkich wyjść i powrotów, a zatem wszystkich drzwi do zakładu,
pilnowania kluczy od nich, zajmowania się oświetleniem, a nawet wykonywania pewnych funkcji
zazwyczaj przypadających asystentom. Czytamy: „Niech czuwa nad zachowaniem ciszy i spokoju i
stara się ukrócić wszelki nieporządek na podwórzu i w domu; niech zapobiega bijatykom podczas
nabożeństw kościelnych, lekcji, nauki własnej i pracy”. Ksiądz Bosko przestrzegał portiera przed
skłonnościami do odgrywania roli cerbera: „Kiedy otrzyma jakieś polecenie, niech się z niego
wywiąże, niech jego zachowanie będzie łagodne i grzeczne w przekonaniu, iż łagodność i grzeczność
są cechami dobrego portiera”.
W życiu praktycznym ów podział ról dla każdego nie był aż tak wyrazisty, jak to zakładał
regulamin. Istniała kumulacja funkcji. Tak na przykład około roku 1855 nauczyciel w warsztacie
szewskim pełnił również zadania portiera. Jak czytamy w życiorysie, prefekt Alasonatti odgrywał
także rolę „opiekuna” wobec miejscowej młodzieży rzemieślniczej65
. Drobnostka! W przydzielaniu
obowiązków ksiądz Bosko - zresztą w oparciu o doświadczenia szkoły i seminarium w Chieri,
turyńskiego Convitto, dzieł pani Barolo i chyba także innych instytucji - okazał się uważnym,
praktycznym, a nawet skrupulatnym administratorem. Bardzo starannie przydzielał zajęcia. Myli się
wielce ten, kto widzi w nim jakiegoś przywódcę w stylu cygańskim. Pokazuje to pierwsza część
regulaminu jego „domu przyłączonego”: był rozsądnym Piemontczykiem, zatroskanym o
najmniejszy szczegół, jakiego inne dobre, bardziej subtelne dusze zazwyczaj nie brałyby pod uwagę.
W drugiej części swego regulaminu i w dodatku dla „studentów” ksiądz Bosko zwracał się ku
wychowankom. Formułował i wyjaśniał ogólnie na ich użytek reguły życia wspólnotowego i
indywidualnego. Tytuły rozdziałów zapowiadały ich pouczającą zawartość: 1) Pobożność, 2) Praca,
3) Zachowanie wobec przełożonych, 4) Postępowanie wobec kolegów, 5) Skromność, 6) Postawa
wewnątrz zakładu, 7) Postawa poza domem. To samo w dodatku: 1) Postawa religijna, 2) Nauka. To
wszystko stanowiło traktacik dobrego wychowania dla miejscowej młodzieży chrześcijańskiej.
Treść częściowo pokrywała się z przepisami regulaminu przeznaczonego dla oratorium. Jednakże
gdy idzie o tę drugą instytucję wymagania rosły. Warunki przyjęcia były tu bardziej surowe, a
niektóre przepisy, na przykład dotyczące „skromności”, dla oratorium były chyba przesadne.
W owym Regolamento dla domu przyłączonego do oratorium świętego Franciszka
Salezego na podkreślenie zasługują wskazania dotyczące kierownictwa duchowego,
„skromności”, rola pracy w formacji młodego człowieka oraz praktyka życia społecznego. Tutaj
właśnie, w połowie lat pięćdziesiątych, kształtowały się główne rysy pedagogii „salezjańskiej”.
Ksiądz Bosko naciskał przy tym na swoich chłopców, rzemieślników czy „studentów”, by
„wybrali sobie stałego spowiednika”. „Otwierajcie przed nim wszystkie tajniki swego serca co dwa
tygodnie albo raz na miesiąc”66
. W części przeznaczonej dla „studentów” znalazł się długi fragment
poświęcony skrupulatnej wierności wobec kierownika duchownego, który utożsamiał się ze
spowiednikiem. Podawał kilka powodów ku temu:
„Ponieważ zaleca się wszystkim posiadanie stałego spowiednika, również «studenti» winni go posiadać. Nie
będą go zmieniać bez poinformowania o tym przełożonego. Chodzi o to, by mieć pewność, że uczeń
przystępuje do świętych sakramentów, i że stale kieruje nim ten sam dyrektor. Bowiem ci, którzy oddają się
nauce, pracy wyłącznie umysłowej, w sposób szczególny potrzebują kultury duchowej. Jednakże stałość
spowiednika jest w najwyższym stopniu konieczna, aby studenti pod koniec nauki w szkole średniej mogli
świadomie rozeznać swoje powołanie”67
.
Znajdujemy tutaj rozumowanie wpisane w ówczesne wydanie życiorysu Luigi Comollo. Ten sam
wzór, choć raczej zapożyczony, jawi się chyba w rozdziale o „skromności”. Dawny Janek Bosko-
akrobata proponuje w nim taki typ zachowania, który można uznać za trochę zaskakujący. Pisał
tak: „Przez skromność rozumiemy przyzwoity i ułożony sposób mówienia, zachowania i
chodzenia. Cnota ta, moje dzieci, jest jedną z najpiękniejszych ozdób waszego wieku. Winna ona
być widoczna w każdym waszym czynie i w każdym waszym słowie”68
. Wylicza szczegóły:
„Wasze ciało i wasza odzież winny być czyste, twarz ustawicznie odprężona i radosna; unikajcie
swawolnego poruszania ramionami i ciałem z jednej strony na drugą, chyba że wymaga tego jakaś uczciwa
reakcja69
. Zalecam wam skromność oczu; są to okna, przez które diabeł wprowadza grzech do waszego serca70
.
Niech wasze zachowanie będzie umiarkowane, bez zbytniego pośpiechu, chyba że zachodzi tego
konieczność. Kiedy macie wolne ręce, pilnujcie, by znajdowały się w przyzwoitej pozycji; w nocy niech
będą skrzyżowane na piersiach”71
.
Chłopiec z zakładu przyłączonego do oratorium świętego Franciszka Salezego winien
zachowywać się „skromnie” wszędzie w swojej postawie i w swojej mowie, zwłaszcza zaś przy
stole72
. Regulamin księdza Bosko oczywiście mocno ograniczał swobodę ruchu i spontaniczność
młodego człowieka, które wcześniej dowolnie i chyba przesadnie wychwalał.
Energiczny piemoncki Bosko był wielce wymowny w swoich rozdziałach na temat nauki i
pracy73
. Jego chłopcy spędzali całe dni poza domem, czy to w sklepach, warsztatach lub na
budowach, gdzie odbywali swoje „praktyki”, czy też w szkołach, gdzie byli „studentami”. Mieli tutaj
głosić - wręcz przesadnie - społeczną i religijną wartość pracy. „Pamiętajcie, że swoją pracą
możecie się dobrze przysłużyć społeczeństwu i religii oraz przyczynić się do dobra swojej
duszy”74
. Leniwy młodzieniec gotował sobie smutną przyszłość: „...Kto nie przyzwyczai się do
pracy w młodym wieku, w większości przypadków pozostanie próżniakiem także na starość,
przynosząc wstyd ojczyźnie i rodzinie, a może także niemożliwe do naprawienie nieszczęście
dla swej duszy, bowiem bezczynność jest matką wszelkich wad”75
. Co więcej, leniwy robotnik bywa
także złodziejem. „Kto ma obowiązek pracy, a nie pracuje, okrada swego Boga i swego
przełożonego”76
. A więc podwójny albo potrójny wstyd dla nierobów!
Wreszcie poprzez swój regulamin ksiądz Bosko kształtował poczucie społeczne chłopców
zakładowych77
. Nie uznawał zaciekłego egalitaryzmu, wrogiemu wszelkiej hierarchii. W jego małej
społeczności mamy do czynienia z dwoma poziomami: „przełożeni” i „podwładni”. Jak większość
regulaminów, żądał wobec władzy posłuszeństwa „natychmiastowego”, „radosnego”, a nawet
„przepełnionego miłością”78
. Rozwodził się jednak również na stosunkami wśród kolegów, które
stale winny dowartościowywać wzajemny szacunek i stałą pomoc. „Swoich kolegów szanujcie i
kochajcie jak braci; starajcie się nawzajem budować dobrym przykładem”79
. Gorszyciele pociągający
w przeciwnym kierunku byli wprost „mordercami”80
. Jeśli zaś idzie o pyszałków (rodzaj ludzi,
których ksiądz Bosko wybitnie nie lubił), określał ich jako „wstrętnych w oczach Pana i
godnych pogardy w oczach ludzi”81
. Natomiast zachęcał chłopców, by nigdy nie mówili źle o
bliźnich82
i nie wyśmiewali się z ich błędów83
, jak to zapewne chętnie robili mali, zapatrzeni w
siebie zarozumialcy.
Na koniec Regolamento, ciągle w tonie moralizatorskim, ksiądz Bosko pokazywał swoim
bliskim „trzy wady, których należy unikać przede wszystkim”: 1) bluźnierstwo, wada zbyt mocno
zakorzeniona w jego kraju, której zresztą w roku 1856 poświęcono jeden tomik Letture cattoliche84
,
2) nieprzyzwoite obyczaje, wreszcie 3) kradzież - plaga takiego światka jak Valdocco.
Tak zakrojona instytucja mogłaby stanowić temat rozprawy jakiegoś socjologa. W owym
„domu przyłączonym” do oratorium mamy do czynienia ze zjawiskami wewnętrznymi i
zewnętrznymi, z planem kulturowym i społecznym. Można tam wyróżnić związki i podziały,
pokrewieństwa, antagonizmy i wykluczenia. Ksiądz Bosko tworzył wokół siebie cały
strukturalny krajobraz. Jedna z jego cech uderzy niebawem obserwatora. Ostatecznie bowiem tak
ukształtowana instytucja mogła właściwie przyjmować jedynie chłopców z dobrego towarzystwa.
W stosunku do roku 1846 zmieniła się „klientela” księdza Bosko. Apostoł z Valdocco oddalał się od
chłopców żyjących na skraju występku, których przygarnianiem i poprawianiem szczycił się na
początku.
Zachowanie chłopców zakładu
W przeciwieństwie do regulaminu oratorium, regulamin „domu przyłączonego” nie pozostawał
tylko na papierze. Po wyliczeniu Tre mali da fugarsi (Trzech wad, których należy unikać) ksiądz
Bosko polecał: „W każdą niedzielę wieczorem ksiądz prefekt odczyta (publicznie) jeden
rozdział z tych przepisów, a potem uzupełni go zaleceniami dla ich zachowania”. „Dyscyplina
domowa”, druga część regulaminu, stawała się na pewno tematem bunenotti (słówek wieczornych)
samego księdza Bosko. Niektóre artykuły odczytywano na każdym zebraniu Towarzystwa
Niepokalanej, którego członkowie starali się - jak zobaczymy - stosować dokładnie regulamin
księdza Bosko. Niebawem zostanie dostosowany do nowych dzieł, powstałych w latach
sześćdziesiątych. W roku 1877 zostanie wydrukowana wersja dostosowana do wszystkich case
salesiane. W ten sposób skromne zapiski z lat pięćdziesiątych, które w normalnych warunkach
pokryłoby zwyczajne milczenie, zyskiwały odbicie światowe na około sto lat.
Miały one od chwili ich sformułowania zdecydowany wpływ na zachowanie chłopców „domu
przyłączonego”. Kiedy na początku 1854 roku w oratorium świętego Franciszka Salezego zjawił
się Dominik Savio, liczba wychowanków sięgała osiemdziesięciu siedmiu chłopców (trzydziestu
pięciu „studentów” i pięćdziesięciu dwóch rzemieślników); w miesiącu marcu powiększyła się do
dziewięćdziesięciu dziewięciu (trzydziestu trzech „studentów” i czterdziestu sześciu
rzemieślników), kiedy to chłopak ten, po wysłuchaniu jednego z kazań swego dyrektora, księdza
Bosko, postanowił „zostać świętym”. W roku szkolnym 1856/57 będzie stu czterdziestu trzech
wychowanków85
.
Z braku dokumentacji stosunkowo mało wiemy o życiu codziennym małych rzemieślników
należących do „domu przyłączonego”. Wstawali, zwłaszcza w lecie, wcześnie i wracali z
nastaniem nocy, często wyczerpani na skutek średnio około dziesięciu godzin pracy86
. Atmosfera
panująca w warsztatach mogła jedynie młodzież ogłupiać. Robotnicy bluźnili, ośmieszali księży i
zakonników i opowiadali sprośne kawały. Na temat życia robotników w latach pięćdziesiątych warto
przytoczyć wypowiedź Pietro Enrii:
„W tych turyńskich warsztatach można było usłyszeć wszystko. Gdyby brakło siły, jaką czerpaliśmy co
wieczór ze słów, z poleceń, nie można by się oprzeć takim atakom. Sam sobie przypominam, ile razy
musiałem uciekać z warsztatu, aby nie słuchać brzydkich słów. Miałem zaledwie czternaście lat, a robotnicy
to byli już dojrzali mężczyźni. Dwóch z nich zachowywało się naprawdę paskudnie. Nie mieli żadnego
wstydu, gdy mówili źle o moralności. Zresztą byli to dwaj idioci”87
.
Ksiądz Bosko dbał o chłopców jak tylko mógł poprzez opiekę nad nimi i poprzez swoje
przemówienia.
„W nocy, kiedy młodzież spała, ksiądz Bosko i jego cnotliwa matka wchodzili do sypialni i zabierali
odzież tych, którzy ją podarli w ciągu dnia; odchodzili do swoich pokoi i pracowali tak długo, aż je
naprawili i złożyli z powrotem przy łóżkach...”88
Młodzi rzemieślnicy słuchali tylko wieczornych przemówień księdza Bosko i jego kazań
niedzielnych. Enria wspomina:
„Nam, dzieciakom, ksiądz Bosko tak bardzo się podobał, ponieważ był kapłanem dobrym i prostym.
No i jakie to było zabawne, kiedy prowadzili dialog, ksiądz Bosko na ambonie, a na dole teolog udający
młodego człowieka. Tak praktycznych i tak mądrych dialogów nigdy już więcej nie słyszałem. Wieczorem,
przed pójściem do łóżka, ksiądz Bosko z nami rozmawiał kilka minut polecając, byśmy się wystrzegali złych
kolegów i ich brzydkich rozmów. Opowiadał nam także to, co się zdarzyło ludziom czyniącym zło i dającym
zgorszenie. Kierował różne wskazówki, zwłaszcza do nas, rzemieślników, którzy znajdowaliśmy się w
największym niebezpieczeństwie. Mówił nam: Nie słuchajcie nigdy tych, którzy brzydko rozmawiają; kiedy
znajdziecie się w pomieszczeniu, a oni źle mówią, to - jeśli możecie - uciekajcie; jeśli nie, to myślcie o
czymś innym, odmawiajcie akty strzeliste, polecajcie się Jezusowi i Maryi; a jeśli to możliwe, to zwróćcie
uwagę pracodawcy, aby nie pozwalał im tak brzydko rozmawiać; gdy jednak to się będzie powtarzało,
powiedzcie mnie, a ja wam znajdę inny warsztat...”89
Wśród tych praktykantów i młodych robotników, przedwcześnie nękanych przez twardą
rzeczywistość, nie było ani wielkiej pobożności, ani skrajnego rozbrykania.
Natomiast życiorysy wielu „studentów” pouczają nas dość dobrze na temat tej drugiej kategorii
mieszkańców domu księdza Bosko. W latach 1854-1855 owi studenti z oratorium uczęszczali do
szkoły czy to na lekcje do profesora Carlo Bonzanino, czy do księdza Matteo Picco. Ten ostatni90
udzielał przy kościele Sant’Agostino lekcji z przedmiotów humanistycznych i z retoryki dla dwu
ostatnich lat cyklu średniego. Był to człowiek głęboko wykształcony, bardzo oddany księdzu
Bosko. Uczniowie Carlo Bonzanino91
z trzech kursów gramatyki (to znaczy z trzech pierwszych
lat cyklu średniego) musieli dochodzić do via Guardinfanti (nazywanej także Barbaroux). Ksiądz
Bosko wyznaczył im trasę, „żeby nie musieli przechodzić przez miejsca niebezpieczne dla ich
dusz”92
. Opuszczali oratorium drogą de la Giardiniera, dochodzili do Rondò przy Valdocco,
udawali się ulicami równoległymi do targowiska przy placu Emanuele Filiberto, przekraczali
via Dora Grossa i w ten sposób docierali do swojej szkoły przy via Guardinfanti (nazywanej też
Barbaroux). Rozpoznać ich było można po ich powadze, zupełnie nie spotykanej u chłopców w ich
wieku. Jeden ze świadków opowiada: „Szli z książkami pod pachą, dziesięciu lub dwunastu, zawsze
razem, jakby o niczym innym nie myśleli tylko o nauce; przechodzili wyznaczoną drogą, nie
interesując się tym, co działo się obok nich”93
. „Miło było patrzeć, jak uczniowie wykorzystywali ten
czas (w drodze do szkoły). Trzymali w rękach książę, uczyli się i powtarzali lekcje; albo, jeśli czas
naglił, szli szybciej, odmawiając jakąś modlitwę”94
. Bo też ksiądz Bosko wiele razy im powtarzał:
„Kiedy wychodzicie z domu, uważajcie na wzrok, na słowa i na czyny. Nic nie jest bardziej budujące, jak
widok chłopca, który się dobrze zachowuje; pokazuje, iż przynależy do wspólnoty dobrze wychowanej
młodzieży chrześcijańskiej”.
A także:
„Czy jesteście na przechadzce, czy też idziecie do szkoły, albo załatwiacie coś poza oratorium, nie
pokazujcie na ludzi palcami, nie wybuchajcie głośnym śmiechem, a już broń Boże nie rzucajcie kamieniami i
nie zabawiajcie się przeskakiwaniem przez rowy i ścieżki. Są to znaki złego wychowania”95
.
Dominik Savio, uczeń pana Bonzanino w latach 1854-1855, a księdza Picco w latach 1856-1857,
ściśle stosował się do tych wskazówek.
„Droga do szkoły i na powrót, tak niebezpieczna dla chłopców wiejskich, świeżo przybyłych do wielkiego
miasta, była dla Dominika prawdziwym ćwiczeniem się w cnocie. Wytrwały w wykonywaniu rozkazów
swych przełożonych, szedł do szkoły i powracał do domu, nie oglądając się na żadną stronę, ani nie
przysłuchując się rozmowom, które by nie przystawały do młodzieńca chrześcijańskiego. Jeżeli spostrzegł
kogo, co się zatrzymywał, biegał, skakał, rzucał kamieniami lub chodził na miejsca niedozwolone,
natychmiast oddalał się od niego”96
.
Francesia stwierdzi, iż według tego systemu dwaj nierozłączni towarzysze, Giovanni Bonetti i
Dominik Savio po czterech lub pięciu miesiącach nie byli zdolni sami udać się do szkoły...97
Skoro znamy budujące opisy chłopców w drodze do szkoły, chyba nas to zwalnia od
przypominania zachowania w kościele, w klasie lub na podwórzu, w kontaktach zarówno z
nauczycielami, jak i z kolegami takich młodzieńców jak Dominik Savio, Giovanni Bonetti,
Giovanni Massaglia czy Camillo Gavio, o których wiemy, że byli pobożni i ofiarni. Chcieli „zbawić
swoje dusze” i dlatego wystrzegali się wszelkiego widocznego błędu. Jak wiemy, dla ich mistrza
była to sprawa najważniejsza. Ich wzór stanowił Chrystus i Jego Matka, ich duchową podporę
- sakramenty pokuty i Eucharystii. Ich spowiednik, ksiądz Bosko, bez trudu prowadził ich drogą
nazywaną „drogą cnoty”, która stanowiła, przynajmniej dla Savio, „drogę świętości”. Nie pozwalał
im na umartwienia zewnętrzne, ale żądał starannego wykonywania obowiązków stanu, zachowania
prostej pobożności i naturalnej radości, które ułatwiała serdeczna atmosfera domowa. Ksiądz Bosko
włożył w usta Dominika Savio rozmawiającego z przyjacielem Gavio: „Tutaj świętość polega na tym,
by być bardzo wesołym”98
. Chłopcy ci otrzymywali na Valdocco dobre wychowanie99
.
Jest jednakże rzeczą oczywistą, że w zakładzie księdza Bosko nie wszyscy byli tak pobożni, tak
posłuszni i tak grzeczni jak Rua, Savio, Gavio czy Bonetti. Zachowało się parę listów
ukazujących zmartwienia, jakich inni młodzieńcy dostarczali wówczas „rektorowi” domu
przyłączonego do oratorium, oraz sposoby, którymi próbował - bezskutecznie - sprowadzić ich na
dobrą drogę. Temu wzorowemu wychowawcy zdarzało się kapitulować wobec charakterów
buntowniczych, kpiących sobie z jego wskazówek w Piano di Regolamento.
Giovanni Turchi, syn rolnika Lorenzo z Montafia, przybył do domu przy oratorium jako
studente w październiku 1852 roku. Kiedy zjawił się, by rozpocząć naukę humanistyki (październik
1855), ksiądz Bosko nie mógł poznać ufnego chłopca z lat poprzednich. Stwierdził z goryczą, że
przewrotne gazety „zawróciły mu w głowie”, a może nawet „w sercu”. Wyznał wobec jego ojca:
„Od powrotu z wakacji nic już od niego nie mogłem wydostać. Nie chce już więcej słyszeć o
pobożności; rano nie sposób go dobudzić; a kiedy wstanie, nie idzie do kościoła, wychodzi z domu
bez pozwolenia, w szkole całkiem nie przynosi nam chluby. Najgorsze jest to, że nie słucha
już moich napomnień”100
. Ojciec odwrotną pocztą przysłał list karcący, ale to nic nie dało. W tydzień
po pierwszym liście ksiądz Bosko zawiadomił ojca, że jego interwencja, podobnie jak wszystko to,
co on sam miał do powiedzenia wobec Giovanniego, „nie wywarły na nim żadnego wrażenia”.
„Przed chwilą wezwałem go tutaj do mego pokoju i powiedziałem mu to, czego się dowiedziałem;
milczy, nic nie mówi, albo odpowiada stekiem kłamstw. Czyta najgorsze książki, książki
zakazane, które sprowadzają ekskomunikę; robi to nawet podczas mszy i kazania. Powiada, że jutro,
24 grudnia, wraca do domu; można się domyśleć po co. Jeśli o mnie idzie, nie mogę go dłużej
trzymać w tym zakładzie. Jego profesor doniósł mi, że nie przyjmie go do klasy, jeśli nie przyniesie
usprawiedliwienia. Dlaczego? Ponieważ mało się uczy i często opuszcza lekcje. (...) Bardzo mi
przykro z powodu tych wiadomości, ale nie chcę pana oszukiwać. Jeżeli w czymkolwiek mogę być
użyteczny, proszę na mnie liczyć...”101
Należy jednak przyjąć, iż sprawy potoczyły się lepiej, bowiem
Giovanni Turchi ostatecznie opuści dom przy oratorium dopiero w sierpniu 1857 roku, to znaczy po
ukończeniu szkoły średniej102
.
Cesare, krewniak kanonika Pietro De Gaudenziego, przyjaciela księdza Bosko, nie spotkał się
z tą samą pobłażliwością. Okoliczności zajścia streszcza list, jaki ksiądz Bosko wysłał do
kanonika z okazji jego wydalenia.
„Bardzo żałuję, że musiałem odesłać do domu księdza bratanka. Tolerowałem fakt, że zwalniał się od nauki
we wspólnej sali; nie brałem pod uwagę (dosł.: przemilczałem) niektórych z jego sposobów
niepoważnego mówienia w tym domu; przymykałem oko na jego oddalanie się od praktyk religijnych; ale
odkąd zaczął wychodzić w nocy z podejrzanymi kolegami, by ją spędzić nie wiadomo gdzie, nie mogłem już na
to zezwolić. Upominałem go sam i przez innych, ale bezskutecznie. Stale usiłował mnie omijać, jak
najgorszego wroga. Od Wielkanocy mogłem do niego skierować zaledwie dwa słowa, a było to w dniu, kiedy
spotkałem go przy stole przez zaskoczenie. Nie mogłem zatem wydobyć żadnej korzyści ze skromnych
wysiłków, jakie tutaj czynimy dla dobra młodzieży tego domu (dokładnie: dla ricoverati)...103
Trzeba więc urealnić i zniuansować idylliczne wrażenie, jakie może pozostawić u czytelnika
życiorys Dominika Savio. Pomiędzy majem 1853 a czerwcem 1857 zostało usuniętych z zakładu
dziesięciu chłopców za złe prowadzenie się, za kradzież..., a jeden z nich „za bezczelność”104
. Ksiądz
Bosko nie miał obowiązku notować w spisie, za co ktoś został wyrzucony. Zdarzało mu się, że nie
był w stanie porozmawiać z którymś ze swoich podopiecznych, ponieważ oni bardzo się bali jego
uwag. Bez zaufania pomiędzy mistrzem a uczniem struktury, regulaminy, zachęty na niewiele się
przydają w wychowaniu. Prawdziwe wychowanie dotyczy głównie porządku moralnego, dlatego
jakość kontaktów znaczy tu bardzo dużo.
Pierwsze warsztaty na Valdocco
W latach 1855-1856 ksiądz Bosko otwarł w swoim „domu przyłączonym” kilka warsztatów:
szewski, krawiecki, introligatorski, a niebawem stolarski. W jego oczach inicjatywy te były
pożyteczne z dwu powodów. Najpierw odpowiadały miejscowym zapotrzebowaniom: trzeba się
było ubierać, obuwać, a nawet zabrać się do oprawiania książek105
. Po drugie, ksiądz Bosko,
zatrzymując w nich chłopców, chciał ich początkowo chronić od przebywania w warsztatach, gdzie
przez cały dzień słyszeli bluźnierstwa, rozmowy antyklerykalne i wstrętne kawały106
. U księdza
Bosko formacja rzemieślnika polegała na tym samym co w mieście. Struktura jego warsztatów była
podobna do struktury warsztatów poza Valdocco: majstrowie, towarzyszący im robotnicy i
praktykanci znajdowali się w tym samym pomieszczeniu. Na Valdocco nie mówiono wtedy jeszcze
o szkole zawodowej. Nie można było powiększać i tak już dużych kłopotów finansowych
kierownictwa. Warsztaty miały produkować. Odpowiadały na skromne potrzeby okolicznych
dzielnic: Valdocco, Borgo Dora i Borgo San Donato, a równocześnie dostarczały potrzebnych
wyrobów mieszkańcom „domu przyłączonego” do oratorium. Chłopcy przygarnięci przez księdza
Bosko przyjmowali bez oporu spodnie, czapki i płaszcze, których pozbywały się jednostki
wojskowe, a które miejscowi krawcy jakoś tam przerabiali. Oprawa z kartonu lub z dermy
książeczki Giovane provveduto nie wymagała zbyt wyrafinowanej techniki. Cieśle i stolarze
pracowali dla budów lub dla wyposażenia ruchomości miejskich. Ceny były niskie, klientów
traktowano jak dobrodziejów.
Te dwie cechy warsztatów na Valdocco uwydatniały dwie notatki, jeśli nawet nie napisane
przez księdza Bosko, to z pewnością przez niego zainspirowane, jedna na początku, druga przy
końcu omawianego okresu. Kiedy trwała epidemia cholery, Armonia z dnia 9 września 1854 roku
podawała:
„Otwarcie warsztatów dla biednych. W celu dostarczenia pracy pewnej ilości biednych chłopców przyjętych
do oratorium męskiego świętego Franciszka Salezego na Valdocco, pod kierownictwem zasłużonego kapłana,
księdza Jana Bosko, otwarto warsztat introligatorski. Osoby, które powierzą mu książki lub inne przedmioty
do naprawy, płacąc niskie ceny, przyczynią się do dzieła dobroczynności publicznej. Gorąco polecamy ten
zakład, wiedząc, że osiemnaścioro dzieci osieroconych przez epidemię cholery znalazło tam schronienie, i
że niebawem zostaną przyjęci inni”107
.
W roku 1858 ukazała się w podobnym tonie informacja na okładce Letture cattoliche:
„Ogłoszenie. W domu przyłączonym do oratorium świętego Franciszka Salezego otwarto następujące
warsztaty: 1. Oprawa książek wszelkiego rodzaju. 2. Szycie odzieży cywilnej i kościelnej. 3. Szewstwo dla
wszelkiego typu prac. 4. Ciesiółka i stolarstwo. Osoby, które zechcą zlecić prace tym warsztatom, poza
szczególnie niskimi cenami, będą miały radość uczestniczenia w podtrzymywaniu dzieła
dobroczynnego, które młodzieży biednej i opuszczonej usiłuje dostarczyć chleba i nauczyć ją zawodu”108
.
Ksiądz Bosko kontrolował z bliska funkcjonowanie tych warsztatów. Rozdział maestri d’arte
z regulaminu dla domu przyłączonego stanowił prawdziwy „regulamin warsztatowy”. Jego styl
administracyjny odróżniał go od pozostałych rozdziałów. Należało go wywiesić w zakładzie i
odczytywać głośno rzemieślnikom co dwa tygodnie. Jego przepisy mówią bardzo dokładnie to,
czego dyrektor dzieła oczekiwał od warsztatów, a zwłaszcza od nauczycieli zawodu, którzy byli za
nie odpowiedzialni.
„1. Nauczycielami zawodu są ci, którzy przygotowują młodzież do zawodu w warsztatach zakładowych. Ich
najważniejszym obowiązkiem jest znaleźć się w dokładnie wyznaczonym czasie, punktualnie w swoim
warsztacie. 2. Niech uważnie czuwają nad tym wszystkim, co dotyczy dobra zakładu. Niech pamiętają,
że ich głównym obowiązkiem jest uczenie praktykantów i pilnowanie, aby im nie brakowało pracy. Na ile
to możliwe, niech zachowują milczenie podczas zajęć; niech nie śpiewają poza chwilami odpoczynku. Nie
pozwolą młodzieży na wychodzenia dla załatwiania innych spraw. W razie potrzeby, należy prosić o
pozwolenie prefekta. 3. Nie powinni nigdy podpisywać kontraktów z młodzieżą zakładową, ani zapewniać
im na własny rachunek prac zawodowych. Zapisują dokładnie każdy rodzaj wykonywanej w warsztacie
pracy. Co tydzień przedstawią ekonomowi dokładne sprawozdanie z wydatków i z dochodów. 4. Ich
ścisłym obowiązkiem jest przeszkadzanie bezczynności i wszelkim złym rozmowom. Jeżeli który popadnie
w te błędy, należy od razu zawiadomić Przełożonego. 5. Niech każdy nauczyciel i każdy uczeń przebywa w
swoim właściwym warsztacie; niech nikt, poza absolutną koniecznością, nie wchodzi do warsztatu innej
osoby. 6. Organizowanie poczęstunków i picie wina to sprawy w warsztacie zabronione. Każdy tam się
znajduje, by pracować, a nie dla rozrywki. 7. Zajęcia zaczynać należy od Actiones i Ave Maria, a kończyć
przez Agimus i Ave Maria. W południe i wieczorem przed wyjściem z warsztatu odmówi się Angelus. 8.
Uczniowie winni być poddani i posłuszni swoim nauczycielom, których uznają za swoich przełożonych;
powinni za wszelką cenę dać im zadowolenie i uczyć się jak najlepiej tego, co oni im przekazują. 9. Niniejsze
przepisy będą odczytywane co dwa tygodnie na głos przez kierownika lub jego zastępcę; a jeden
egzemplarz ma być wywieszony w warsztacie”109
.
Towarzystwa młodzieżowe w zakładzie przy oratorium
Z biegiem lat pięćdziesiątych ksiądz Bosko organizował swój zakład poprzez tworzenie lub
rozwijanie towarzystw młodzieżowych110
. Należały do nich towarzystwa: świętego Alojzego,
Niepokalanego Poczęcia, Najświętszego Sakramentu, świętego Józefa oraz konferencje świętego
Wincentego a Paulo.
Towarzystwo świętego Alojzego, stworzone w okresie poprzednim, istniało zarówno w oratorium,
jak i w „domu przyłączonym”. Stowarzyszenie pomocy wzajemnej, które stanowiło jego część,
„przekształciło się w konferencję świętego Wincentego a Paulo” - podaje sam ksiądz Bosko111
.
Początki działania konferencji świętego Wincentego a Paulo na Valdocco zatarły się z powodu
zniknięcia archiwum Towarzystwa świętego Wincentego w Turynie podczas drugiej wojny
światowej112
. Przypomnijmy sobie kontakty nawiązane przez księdza Bosko z tym towarzystwem,
gdy tylko pojawiło się w Piemoncie. Utworzenie pierwszej konferencji w oratorium świętego
Franciszka Salezego datujemy na rok 1854113
. Od razu bardzo żywotna, konferencja ta zaczęła się
wyróżniać. Zapewne z powodu swojej wyjątkowości w stosunku do innych konferencji w mieście,
złożonych z ludzi dorosłych, w dniu Zesłania Ducha Świętego (11 maja) 1856 roku została
nazwana „dodatkową”114
. W sprawozdaniu, jakie przewodniczący konferencji miasta Turynu,
hrabia Cays, przedstawi w roku 1860 współbraciom z Nicei będzie mowa o „konferencjach
dodatkowych” na Valdocco. Hrabia Cays mówił:
„Miasto Turyn posiada dziesięć konferencji, których działalność stale się rozwija. Do konferencji tych dołączone
są trzy konferencje złożone z małych dzieci należących do rodzin słabo uposażonych w dobra materialne, tak
że wymagały pomocy naszego Towarzystwa. Te trzy małe konferencje opierają się na zwyczajnym regulaminie
pod kierunkiem pobożnego i dobroczynnego księdza Bosko. Sprawą kłopotliwą było, że artykuł regulaminu
zarządza kwestę podczas każdego posiedzenia. Czego żądać od biednych dzieci, które same są ubogie? Otóż
nie tylko odbywają się te zbiórki, ale te biedne dzieci dają to wszystko, co mogą zaoszczędzić nawet z
rzeczy im potrzebnych.; a tego, czego nie mogą dać w naturze, dają w uczuciu i w oddaniu. Nie ma nic
bardziej wzruszającego, jak widok tych dzieci otaczających najczulszymi staraniami, staraniami prawie
macierzyńskimi, młodszych, słabszych i biedniejszych rówieśników, którzy im zostali powierzeni. Wykonują
wobec nich w każdej okoliczności uważną i troskliwą opiekę. Czuwają równie dobrze nad ich
wychowaniem, jak nad ich potrzebami materialnymi. Uczą ich poprawnie pisać, stają się ich prawdziwymi
nauczycielami”115
.
Inaczej mówiąc, członkowie konferencji „dodatkowych” z Valdocco kierowali się ku biednym w
ich wieku, ku sąsiadom z dzielnicy. Doglądali tych dzieci, pomagali im, wychowywali je, pouczali i
katechizowali116
. W sumie rozciągali nad innymi pozbawionymi opieki tę posługę, jaką
oratorium świętego Franciszka Salezego oddawało młodzieży. Korzystało na tym ich własne
wychowanie, jak wyobrażał to sobie ksiądz Bosko. Nie ma nic bardziej zbawiennego dla duszy,
jak praktykowanie czynnej miłości - będzie pouczał niebawem życiorys Dominika Savio.
Ogłoszenie przez Piusa IX dnia 8 grudnia 1854 roku dogmatu o Niepokalanym Poczęciu Matki
Bożej (Ineffabilis Deus) wzbudziło na Valdocco ogromny wzrost pobożności. Żarliwością został
uniesiony między innymi Dominik Savio, przybyły do zakładu jakieś pięć tygodni wcześniej. Po
latach zezna jego kolega, Giovanni Cagliero: „Przypominam sobie jego niesłychaną radość w
chwili ogłoszenia Niepokalanego Poczęcia w roku 1854, w roku jego przybycia do oratorium.
Tańczył ze świętego wzruszenia podczas uroczystego święta, kiedy w oratorium i wszędzie w
Turynie trwała powszechna iluminacja. Ksiądz Bosko pozwolił nam udać się na miasto, a mały
Dominik wychodził z siebie z radości wobec tej ogólnej manifestacji”117
. Osiemnaście miesięcy
później, za jego staraniem - chyba z pomocą księdza Bosko118
- założono na Valdocco „Towarzystwo
Niepokalanej”. Ksiądz Bosko sprawdził jego statut. Jak wynika z niektórych sprawozdań,
członkowie, określający siebie jako „bracia”, pragnęli czcić Maryję, „Przestrzegając starannie
przepisów domowych”, a także „Być przykładem dla swoich towarzyszy, upominając ich w razie
potrzeby z miłością i zachęcając do dobrego słowem i czynem”119
. Reguły Towarzystwa
Niepokalanej zostały odczytane dnia 8 czerwca 1856 roku przed ołtarzem Matki Bożej w kościele
świętego Franciszka Salezego. Od razu dało się zauważyć żywotność nowej grupy. Wzorem dla
członków był Alojzy Comollo, który od kilku lat konkurował na Valdocco ze świętym Alojzym
Gonzagą. Chcieli być dokładni we wszystkim na terenie zakładu, wzbudzać w nim ducha wzajemnej
pomocy i nigdy nie tracić czasu, co zostało stwierdzone na pierwszym zebraniu120
. Podnosiła się
zatem moralna temperatura zakładu.
Do Towarzystwa Niepokalanej doszło niebawem Towarzystwo Najświętszego Sakramentu121
.
Jego celem było rozwijanie kultu eucharystycznego wśród młodzieży i wykonywanie służby przy
ołtarzu przez uczniów najbardziej cnotliwych. Bongioanni, jego inicjator, chciał w ten sposób
stworzyć na Valdocco grupę ministrancką („mały kler”), która by dodawała splendoru i piękna
zakładowym ceremoniom liturgicznym122
. Wreszcie nadejdzie dzień, w którym powstanie z kolei
Towarzystwo świętego Józefa, przeznaczone głównie dla rzemieślników123
.
Tym sposobem ksiądz Bosko umacniał stopniowo w domu przyłączonym do oratorium ośrodki
gorliwości, obserwancji i wzajemnej pomocy. Poprzez akcję dobroczynną według swoich
ograniczonych możliwości wychowywał harmonijnie swój mały świat. Wszyscy kierowali się ku
bliźnim i przyczyniali się przez to w jakimś stopniu do własnego postępu moralnego. Wciągał ich
do tego przykład apostoła całkowicie oddanego swojej funkcji. Uzyskiwane owoce potwierdzały,
że miał rację. Sprawozdanie z zebrania Towarzystwa Niepokalanej w dniu 9 czerwca 1856
roku zaczynało się od wyliczenia obecnych: „My, Rocchietti Giuseppe, Marcellino Luigi, Bonetti
Gioanni, Savio Domenico, Vaschetti Francesco, Durando Celestino, Momo Giuseppe, Savio
Domenico, Bongioanni Giuseppe, Rua Michele, Cagliero Gioanni...” Zwróćmy uwagę, że -
pominąwszy Dominika Savio, który zmarł w marcu 1857 roku - wszyscy ci młodzieńcy, z
wyjątkiem jedynie - jak się zdaje - Giuseppe Momo124
, w latach 1859-1860 wstąpili do
Towarzystwa świętego Franciszka Salezego. Również wszyscy - poza Luigi Marcellino - zakończą
życia jako kapłani czy to w zgromadzeniu salezjańskim, czy wśród kleru diecezjalnego.
Rozbudowa zakładu w roku 1856
Nowe potrzeby wymagają nowych pomieszczeń. Któregoś dnia w połowie marca 1856 roku
burmistrz Turynu, Giovanni Battista Notta, znalazł na swym biurku list donoszący, że oto „ksiądz
Bosko Gioanni, będąc w potrzebie odremontowania starej budowli przyłączonej do oratorium
świętego Franciszka Salezego, aby móc przyjąć większą ilość młodzieży opuszczonej i zagrożonej”,
prosi go o dwie podane tutaj decyzje: 1) o przedłużenie pozwolenia uzyskanego trzy lata
wcześniej na dokończenie części budynku, znajdującej się między kościołem świętego Franciszka
Salezego a obecnym zakładem; i 2) o zezwolenie na wymianę strychów (solai) poprzedniej budowli
na mansardy. Stwierdził, że w ten sposób zaoszczędzi pieniądze niezbędne dla dokonania
przewidywanych zmian, których potrzebę realnie odczuwał125
. Bowiem ksiądz Bosko
przygotowywał się do tego, aby powiększyć ilość mieszkańców swego zakładu ze stu pięciu w roku
1855/56 do stu czterdziestu trzech w roku 1856/57126
. Ten wzrost o czterdzieści procent
wymagał dodatkowej przestrzeni. Pomiędzy kościołem świętego Franciszka Salezego a budynkiem
z roku 1852 miałaby zniknąć jako taka szopa Pinardiego; kościół i budynek zostałyby połączone
przez wydłużenie budynku aż do kościoła; zaś wzdłuż całego trzeciego piętra domu byłyby
utworzone mansardy127
.
Tak naprawdę to ksiądz Bosko decyzję rozpoczęcia nowych budów podjął na początku tegoż
1856 roku, kiedy to zwrócił się do ministra spraw wewnętrznych o zapomogę na powiększenie
swojego dzieła128
. Dnia 14 stycznia przydzielono mu trzysta franków, a potem, 9 maja, otrzyma
dalsze tysiąc franków.
W międzyczasie porozumiał się z przedsiębiorcą, trochę architektem, o nazwisku Giovenale
Delponte. Szopa Pinardiego została szybko rozebrana. Około 26 maja kanonik Edoardo Rosaz
dowiedział się, że ksiądz Bosko nie może przyjąć u siebie młodego szewca, którego chciał mu
posłać, „z tego powodu, że kawałek domu został zburzony, aby można go było na nowo
odbudować”129
. Nowy budynek rósł szybko. Należało się śpieszyć. Dnia 15 lipca ksiądz Bosko
zwlekał z odpowiedzią księdzu Stefano Pesce, „zanim się nie przekona, jak daleko są posunięte
prace budowlane”. Podawał na koniec, że „ponieważ dom stoi do góry nogami”, nie może
zaoferować temu duchownemu „pokoju, który byłby choć trochę godny przyjaciela”130
. Tymczasem
pod koniec miesiąca wydawało się, że budynek, który został przykryty, był już możliwy do
zamieszkania...131
Niestety, budowlani zbyt często gotowali księdzu Bosko przykre niespodzianki.
Dnia 22 sierpnia około godziny dziesiątej rano, sufit na czwartym poziomie nagle pękł pod
ciężarem - jak się zdaje - belki spadającej z góry podczas rozbiórki rusztowania; ustąpił sufit
czwartego piętra, potem drugiego i tak aż do piwnicy nowego skrzydła132
. Wszystko trwało jedną
minutę. Czy było to zaniedbanie ze strony Giovenale Delponte, jak stwierdzili od razu murarze w
pełni oddani księdzu Bosko, Carlo i Giosué Buzzetti? Możliwe! W każdym razie przedsiębiorca
szybko doprowadził do porządku budynek uszkodzony w czasie katastrofy.
Budowla ta nie zaspokajała jednak gorliwości księdza Bosko. Przemyśliwał nad szkołą
podstawową dla chłopców z całej okolicy, którzy jej bardzo potrzebowali. Podpisany przez niego
dnia 1 października okólnik donosił mieszkańcom Turynu, że szkołę taką otwiera się dla dzielnic
Borgo Dora, Santa Barbara, Piazza Paesana, Borgo San Donato, Collegno i Madonna di
Campagna. Mieszkało tam, jak obliczał, jakieś trzydzieści tysięcy ludzi bez kościoła i szkoły
publicznej. Jego pomieszczenie mogło przyjąć sto pięćdziesiąt dzieci133
. Zapewne w tym celu
dnia 22 września burmistrz pozwolił mu na wybudowanie baraku (tettoia)134
. Został on wzniesiony
wzdłuż via della Giardiniera w pobliżu głównej bramy oratorium135
. Szkoła dzielnicowa była
gotowa w listopadzie; jej kierownictwa podjął się młody Giacomo Rossi, który oprócz innych
zalet cenionych przez księdza Bosko, śpiewał pięknym, głębokim basem i umiał dość dobrze grać na
puzonie.
Tak więc pod koniec roku 1856 ksiądz Bosko miał już duży dom główny i obszerne
pomieszczenia. Wzdłuż pierwszego i drugiego piętra budynku rozciągały się galerie: nie trzeba
było zatem przebudowy korytarzy wewnętrznych. Pomieszczenia zostały podzielone. W
podziemiu - kuchnia, a dalej jadalnie; na parterze warsztaty: szewski, introligatorski stolarski,
sala rekreacyjna i różne magazyny; na pierwszym piętrze - pracownia krawiecka, sale klasowe,
biuro prefekta Alasonattiego, jedno studium i jedna sypialnia; na drugim piętrze - sale muzyczne
dla śpiewu i orkiestry, magazyn rzeczy podręcznych, szpitalik, mieszkanie Małgorzaty Occhiena
(była to już tylko nazwa, jak za chwilę zobaczymy), małe sale sypialne, wreszcie biblioteka i pokój
księdza Bosko; a na trzecim piętrze - jak wiemy, z mansardami - sypialnie i rzędy celek dla
nauczycieli i najmłodszych kleryków136
. Wyglądało to ładnie, ale ksiądz Bosko nie był w pełni
zadowolony. Kościół, pozbawiony wywietrzników, zionął wilgocią, wobec tego był „naprawdę
szkodliwy dla biednej młodzieży, która doń uczęszcza”; poza tym wilgoć niszczyła „paramenty
przeznaczone do kultu Bożego”137
. Będzie musiał drążyć ziemię pod kościołem świętego Franciszka
Salezego, a prace te pochłoną sześć tysięcy franków. Prawdą jest, że jego młodzież zdobędzie
dzięki temu refektarz i salę teatralną.
Organizacja dni świątecznych
Chociaż „plan regulaminu” nic o tym nie mówi, śpiew, muzyka i teatr zajmowały ważne
miejsce w „domu przyłączonym” do oratorium świętego Franciszka Salezego. Przed chwilą
widzieliśmy, że muzyka wokalna, muzyka instrumentalna oraz teatr otrzymały stosowne sale w
nowych pomieszczeniach księdza Bosko. Śpiew, muzyka i teatr, obok zabawy, ożywiały i
nagłaśniały święta, ważne chwile w życiu chłopców na Valdocco. Występy te, zawsze starannie
przygotowane, miały świadczyć o jakości i stylu wychowania, jakie otrzymywali. Jak ksiądz Bosko
zachowywał się ze swoimi przyjaciółmi w takich okolicznościach, pokazują nam ówczesne, niestety
bardzo nieliczne opisy.
Dnia 25 maja 1856 roku bp Moreno, ordynariusz Ivrea, udzielił w ciasnym kościółku świętego
Franciszka Salezego sakramentu bierzmowania około 1400 osobom. Możemy sobie wyobrazić, że
podchodzili oni kolejno grupami. Kronika nic na ten temat nie mówi. Podaje natomiast, że dzień
ten był bardzo wyczerpujący dla biskupa, bowiem zanim przybył na Valdocco o 730
, odbył
czterogodzinną podróż powozem; rozpoczął ceremonie o godz. 800
, a końcowego błogosławieństwa
udzielił dopiero po południu. Armonia zainteresowała się otoczeniem bierzmowanych. Dla niej była
to „wielka pociecha widzieć, jak ten święty człowiek, ksiądz Bosko, z ewangeliczną prostotą na
twarzy, cały czas trudził się, by utrzymać porządek w takim tłumie, i że przy takim wysiłku zdołał
zachować spokój i łagodność; podobnie również pełen gorliwości jego godny towarzysz, ks.
Alasonatti; a wraz z nim kilku członków Towarzystwa świętego Wincentego, wszyscy zatroskani,
aby uroczystość się udała; i wreszcie liczni bracia Szkół Chrześcijańskich, dopatrujący grupę
młodzieży, którą przyprowadzili”. Zadowolenie gazety wypływało co prawda z pewnej drobnostki
w naszych oczach. Redaktor po całym tym wyliczeniu zauważył: „Oto liczne wskazówki
potwierdzające trwałość wiary katolickiej w Piemoncie, mimo ataków ze strony protestantów”138
.
Ostatecznie, może to i prawda!
Minął tydzień, i w niedzielę, 1 czerwca, młodzież z oratorium świętego Franciszka Salezego
znalazła się w Suzie, aby uroczyście zakończyć miesiąc Maryi. Miejscowy korespondent pisma
Armonia nie omieszkał w związku z tym uczynić wielkiej pochwały, którą kończył tymi słowy:
„Chcę wam opowiedzieć o pięknej i pobożnej muzyce wykonywanej podczas uroczystości tego dnia przez
uczniów z oratorium świętego Franciszka Salezego, którym kieruje ten apostolski mąż, jakim jest ksiądz
Bosko (...). Świecki muzyk, który staje w kościele z pobożnością i z szacunkiem, to przecież zjawisko
nadzwyczajne. Pragnąłbym, aby ta forma wychowania młodzieży, tak wspaniale praktykowana przez
znakomitego księdza Bosko, była bardziej znana i szerzej stosowana...”139
Bardzo go bowiem oczarowało i zbudowało również skupienie młodych wykonawców z
oratorium oraz serce, jakie wkładali w swój śpiew.
Trzeci opis świętowania sprowadza się do programu obchodów ku czci świętego Alojzego
Gonzagi w oratorium świętego Franciszka Salezego, 29 czerwca, takiego, jaki przekazał ksiądz
Bosko do redakcji czasopisma. Mimo swej schematyczności, pokazuje nam, w jaki sposób
pojmowano przeżywanie świąt religijnych w jego zakładzie, kiedy istniał w nim ośrodek
młodzieżowy. Rano - Msze święte i możliwość przystąpienia do sakramentów; o godz. 900
-
rekreacja; o 1000
- suma. Po południu o godz. 300
- uroczyste nieszpory, kazanie, procesja i
błogosławieństwo Najświętszym Sakramentem; o godz. 500
- loteria dla dorosłych; o 600
- loteria dla
wszystkich; wreszcie o 700
- występ muzyczny i inne rozrywki140
. Tak więc nabożeństwa w
kościele zajmowały poważną część dnia; uroczyste odprawianie liturgii mszalnej i nieszporów było
nie do pomyślenia bez rytuału mszalnego (Kyrie, Gloria, Sanctus, Agnus Dei) i wielogłosowych
motetów; wieczorem koncert zastępował przedstawienie; wreszcie do obchodów włączała się cała
dzielnica, bowiem, chociaż mieszkańcy zakładu nie byli w całości „młodzi”, to „loteria dla
dorosłych” o godz. 1700
zakładała obecność ludzi z pobliskich przedmieść.
Posiadamy w końcu relację z uroczystości świętego Franciszka Salezego, patrona zakładu i
całego dzieła na Valdocco. Redakcja pisma Armonia wpadła na dobry pomysł obszernego
sprawozdania z tego obchodu w roku 1858141
. Ponieważ 29 stycznia (wspomnienie liturgiczne)
przypadał na dzień roboczy, całość została przeniesiona na najbliższą niedzielę, 31 stycznia. W
czasie tej uroczystości było wszystko: lśniące i głośne obrzędy religijne, obecność biskupa, uroczysty
chrzest osoby dorosłej, rozdanie nagród, orkiestra, chór, widowisko teatralne z dużym rozmachem.
Dziennikarz pisał: „Rano miała miejsce komunia generalna, w której uczestniczyło ponad
czterysta dzieci z twarzami rozpłomienionymi świętą radością”. „Potem odbyła się uroczysta Msza
św. śpiewana przez profesora Ramello. Zespół muzyczny składał się w całości z chłopców,
zarówno „studentów”, jak i rzemieślników, na ogół dobrych, a czasami znakomitych wykonawców.
Ten, kto jest przyzwyczajony do rozgardiaszu i skrajnej ruchliwości chłopców, był zaskoczony na
widok skupienia i pobożności tego nabitego kościoła, i to bez licznych asystentów (czyli osób
pilnujących). Tak było wszędzie: do utrzymania tej młodzieży w ciszy wystarcza wirtualna obecność
jej umiłowanego dyrektora. Po obiedzie bawiono się na urozmaiconym koncercie orkiestry,
uzupełnionym przyzwoitymi rozrywkami całego tego ożywionego tłumu. Po nieszporach biskup
Balma przystąpił do udzielenia chrztu dorosłemu Maurowi, który swoje podwójne wykupienie,
duchowe i doczesne, zawdzięcza swoim rodzicom chrzestnym, hrabiemu i hrabinie Clavesana142
.
Błogosławieństwo Najświętszym Sakramentem zakończyło część religijną. Potem ów godny prałat
przewodniczył rozdzielaniu nagród. Ich zdobywcy, czy to „studenci”, czy rzemieślnicy, nie
zawdzięczali swoich wyróżnień przełożonym, ale wolnemu i sumiennemu głosowaniu swoich
kolegów. W międzyczasie radosną nutą zabrzmiała orkiestra. Rozdawanie nagród zakończyła znana
pieśń: Boleść Rzymian na odejście Piusa VII, wykonana pięknie przez młodego Carlo Tomatisa z
towarzyszeniem chóru złożonego z ponad dwudziestu śpiewaków”. „Pozostała jeszcze sztuka
teatralna, dramat zatytułowany Baldini, bardzo piękny temat moralny i wychowawczy. Młodzieniec o
szlachetnym sercu, którego namowy kolegi sprowadziły na złą drogę, staje się szefem rozbójników
Ale obraz matki, który sobie na szczęście przypomniał, sprowadza go na drogę honoru i cnoty.
Długie i obszerne pomieszczenie służące młodzieży do nauki, szybko zostało zamienione na salę
teatralną. Młodzi aktorzy wywiązali się znakomicie ze swoich ról. Sympatia i oklaski publiczności
były skierowane przede wszystkim do pana Fusero, byłego wychowanka tego domu. Po zakończeniu
dramatu podniosła się ponownie kurtyna i na scenie zauważono grób oraz młodego człowieka
składającego na nim wiązankę kwiatów. Za grobem pojawiła się ubrana na biało postać z pochodnią
w ręku, a smutna pieśń wyrzucała młodzieńcowi marność jego kwiatów i bezowocność jego
łez”. Autor artykułu kończy nie bez słuszności: „W ten sposób wspaniały i czcigodny ksiądz Bosko,
łącząc przyjemne z pożytecznym, z niesłychaną roztropnością i z ojcowską miłością, na przestrzeni
jednego dnia potrafił uświęcić i zabawić tłum młodzieży, którą kocha jak własne dzieci i przez którą
sam jest kochany jak ojciec”.
Wszystko było przemyślane. Cały ten dzień opierał się na zamiarze wychowawczym, tutaj
bardzo wyrazistym od porannej komunii aż do wieczornego przedstawienia. Nasz święty
przywiązywał wagę do tego, by muzyka i widowiska jednocześnie rozweselały i ulepszały serca
młodzieży. W jego mniemaniu umoralniający charakter śpiewu i sztuk teatralnych doskonale
pasował do ich prostych dusz. Księdzu Bosko w pełni udała się uroczystość świętego Franciszka
Salezego w roku 1858.
„Dom przyłączony” dobrze zorganizowany
Kiedy 1 marca 1857 roku Dominik Savio po raz ostatni żegnał się ze swoimi kolegami przed
wyjazdem do Mondonio, gdzie zmarł, ośrodek młodzieżowy, który ksiądz Bosko nazywał domem
przyłączonym do oratorium świętego Franciszka Salezego, był wyposażony w całkiem zadowalającą
Francis desramaut rozdzial 11
Francis desramaut rozdzial 11
Francis desramaut rozdzial 11
Francis desramaut rozdzial 11
Francis desramaut rozdzial 11

Mais conteúdo relacionado

Destaque

Historia małżeństwa
Historia małżeństwaHistoria małżeństwa
Historia małżeństwasdbkarol
 
Podział Sumienia Cz2
Podział Sumienia Cz2Podział Sumienia Cz2
Podział Sumienia Cz2parakletpl
 
Czystość Jako Dar
Czystość Jako DarCzystość Jako Dar
Czystość Jako Darparakletpl
 
Kobieta i mężczyzna
Kobieta i mężczyznaKobieta i mężczyzna
Kobieta i mężczyznaparakletpl
 
2.3. sumienie i jego rodzaje
2.3. sumienie i jego rodzaje2.3. sumienie i jego rodzaje
2.3. sumienie i jego rodzajeKM Ludźmierz
 
Sakrament MałżEńStwa W Nauczaniu KośCiołA
Sakrament MałżEńStwa W Nauczaniu KośCiołASakrament MałżEńStwa W Nauczaniu KośCiołA
Sakrament MałżEńStwa W Nauczaniu KośCiołAparakletpl
 

Destaque (6)

Historia małżeństwa
Historia małżeństwaHistoria małżeństwa
Historia małżeństwa
 
Podział Sumienia Cz2
Podział Sumienia Cz2Podział Sumienia Cz2
Podział Sumienia Cz2
 
Czystość Jako Dar
Czystość Jako DarCzystość Jako Dar
Czystość Jako Dar
 
Kobieta i mężczyzna
Kobieta i mężczyznaKobieta i mężczyzna
Kobieta i mężczyzna
 
2.3. sumienie i jego rodzaje
2.3. sumienie i jego rodzaje2.3. sumienie i jego rodzaje
2.3. sumienie i jego rodzaje
 
Sakrament MałżEńStwa W Nauczaniu KośCiołA
Sakrament MałżEńStwa W Nauczaniu KośCiołASakrament MałżEńStwa W Nauczaniu KośCiołA
Sakrament MałżEńStwa W Nauczaniu KośCiołA
 

Semelhante a Francis desramaut rozdzial 11

KLASZTOR DUCHACZEK Z KOŚCIOŁEM PW. ŚW. TOMASZA W KRAKOWIE "800 lat historii k...
KLASZTOR DUCHACZEK Z KOŚCIOŁEM PW. ŚW. TOMASZA W KRAKOWIE "800 lat historii k...KLASZTOR DUCHACZEK Z KOŚCIOŁEM PW. ŚW. TOMASZA W KRAKOWIE "800 lat historii k...
KLASZTOR DUCHACZEK Z KOŚCIOŁEM PW. ŚW. TOMASZA W KRAKOWIE "800 lat historii k...Małopolski Instytut Kultury
 
Stefan Kardynał Wyszyński - Zapiski Wiezienne
Stefan Kardynał Wyszyński - Zapiski WiezienneStefan Kardynał Wyszyński - Zapiski Wiezienne
Stefan Kardynał Wyszyński - Zapiski Wieziennesiloam
 
Zalozycielpallotynow
ZalozycielpallotynowZalozycielpallotynow
ZalozycielpallotynowBidzisi
 
KOŚCIÓŁ I KLASZTOR BRACI KAPUCYNÓW W KRAKOWIE - "Za murem" (wystawa)
KOŚCIÓŁ I KLASZTOR BRACI KAPUCYNÓW W KRAKOWIE  - "Za murem" (wystawa)KOŚCIÓŁ I KLASZTOR BRACI KAPUCYNÓW W KRAKOWIE  - "Za murem" (wystawa)
KOŚCIÓŁ I KLASZTOR BRACI KAPUCYNÓW W KRAKOWIE - "Za murem" (wystawa)Małopolski Instytut Kultury
 
Saint maximilian kolbe (polish)
Saint maximilian kolbe (polish)Saint maximilian kolbe (polish)
Saint maximilian kolbe (polish)Martin M Flynn
 
Reformacja
ReformacjaReformacja
Reformacjagblonska
 
1.Charyzmaty w pierwszym milenium Kościoła
1.Charyzmaty w pierwszym milenium Kościoła1.Charyzmaty w pierwszym milenium Kościoła
1.Charyzmaty w pierwszym milenium Kościołaparakletos
 
Niepełnosprawny w dziejach
Niepełnosprawny w dziejachNiepełnosprawny w dziejach
Niepełnosprawny w dziejachKasia Babińska
 

Semelhante a Francis desramaut rozdzial 11 (10)

Historia kościoła
Historia kościołaHistoria kościoła
Historia kościoła
 
KLASZTOR DUCHACZEK Z KOŚCIOŁEM PW. ŚW. TOMASZA W KRAKOWIE "800 lat historii k...
KLASZTOR DUCHACZEK Z KOŚCIOŁEM PW. ŚW. TOMASZA W KRAKOWIE "800 lat historii k...KLASZTOR DUCHACZEK Z KOŚCIOŁEM PW. ŚW. TOMASZA W KRAKOWIE "800 lat historii k...
KLASZTOR DUCHACZEK Z KOŚCIOŁEM PW. ŚW. TOMASZA W KRAKOWIE "800 lat historii k...
 
Stefan Kardynał Wyszyński - Zapiski Wiezienne
Stefan Kardynał Wyszyński - Zapiski WiezienneStefan Kardynał Wyszyński - Zapiski Wiezienne
Stefan Kardynał Wyszyński - Zapiski Wiezienne
 
Zalozycielpallotynow
ZalozycielpallotynowZalozycielpallotynow
Zalozycielpallotynow
 
KOŚCIÓŁ I KLASZTOR BRACI KAPUCYNÓW W KRAKOWIE - "Za murem" (wystawa)
KOŚCIÓŁ I KLASZTOR BRACI KAPUCYNÓW W KRAKOWIE  - "Za murem" (wystawa)KOŚCIÓŁ I KLASZTOR BRACI KAPUCYNÓW W KRAKOWIE  - "Za murem" (wystawa)
KOŚCIÓŁ I KLASZTOR BRACI KAPUCYNÓW W KRAKOWIE - "Za murem" (wystawa)
 
Saint maximilian kolbe (polish)
Saint maximilian kolbe (polish)Saint maximilian kolbe (polish)
Saint maximilian kolbe (polish)
 
Reformacja
ReformacjaReformacja
Reformacja
 
Blaski i cienie sredniowiecza
Blaski i cienie sredniowieczaBlaski i cienie sredniowiecza
Blaski i cienie sredniowiecza
 
1.Charyzmaty w pierwszym milenium Kościoła
1.Charyzmaty w pierwszym milenium Kościoła1.Charyzmaty w pierwszym milenium Kościoła
1.Charyzmaty w pierwszym milenium Kościoła
 
Niepełnosprawny w dziejach
Niepełnosprawny w dziejachNiepełnosprawny w dziejach
Niepełnosprawny w dziejach
 

Mais de sdbkarol

Salezjanskie Duszpasterstwo Mlodziezowe
Salezjanskie Duszpasterstwo MlodziezoweSalezjanskie Duszpasterstwo Mlodziezowe
Salezjanskie Duszpasterstwo Mlodziezowesdbkarol
 
Salezjanskie DM
Salezjanskie DMSalezjanskie DM
Salezjanskie DMsdbkarol
 
kilka spostrzeżeń o homo
kilka spostrzeżeń o homokilka spostrzeżeń o homo
kilka spostrzeżeń o homosdbkarol
 
Materiały dla scholi
Materiały dla scholiMateriały dla scholi
Materiały dla scholisdbkarol
 
Różne oblicza chrześcijaństwa
Różne oblicza chrześcijaństwaRóżne oblicza chrześcijaństwa
Różne oblicza chrześcijaństwasdbkarol
 
Wyznanie wiary kościoła [niekompletne]
Wyznanie wiary kościoła [niekompletne]Wyznanie wiary kościoła [niekompletne]
Wyznanie wiary kościoła [niekompletne]sdbkarol
 
Krzyżówka [1]
Krzyżówka [1]Krzyżówka [1]
Krzyżówka [1]sdbkarol
 
Religie na świecie, cz.1
Religie na świecie, cz.1Religie na świecie, cz.1
Religie na świecie, cz.1sdbkarol
 
Wyznanie wiary Kościoła
Wyznanie wiary KościołaWyznanie wiary Kościoła
Wyznanie wiary Kościołasdbkarol
 
Zawsze Dziewica
Zawsze DziewicaZawsze Dziewica
Zawsze Dziewicasdbkarol
 
Powtórka materiału 1
Powtórka materiału 1Powtórka materiału 1
Powtórka materiału 1sdbkarol
 
Stworzenie, grzech, odkupienie
Stworzenie, grzech, odkupienieStworzenie, grzech, odkupienie
Stworzenie, grzech, odkupieniesdbkarol
 

Mais de sdbkarol (12)

Salezjanskie Duszpasterstwo Mlodziezowe
Salezjanskie Duszpasterstwo MlodziezoweSalezjanskie Duszpasterstwo Mlodziezowe
Salezjanskie Duszpasterstwo Mlodziezowe
 
Salezjanskie DM
Salezjanskie DMSalezjanskie DM
Salezjanskie DM
 
kilka spostrzeżeń o homo
kilka spostrzeżeń o homokilka spostrzeżeń o homo
kilka spostrzeżeń o homo
 
Materiały dla scholi
Materiały dla scholiMateriały dla scholi
Materiały dla scholi
 
Różne oblicza chrześcijaństwa
Różne oblicza chrześcijaństwaRóżne oblicza chrześcijaństwa
Różne oblicza chrześcijaństwa
 
Wyznanie wiary kościoła [niekompletne]
Wyznanie wiary kościoła [niekompletne]Wyznanie wiary kościoła [niekompletne]
Wyznanie wiary kościoła [niekompletne]
 
Krzyżówka [1]
Krzyżówka [1]Krzyżówka [1]
Krzyżówka [1]
 
Religie na świecie, cz.1
Religie na świecie, cz.1Religie na świecie, cz.1
Religie na świecie, cz.1
 
Wyznanie wiary Kościoła
Wyznanie wiary KościołaWyznanie wiary Kościoła
Wyznanie wiary Kościoła
 
Zawsze Dziewica
Zawsze DziewicaZawsze Dziewica
Zawsze Dziewica
 
Powtórka materiału 1
Powtórka materiału 1Powtórka materiału 1
Powtórka materiału 1
 
Stworzenie, grzech, odkupienie
Stworzenie, grzech, odkupienieStworzenie, grzech, odkupienie
Stworzenie, grzech, odkupienie
 

Francis desramaut rozdzial 11

  • 1. Francis Desramaut KSIĄDZ BOSKO NA TLE SWOICH CZASÓW (1815-1888) Skorowidz Tytuł oryginału: DON BOSCO EN SON TEMPS (1815-1888) Wydawnictwo: SOCIETÀ EDITRICE INTERNAZIONALE TORINO 1996 Przekład: Tadeusz Jania KRAKÓW 1998 Setna rocznica obecności synów księdza Bosko na ziemiach polskich
  • 2. R o z d z i a ł XI Organizacja domu przy oratorium Grabież dóbr należących do frati i do monache w państwach sardeńskich Kiedy w Piemoncie panowała zaraza, pojawiło się tam także inne nieszczęście: liczne domy zakonne, frati i monache, doznały niełaski ministra Urbano Ratazziego. Ksiądz Bosko przeczytał zapewne w Armonia dnia 17 października 1854 roku: „Wiadomości z ostatniej chwili (17 października 1854 r.). Nasze ministerstwo otrzymało energiczną notę z Rzymu, w której Stolica Święta z kolei1 uroczyście protestuje wobec prześladowań, jakim poddawany jest Kościół w Piemoncie, w szczególności wobec wypędzania, ograbiania, napadów, samowolnych pociągnięć stosowanych do monache i do frati z pogwałceniem wszelkich praw ludzkich i boskich”2 . Owe „prześladowania” dawały mu sporo do myślenia. Czyż dla lepszego ukształtowania swego dzieła nie planował w miesiącu styczniu, wraz ze swymi czterema młodzieńcami, czegoś w rodzaju instytucji zakonnej? Hrabia Kamil de Cavour, który dnia 4 listopada 1852 roku został prezesem rady ministrów, zachowując jednocześnie tekę ministra finansów, z początku miał na stanowisku ministra spraw wewnętrznych Gustavo Ponza di San Martino, podczas gdy funkcję ministra łaski i sprawiedliwości pełnił Carlo Bon Compagni. To ostatnie ministerstwo, istniejące do maja 1855 roku, miało ulec przekształceniu. Dnia 27 października 1853 roku król mianował ministrem łaski i sprawiedliwości Urbano Ratazziego. Rozpoczną się trudne czasy dla funkcjonariuszy. Urbano Ratazzi (1808-1873), człowiek najpełniej reprezentujący piemoncką lewicę, zdecydowany antyklerykał (w znaczeniu przeciwstawienia się wszelkiemu klerykalizmowi), był zwolennikiem energicznych rozwiązań. Już w latach 1848-1849, przed wydarzeniami z Nowary, jako minister sprawiedliwości w „demokratycznym” rządzie tego okresu, pierwszym jego aktem stał się okólnik do biskupów, zagrażający aresztowaniem tym, którzy by ogłaszali i rozpowszechniali decyzje przeciwne nowym instytucjom kraju. Popierał rząd za czasów ministrowania d’Azeglio, który z pomocą ustaw Siccardiego zniósł sądy kościelne3 . Ratazzi miał skłonność do rządzenia dyktatorskiego: wzywał na konsultacje, ad audiendum verbum, sędziów (przypadek z wiceprzewodniczącym trybunału w Chambéry, Gabrielem Fosseretem, 11 stycznia 1854 r.), czasami dlatego, że mimo poważnego przestępstwa uwolniono jakiegoś duchownego (25 października 1854 r.); ściągał biskupów, „by ich zapoznać z zamiarami rządu, tymi mianowicie, iż będzie przestrzegał prawa i używał wszelkich środków, by to osiągnąć” (przypadek z biskupem z Nowary, 19 stycznia 1854 r.); zmuszał funkcjonariuszy do składania „deklaracji publicznej o nieprzynależności do (republikańskiego) mazzinizmu (12 stycznia 1854 r.); wydalał z państw sardeńskich cudzoziemskich współpracowników gazet klerykalnych (19 stycznia 1854 r.)...4 Wpływ Ratazziego na bieg spraw państwowych zwiększy się jeszcze, kiedy na początku marca 1854 roku, po dymisji San Martino, obejmie dodatkowo tekę ministra spraw wewnętrznych. Jako zawodowy prawnik, miał utrwalone przekonania na temat suwerenności państwa i jego związków z Kościołem. Dnia 6 marca 1854 roku z tekstu przewidywanego planu budżetu zniknął zapis: spese ecclesiastiche (wydatki kościelne). Ratazzi nie tylko odrzucał wszelkie przywileje Kościoła w stosunku do państwa, ale nie uznawał między tymi dwiema instytucjami żadnego podziału, skądinąd tak bardzo drogiego dla Cavoura. Głosił, że Kościół znajduje się w państwie, a nie ponad lub obok. Dnia 8 marca 1854 roku izba poselska usłyszała z jego ust: „Kościół jest w państwie, i tak być musi. Kościół jest w państwie, a władza państwowa nie może pozwalać sobie na utratę suwerenności wobec spraw należących do porządku cywilnego...”5 Podczas trwania epidemii cholery administracja pod jego rozkazami stosowała te zasady w sposób zdecydowany. W razie konieczności władza cywilna decydowała o dobrach kościelnych. Dnia 10 sierpnia 1854 roku zajęto klasztor kartuzów w Collegno6 . Pomiędzy 14 a 22 sierpnia zostali usunięci ze swoich pomieszczeń w Turynie oblaci Maryi przy sanktuarium Consolata, kanoniczki lateraneńskie z
  • 3. klasztoru Santa Croce, oraz kapucynki. Podczas owych tygodni trwania epidemii klasztor franciszkański w Sarzana zamieniono na lazaret, a dom lazarystów w Casale „oddano do użytku oddziału saperów wojskowych”; barnabici i dominikanie w Aleksandrii zostali wydaleni ze swoich klasztorów i osadzeni pierwsi w Vercelli, drudzy w Bosco; na lazaret przekształcono również klasztor serwitów. Podobny los spotkał inne domy zakonne: klasztor kapucynów z Conflans w Sabaudii został częściowo przeznaczony na „tymczasowy szpital wojskowy garnizonu z Artberville”; oblatów z Pinerolo - na „dom pomocy dla rodzin osób zagrożonych cholerą”. Część klasztoru klarysek w Cuneo przekazano na okres „przejściowy” zarządowi miasta; u cystersów w Vico zrobiono „lazaret” z zastrzeżeniem, że w razie potrzeby zajęty będzie dom księży świętego Filipa (filipinów). W Carmagnola władze miejskie przemieniły na lazaret klasztor augustianów. Benedyktynki w Asti zostały wyrzucone ze swego klasztoru Wniebowzięcia i przyłączone do klasztoru świętej Klary. W Voghera zajęto kościół karmelitów „do wyłącznego użytku sąsiedniego lazaretu”. Klasztory w Saluzzo, San Giovanni i San Bernardino odebrano właścicielom po to, „by pomieścić tam rodziny mieszkające w domach pozbawionych dobrych warunków”7 . Za te mniej lub bardziej wyraźne wywłaszczenia najwyższą cenę zapłacili zakonnicy oddani modlitwie i kontemplacji: benedyktyni, karmelici, cystersi..., oraz zakony żebrzące: dominikanie, franciszkanie, serwici. Arcybiskup Fransoni ze zwyczajną sobie nieustępliwością zachęcał ludzi Kościoła do sprzeciwu. Do kanonika Fissore pisał dnia 16 sierpnia 1854 roku: „Twórzmy wszelkie możliwe formy oporu, aby rząd musiał coraz bardziej odsłaniać swoje plany prześladowań wobec Kościoła. Jeśli jest nam pisane, że musimy polec, to winniśmy ginąć w walce. Jeśli księdza zamkną albo wypędzą, to proszę przyjechać do Lyonu, będziemy razem”8 . Dziewięć dni później bardzo ostro potępił publicznie tych, którzy czy to „z wyższych sfer”, czy jako zwykli „poddani” podlegają „najgorszym ekskomunikom” za udział z pogwałceniu klasztornej kalauzury9 . Tak więc Stolica Święta miała w dniu 17 października powody do opłakiwania „grabieży” i „gwałtów” dokonanych w poprzednich miesiącach na frati i na monache w Piemoncie. Polityka ta niepokoiła zresztą wielu ludzi w państwach sardeńskich. Cavour narażał się na niezadowolenie ludności katolickiej na wsi, na wrogość dworu królewskiego i duchowieństwa, a także biurokratom, którym te pociągnięcia przeszkadzały. Odpowiednie tego skutki odbiły się w parlamencie. By przeciwstawić się zachowawczej i klerykalnej prawicy, musiał wejść w koalicję z lewicą, nawet skrajną, reprezentowaną przez Brofferio. Zaprzestał (chwilowo) polityki umiarkowanej i rzeczywiście liberalnej, a także zasady oddzielenia Kościoła od państwa. Opublikowany w tymże roku list, który - jak sądzono - skierował do niego na początku znanej książki, La Chiesa e lo Stato in Piemonte (Kościoł i państwo w Piemoncie), Pier Carlo Boggio, dla klerykalnego podniebienia miał posmak ironiczny. Prostoduszne twierdzenia tego zdolnego ucznia zbyt wyraźnie dementowały brutalne zapędy Urbano Ratazziego. Można sobie wyobrazić, jak wzruszali ramionami przełożeni zakonni i biskupi, kiedy czytali: „To właśnie pan, panie hrabio, nauczył mnie wierzyć w tylko jedną zasadę: w wolność; w zasadę powszechną i skuteczną jak prawda i sprawiedliwość, których ona jest logicznym rozwinięciem i praktycznym zastosowaniem. Zasada ta, godząca przedtem dwa elementy pozornie sprzeczne: króla i lud, autorytet i wolne wybory, ta sama zasada pogodzi również Kościół i państwo; usunie ostatecznie przeszkody, których całkowitą negację lub uznanie częściowe i ograniczone stawia się dzisiaj bezustannie ponad pokojowym rozwojem obu społeczności, kościelnej i świeckiej, stworzonych przecież po to, by wspierać się wzajemnie, jako że i jedna, i druga odpowiadają dwu równie rzeczywistym i świętym potrzebom ludzkiej natury...”10 Cavour na swoją obronę mógł przywołać jedynie uparte niezrozumienie ze strony Stolicy Świętej, sprzeciwiającej się niezbędnej reformie celem bardziej sprawiedliwego podziału dochodów kościelnych. Projekt ustawy o klasztorach (28 listopada 1854 r.) Dnia 28 listopada 1854 roku Urbano Ratazzi jako minister sprawiedliwości i Kamil Cavour jako minister finansów złożyli jednocześnie w parlamencie projekt ustawy zwanej „zakonną”. Decydował on w gruncie rzeczy, że przestają legalnie istnieć na terytorium państw sardeńskich domy
  • 4. stowarzyszeń zakonnych, nie oddających się przepowiadaniu, wychowaniu lub opiece nad chorymi; ich wykaz miał podawać następny dokument. Stracić także miały osobowość prawną kapituły przy kościołach kolegiackich, chyba że się zajmują duszpasterstwem; a także beneficja proste, nie związane ze służbą religijną tych, którzy z nich korzystają. Dobra należące do enti morali (jednostek moralnych, osób prawnych), które miały zniknąć, byłyby pomieszczone w kasie kościelnej z przeznaczeniem na wypłacanie pensji zakonnikom z rozwiązanych stowarzyszeń i kanonikom ze wspomnianych kolegiat, a również na uzupełnienie uposażenia dla proboszczów znajdujących się w potrzebie. Kasa ta byłaby regularnie zasilana z podatków proporcjonalnych do dochodów pobieranych od opactw, od beneficjów parafialnych, od seminariów, od urzędów biskupich i arcybiskupich, a także od istniejących domów zakonnych. Komisja, której zlecono przedstawienie tej ustawy, przedstawiła zasady Ratazziego dotyczące „Kościoła i państwa”. Wszystkie enti morali, jako twory wyłącznie samodzielnego państwa, pojawiają się i znikają według uznania tego ostatniego. We wspomnianym raporcie pojawiły się doktryny regalistyczne znane za Ancien Régimu, zgodnie z którymi król jest panem swoich poddanych i ich dóbr. Doszły więc teraz prawne tego konsekwencje: placet, skargi traktowane jako nadużycie, exequatur. Dowiadujemy się, że te pełne niezależności zasady, odziedziczone po naszych przodkach i królach... dzisiaj zostają poddane zabezpieczeniu ze strony władz konstytucyjnych”11. Komisja poszerzyła bez żadnych ograniczeń pierwszy artykuł owego projektu: „Wszystkie wspólnoty i wszystkie instytucje, o jakimkolwiek charakterze, zakony monastyczne i stowarzyszenia regularne na terenie państwa zostają zniesione...”12 Tak sobie życzył deputowany Brofferio. Sądzono, że to przesada. Umiarkowani liberałowie, jak Domenico Buffa, doznali zakłopotania. „Rząd schodzi z prostej drogi, bo jednocześnie narusza własność, wolność i zasadę oddzielenia władzy cywilnej od władzy kościelnej; odchodzi szybkim krokiem od normalnego funkcjonowania rządu pozbawionego metod rewolucyjnych”. Dla tego mędrca zniesienie zakonów było niczym innym jak „zjełczałym naśladownictwem rewolucji francuskiej”13 . Jeszcze mocniej bił na alarm episkopat piemoncki. Dnia 5 stycznia 1855 roku Armonia opublikowała jako dodatek „List wszystkich arcybiskupów, biskupów i wikariuszy kapitulnych Państwa do Senatu i do Izby deputowanych przeciw projektowi ustawy o zniesieniu wspólnot zakonnych i instytucji kościelnych”14 . Pismo to, dobrze przemyślane i poprawnie ułożone, ukazywało, że ów projekt jest równocześnie „niesprawiedliwy”, „nielegalny”, „antykatolicki” i „antyspołeczny”. Przypominało, że „Sprawiedliwość wymaga, by oddać każdemu to, co do niego należy, by nie wyciągać ręki po własność bliźniego oraz by szanować wszelkie prawa”. Tekstowi projektowanej ustawy dla ukazania jej bezprawności przeciwstawiano sześć artykułów Statuto. Według Statuto religia katolicka jest jedyną religią państwa, wszelka własność bez wyjątku jest nietykalna i wszyscy obywatele królestwa są równi wobec prawa i uczestniczą w obowiązkach wobec państwa w zależności od stanu posiadania. Uważano, iż osobom duchownym nakłada się dwa lub trzy razy wyższe podatki niż świeckim. Projektowana ustawa - mówili biskupi - będzie antyspołeczna, ponieważ społeczeństwo opiera się na własności, sprawiedliwości i religii, na trzech instytucjach, które ona znieważa...15 Dnia 11 stycznia znany człowiek, który - jak się zdaje - cieszył się zaufaniem księdza Bosko, hrabia Clemente Solaro della Margherita16 , gwałtownie zaatakował tę ustawę w pamiętnym przemówieniu w izbie deputowanych. Stwierdził, iż „depcze ona wszelką zasadę sprawiedliwości do tego stopnia, że czyni Izbę współodpowiedzialną za kwalifikowane przestępstwa (przeciw zakonnikom), jakie zdrowa część kraju już odrzuciła i wzgardziła nimi z poczuciem odrazy. Panowie, ustawa, jaką nam się proponuje, jest więcej niż zniewagą, jest zdradą tego ludu, który przyklasnął pierwszemu artykułowi Statuto, według którego religia katolicka stanowi najważniejszy filar”. Na koniec stwierdził, że ustawa jest sacrilego latrocinio (świętokradzką kradzieżą); sformułowanie to lewica skwitowała gwizdami, a przewodniczący zakwalifikował je jako „nieparlamentarne” i o mało nie odebrał mówcy głosu. Przecież on czynił z ministrów, zwolenników ustawy, złodziei i świętokradców17 . Tego samego języka używał w Rzymie Pius IX, kiedy w przemówieniu podczas konsystorza w dniu 22 stycznia określił projektodawców ustawy jako praedatores i profanatores. Po wyrażeniu swego głębokiego smutku wobec wiadomości napływających z Piemontu, gdzie znieważa się prawa Kościoła i Stolicy Świętej, oznajmił: „... Odrzucamy i potępiamy nie tylko wszystkie i każdy z osobna dekrety ogłoszone przez ten rząd na niekorzyść uprawnień i
  • 5. autorytetu Kościoła i Stolicy Świętej, ale także ostatnio proponowaną ustawę oraz uznajemy ją za niebyłą i bez najmniejszego znaczenia. Poza tym z największą powagą upominamy tych wszystkich, którzy swoimi nazwiskami, czynami i poleceniami przyczynili się do wspomnianych dekretów, oraz tych wszystkich, którzy w jakikolwiek sposób popierali ostatnio proponowaną ustawę lub nie zaniechali opowiedzenia się za jej uchwaleniem i wprowadzeniem w życie, żeby się w głębi serca zastanowili nad karami i cenzurami, jakie zostały ustanowione przez konstytucje apostolskie i kanony świętych soborów, zwłaszcza Trydenckiego (sesja XXII, rozdz. XI), przeciw gwałcicielom władzy i wolności kościelnej i przeciw uzurpatorom praw Kościoła i Stolicy Świętej...”18 Trzeba jednak przyznać, że ten sposób mówienia, wywodzący się z chrześcijaństwa średniowiecznego, robił wrażenie wyłącznie na żarliwych katolikach. „Pogrzeby na dworze królewskim!” Zdanie króla Wiktora Emanuela, którego żona i matka były bardzo pobożne, liczyło się mocno. Myliłby się ten, kto by sobie wyobrażał władcę państw sardeńskich jako czysto dekoracyjny element narodu. Nikt lepiej nie wiedział jak Cavour, Ratazzi i ich doradcy, iż „należy się zatrzymać tam, gdzie zatrzymała się ta osobistość, i nie należy stosować nacisków i wykrętów”, nawet gdyby miały na tym ucierpieć pozycje ludzi i ich reputacja. Głęboki znawca dyplomacji piemonckiej i zaufany człowiek Kamila Cavoura, Michelangelo Castelli (1810-1875), pisał do Domenico Buffy: „Wszystko opiera się na nim (na królu), i wszyscy, a oni na pierwszym miejscu, muszą coś poświęcić, aby w opinii publicznej jego imię nie spotkało się z najmniejszym nawet poniżeniem; a co do tego, oni doskonale się zgadzają”19 . Król stał się newralgicznym punktem rządzącego organizmu. On więc, z początku przekonany, „zgodnie z zapewnieniami Ratazziego (...), że sprawa nie przedstawiała tak wielkich trudności i że istniała połowiczna ugoda z biskupami i z Rzymem”, teraz musiał stwierdzić, iż było „zupełnie inaczej”20 . „Surowe zarzuty” ordynariusza Genui, abpa Charvaza, który był jego nauczycielem, wprawiły go w zakłopotanie21 . Niepokoiły go obawy pewnej części ludności. Jego bezradność wzmogła jeszcze bardziej wisząca nad Piemontem sprawa udziału w Wojnie Krymskiej. Dnia 1 stycznia 1855 roku odbył „wielogodzinną” rozmowę z arcybiskupem Chavarezem i z hrabią Revelem, liderem prawicy w izbie deputowanych, na temat stworzenia ekipy rządowej, która by zastąpiła zespół Cavour-Ratazzi. Oczywiście, dzięki sprytowi i umiejętności podejmowania decyzji Kamila Cavoura, sprawa szybko upadła22 . Jednakże ludzie dobrze poinformowani wiedzieli, do kogo się zwrócić, aby w miarę możliwości zmienić bieg wydarzeń. Ksiądz Bosko, który śledził - jak mógł - całą dyskusję za pośrednictwem prasy i poprzez rozmowy z przyjaciółmi dobrze widzianymi na dworze, takimi jak markiz Domenico Fassati lub hrabia Carlo Cays, osobiście zwrócił się do króla, a było to najprawdopodobniej w końcu grudnia 1854 roku lub w pierwszych dniach stycznia 1855 roku23 . Tradycja salezjańska podaje, że skłonił go do tego dwa razy powtarzający się sen, którego tylko drobny fragment, potwierdzony przez Pietro Enrię, może stanowić w miarę pewny element: „Przypominam sobie, że któregoś wieczoru, jeśli się nie mylę, w roku 1854 lub 1855 (ksiądz Bosko) opowiadał, iż miał pewien sen. Kiedy przebywał w swoim pokoju, zjawił się ktoś ubrany w czarną liberię: był to lokaj z dworu królewskiego. Powiedział: księże Bosko, na dworze królewskim są pogrzeby. Przebudził się przerażony. Ale przecież to tylko sen. Następnej nocy ta sama postać zjawiła się i powiedziała bardzo głośno: księże Bosko, wielkie pogrzeby na dworze królewskim! Istotnie, krótko potem zmarły królowe: Maria Teresa i Maria Adelajda, a także Ferdynand, książę Genui oraz jakiś inny jeszcze mały książę, którego imienia sobie nie przypominam”24 . W kwietniu 1855 roku myśli księdza Bosko na temat kar zsyłanych przez Opatrzność na społeczności sprzeciwiające się religii ilustrowała broszura, której autorem był Jacques-Albin Collin de Plancy, baron Nilinse, a która pojawiła się wtedy w Letture cattoliche: „Jak są rozkradane dobra kościelne i jakie z tego płyną skutki? Wraz z krótkim dodatkiem o szczególnych przypadkach na terenie Piemontu”25 . Dowody ukazane przez barona dla podtrzymania swojej tezy w większości pochodziły z dawnych dziejów Anglii, pomiędzy Wilhelmem Zdobywcą a Henrykiem VIII, królem, o którym broszura mówiła bardzo dużo. Pośrednio jednak autor wchodził w historię sobie
  • 6. współczesną. Tak było, kiedy zapewniał, iż grabieżcy Saint Germain l’Auxerrois i pałacu arcybiskupiego w Paryżu w roku 1831 „zostali wyraźnie dotknięci przez sprawiedliwość Bożą popadając w zarazę, w bankructwa i w inne kary” (s. 49). Na końcu książki kilka stronic poświęcono Piemontowi w latach 1774-1850. Wystarczy ostatni fragment dotyczący abpa Fransoniego z datą 4 maja 1850 roku, aby się przekonać o prostactwie broszury barona z Nilinse: „Arcybiskup Turynu został zamknięty w cytadeli. W tym samym dniu silny mróz łamie trawy, niszczy gałęzie morwy a nawet niektóre drzewa. Szkody wyrządzone Piemontowi dochodzą do piętnastu milionów i więcej” (s. 83). Twierdził, że wystąpienia przeciw Kościołowi regularnie podlegały karze poprzez choroby i katastrofy naturalne. A zatem na początku roku 1855 ksiądz Bosko zwracał się do króla, by podzielić się z nim swoimi poglądami na temat skutków ustawy o klasztorach w słowach których odgadnąć nie sposób. Miał podać klerykowi Angelo Savio list do kaligraficznego przepisania. Powiedział mu ponoć: „Przepisz i doręcz królowi: Grande funerale in Corte”26 . Czy były jakieś skutki? Warto zauważyć, że pierwsza próba Wiktora Emanuela zmiany ekipy rządzącej zbiegła się z pierwszymi ostrzeżeniami księdza Bosko, które on określał czasowo: na dwadzieścia dni przed śmiercią obu królowych. Tak więc upomnienie papieskie z dnia 22 stycznia dotknęło króla w okresie wielkiej żałoby. Jego matka, królowa Maria Teresa zmarła 13 stycznia w wieku lat pięćdziesięciu czterech po „kilkudniowej” chorobie27 . W tydzień później odeszła również jego żona, królowa Maria Adelajda w wieku trzydziestu dwu lat; w jej intencji zarządzono 19 stycznia modlitewne triduum28 . Śmiertelna seria poszła dalej. Podczas tych groźnych dni król stracił jeszcze swego brata, księcia Ferdynanda, który wyzionął ducha w nocy z 10 na 11 lutego w powodu choroby płuc. I oto, co stwierdza dziejopis tamtych czasów: „Nigdy się jeszcze nie zdarzyło, nawet podczas najsroższej dżumy, żeby w okresie krótszym niż jeden miesiąc otwarły się trzy groby dla przyjęcia królewskich szczątków, zwłaszcza z najbliższego otoczenia władcy”. Twierdził, że „nie tylko katolicy, ale także wielu liberałów dostrzegło w tym upomnienie płynące z nieba, skłaniające Wiktora Emanuela, aby nie szedł dalej rozpoczętą drogą. Był bardzo poruszony i zaczął się poważnie zastanawiać”29 . Zatem po kilku tygodniach proroczy głos księdza Bosko nie był odosobniony. On sam mocno się przejął zgonami, które ponoć przepowiedział. Jednakże odejście najbliższych istot nie zdołało przekonać króla do sprzeciwienia się polityce Cavoura. Następujące po sobie okresy żałoby jedynie opóźniły dyskusję nad sporną ustawą. Wierzący wykorzystywali pogląd, że śmierć królowych była dziełem Opatrzności. Kiedy kończył się rok, ksiądz Bosko, jako echo przeciętnej opinii, stwierdził, iż Bóg „zechciał zabrać do siebie te szlachetne istoty, aby pokarać złoczyńców”30 . Dyskusja nad ustawą o klasztorach W styczniu i w lutym 1855 roku izba deputowanych prowadziła szeroką dyskusję nad projektem ustawy. Prawica, podobnie jak duchowieństwo, wytykała jej promotorom brak uznania dla woli dobroczyńców, pogwałcenie Statuto i konkordatów, wreszcie świadomy zamach na prawo do stowarzyszania się i do własności, co groziło wtargnięciem do kraju socjalizmu i komunizmu. Liberałowie odpowiadali głosem sprawozdawcy tej ustawy, Carlo Cadorna, który popierał postępowych przywódców: Bon Compagniego, Ratazziego, Cavoura, Melegariego. Atakowali oni zakony żebracze, jako że „szkodziły poczuciu moralnemu kraju” i były „sprzeczne z nowoczesną etyką pracy”. Klasztory stawiali w opozycji do postępu intelektualnego, przypominali ich dawniejsze nadużycia i przywileje oraz twierdzili, że tym samym bronią prawdziwych wartości religii wobec doczesnych wypaczeń, których przyczyną stały się zakony. Nowe prawo miało uwolnić mnichów od ciężaru ich bogactw. Skrajna lewica, z niezastąpionym Angelo Brofferio, którą popierali: Giuseppe Robecchi, Giorgio Asproni, Lorenzo Valerio i Filippo Mellana, wypominała kościelny obskurantyzm, przywoływała sprawę Giordano Bruno i proces Galileusza oraz wymachiwała indeksem książek zakazanych. Oskarżała papieży, w tym popieranego przez Francuzów Piusa IX, że stale opowiadali się za korzyściami cudzoziemców ze szkodą dla Włoch. Ludzie ci uznali, że ustawa jest bojaźliwa, usiłowali ją poszerzyć o zapis znoszący wszystkie istniejące zakony. Razem z zakonami kontemplacyjnymi i żebraczymi usiłowano zniszczyć instytuty oddane
  • 7. przepowiadaniu i nauczaniu. Domagano się przekazania dóbr kościelnych władzom miejskim i prowincjalnym oraz przywrócenia osobowości cywilnej członkom zniesionych zgromadzeń zakonnych, którzy zechcą trwać przy swoich ślubach31 . Ksiądz Bosko, wyrażając pogardę dla ustawy, oszczędzał Wiktora Emanuela. Zło, jakie spadło na kraj, przypisywał ministrom, których określał jako „sprzedawczyków” i „ludzi złej woli”. Duchowieństwo, a więc także i on, robiło co mogło, aby nie dopuścić do „nieuchronnych nieporządków”. Do kanonika Gastaldiego, wówczas misjonarza rosminianów w Liverpoolu, pisał: „Przeżywamy burzliwe dni dla religii. Myślę, że od czasów świętego Maksyma do chwili obecnej nie było nigdy takiego pomieszania jak dziś. Projekt sławetnej ustawy doszedł do izby deputowanych; mamy nadzieję, że nie dostanie się do izby senatorów. Król jest skrajnie przerażony, ale otaczają go ludzie sprzedani i złej woli. Duchowieństwo działa, i sądzę, że niczego nie zaniedbujemy w słowach i w czynach, aby nie nastały nieuchronne nieporządki. Jeżeli ręka Boża, spadając ciężko na nas, dopuści jakieś poważne klęski, pociechę znajdziemy na pewno w fakcie, że uczyniliśmy wszystko, co było możliwe”32 . Kilka dni po tym liście, dnia 2 marca 1855 roku, izba deputowanych zatwierdziła ustawę 117 głosami przeciw 36. Dnia 9 marca rząd przedstawił ją w senacie. Senatorowie byli podzieleni: jeden chciał odrzucić całość, drugi przyjąć projekt z odpowiednimi poprawkami, trzeci opowiadał się przeciw zniesieniu frati, ale domagał się wprowadzenia specjalnego podatku od dóbr kościelnych. Ksiądz Bosko ponownie usiłował wpłynąć na króla. Miał mu napisać pod koniec kwietnia33 : „Jeżeli Wasza Królewska Mość podpisze ten dekret, podpisze koniec Królów Sabaudzkich i przestanie się cieszyć dawnym zdrowiem. Bardzo szybko będzie opłakiwać dalsze straty w swoim domu; w tym roku - ogromne zniszczenia na wsi, wielka śmiertelność wśród poddanych”34 . Ofensywa się udała, król ponownie zaczął się wahać. Biskupi, głosem swego przedstawiciela, Calabiany, który był senatorem, proponowali stworzenie kasy kościelnej, którą zarządzaliby sami. Wobec zarysu możliwości podziału dochodów w świecie duchownym, upadł jeden z pretekstów ustawy. Dnia 25 kwietnia król zaproponował, by Giacomo Durando, zastępujący ministerstwie wojny La Marmorę przebywającego na Krymie, utworzył nowy gabinet. Dnia następnego, 25 kwietnia, Calabiana odczytał w senacie propozycję biskupów35 . Do sprawy jednak wmieszała się ulica. Rano, 28 kwietnia, studenci uniwersytetu turyńskiego zaczęli hałaśliwie manifestować przy piazza Castello, krzycząc: Viva la legge Ratazzi. Zgodnie z memorandum, jakie przekazali królowi, propozycja episkopatu stanowiła zniewagę dla rządów konstytucyjnych, a wiadomość o jej przyjęciu rozpaliła do czerwoności emocje w kraju: król powinien uwolnić państwo od klerykalnej dominacji i uznać wolę ludu, jasno wyrażoną przez jego przedstawicieli. W tymże senacie dnia 29 kwietnia skierował interwencję do króla Wiktora Emanuela Massimo d’Azeglio, osobistość znacząca dla narodu. On też prosił o wyzwolenie kraju spod giogo pretino (księżowskiego jarzma)36 . Opozycja okazała się zbyt silna: Durando nie zdołał uformować gabinetu. Tak więc dnia 3 maja Cavour ponownie wydostał się na czoło sceny politycznej, a 5 tegoż miesiąca rozpoczęła się dyskusja nad projektem rządowym w senacie. Tymczasem sprawdzały się groźne przewidywania księdza Bosko, kiedy z kolei dnia 17 maja zmarł syn Wiktora Emanuela, Vittorio Emanuele Leopoldo Maria Eugenio, urodzony 8 stycznia. Cóż, kiedy kości zostały rzucone: dyskusja trwała nadal. Wreszcie dnia 22 maja senatorowie zatwierdzili projekt 53 głosami, przy 42 głosach sprzeciwu. Po powrocie do sejmu i uznaniu jej za obowiązujące prawo, Wiktor Emanuel parafował ustawę na drugi dzień, 29 maja. Ustawa Ratazziego (29 maja 1855 roku) Tym sposobem na terenie państw sardeńskich domy należące do społeczności zakonnych, ale nie oddające się przepowiadaniu, wychowaniu lub opiece nad chorymi przestały istnieć jako enti morali; do nich dochodziły beneficja proste bez posługi religijnej i kapituły kościołów kolegiackich nie prowadzące duszpasterstwa. Utworzono kasę kościelną opartą na dobrach zniesionych stowarzyszeń. Miała być zasilana podatkami pobieranymi od instytucji kościelnych. W aneksie do ustawy znajdujemy listę zniesionych zakonów: dwadzieścia jeden zgromadzeń
  • 8. męskich (najbardziej znani byli augustianie bosi i trzewiczkowi, kanonicy letraneńscy, karmelici bosi i trzewiczkowi, kartuzi, benedyktyni, cystersi, oliwetanie, bracia mniejsi zarówno konwentualni, jak ścisłej obserwancji i reformaci, kapucyni, oblaci Maryi, pasjoniści, dominikanie, mercedariusze, serwici, filipini czyli oratorianie) i czternaście żeńskich (najbardziej znane były augustianki, klaryski, benedyktynki, kanoniczki lateraneńskie, kapucynki, karmelitanki, cysterski, dominikanki, franciszkanki, celestynki)37 . W dziesięć dni po zatwierdzeniu ustawy ksiądz Bosko pisał do Daniele Rademachera: „Jak idą sprawy polityczne? Czytał pan w gazetach, że sławny projekt Ratazziego został zatwierdzony, podpisany, i robi się wszystko, by rozpocząć jego realizację. Ależ zamieszanie! Jak straszliwe niezadowolenie! Iluż nieszczęśników dotkniętych ekskomuniką!...”38 Istotnie, zapowiedziana w styczniu decyzja Rzymu została wprowadzona w życie dnia 26 lipca 1855 roku. Nakładała ekskomunikę na tych wszystkich, którzy zaplanowali, zatwierdzili i wprowadzali w życie ustawę Ratazziego. Potępienie dotyczyło króla, członków rządu i parlamentarzystów głosujących za ustawą39 . Armonia i gazety klerykalne czyniły z tego potępienia wydarzenie wielkiej miary, podczas gdy pisma liberalne próbowały je zbanalizować. Sam król, którego reakcji obawiali się ministrowie, przyłączył się do nich40 . W następujących po tym miesiącach nie sygnalizowano jednak odmowy czy to sakramentów, czy pogrzebu kościelnego jako następstwa klątwy papieskiej. Ustawa ta, przeciw której występował w miarę swoich możliwości, stanie się dla księdza Bosko stałym punktem odniesienia. Z powodu niej zaniechał złowrogiego epitetu frati, dawanego jego współpracownikom, ona go skłaniała do pominięcia podejrzenia o ente morale dla ich stowarzyszenia i doradzała mu utrzymanie za wszelką cenę przez ich członków praw cywilnych. Ze względu na to prawo jego zgromadzenia nie można będzie utożsamiać z żadną inną korporacją zakonną. Po pewnym okresie wahania, nawet po wprowadzeniu ślubów, nie pozwalał nazywać swojego stowarzyszenia „zgromadzeniem”. Ks. Vittorio Alasonatti prefektem „domu przyłączonego” Powracamy na Valdocco, do domu, który ksiądz Bosko nazwał casa annessa all’oratorio di S. Francesco di Sales. Dnia 23 lutego 1855 roku donosił Lorenzo Gastaldiemu, nadal przebywającemu w Anglii, że budynek, którego zakładanie fundamentów oglądał (rok 1852), teraz jest już wykończony i „całkowicie zamieszkały”; że „ogólna liczba wychowanków” wzrosła do dziewięćdziesięciu ośmiu, kilku „oddaje się nauce”, pozostali - różnym „sztukom i zawodom”; i że w tej liczbie znajduje się dziewięciu kleryków oraz jeden kapłan, który mu pomaga41 . Kapłan ten nazywał się Vittorio Alasonatti42 . Po pierwszym tygodniowym kontakcie z oratorium w czasie letnich wakacji 1854 roku, ostatecznie zamieszkał w zakładzie księdza Bosko na początku roku szkolnego 1854/5543 . Alasonatti, rodem z Avigliana w pobliżu Turynu, miał czterdzieści dwa lata44 . Wyświęcony na kapłana w roku 1835, uczeń Convitto, niebawem podjął obowiązki nauczyciela w szkole gminnej w Avigliana. Kiedy w latach 1850 i 1852 chłopcy z oratorium zatrzymywali się w tej miejscowości w drodze na dzień skupienia do domu rekolekcyjnego w Giaveno, Alasonatti urządził im poczęstunek, który długo będą wspominać. Od tej chwili ksiądz Bosko zaczął go namawiać, aby przyłączył się do niego w Turynie. Długo się wahał, prawdopodobnie dlatego, by nie pozostawić w samotności starego ojca. Ksiądz Bosko nalegał45 . I w końcu zwyciężył. Ks. Alasonatti ze swoją ascetyczną, skupioną twarzą mało był podobny do księdza Bosko, w sposób naturalny wygadanego, uśmiechniętego i ruchliwego. Francesia powiedział, że kiedy po raz pierwszy chłopcy spotkali się z nim w Avigliana, jeden z nich orzekł, chyba z przekąsem, że „jeśli ksiądz Bosko jest dla nas świętym Filipem (Nereuszem), to ten nieznany nam dotąd kapłan winien być świętym Feliksem”46 . Jego łysa głowa, pomarszczone czoło, oczy skromne i poważna twarz nadawały mu wygląd postarzały. „Kiedy przybył do oratorium, wyglądał na zgrzybiałego staruszka: był łysy, a liczne zmarszczki pokrywały mu czoło” - zanotował Francesia. Okazywał wielką
  • 9. uprzejmość, a „jego koledzy seminaryjni twierdzili, że jest to skutek umartwień i ustawicznego wysiłku w służbie dla zbawienia dusz”47 . Do tych usterek fizycznych trzeba dodać fakt, że miewał trudności w głoszeniu kazań. „Tracił wątek swojej mowy i wyglądało, że już nic nie wie. Chociaż swoje kazania pisał, przeglądał i uczył się ich na pamięć, wszystko mu się w głowie plątało, jak proch przy podmuchu wiatru”48 . Jednakże otoczenie księdza Bosko dostarczało temu świętemu człowiekowi dóbr, których mu brakowało. Urzekły go „niesamowita mieszanina pobożności i radości, skupienia i żywotności”49 . Jesienią 1854 roku ksiądz Bosko mianował tego bardzo poważnego przybysza „prefektem” w casa annessa. Odtąd bez wyrzutów sumienia wymawiał się od kazań w piemonckich wioskach, jak to miał możność zrobić w sposób nieco sensacyjny w Viariggi, podczas głoszenia trudnych misji w styczniu 1856 roku50 . Praca nad regulaminem dla „domu przyłączonego” Krótko po Alasonattim przybył do tego domu uczeń, Dominik Savio. Ksiądz Bosko pisze: „Jego sposób życia był przez pewien czas całkiem prosty, nic nadzwyczajnego w nim się nie objawiało, oprócz sumiennego wykonywania przepisów zakładowych (regulaminu)”51 . Chłopak bardzo szanował ów regulamin, którego jednak nie mógł ani rozważać, ani czytać. „Ażeby poznać dobrze reguły i karność zakładową, zbliżał się grzecznie do swych przełożonych, prosił ich o podanie mu zasad, objaśnień i rad oraz o to, by zechcieli mu zwrócić uwagę, ilekroć zauważą u niego jakieś uchybienie”52 . Owe regole della casa w roku 1854 lub 1855 istniały w rękopisie, oznaczonym przez księdza Bosko tytułem Piano di Regolamento per la casa annessa all’Oratorio di S. Francesco di Sales (Plan regulaminu dla domu przyłączonego do oratorium świętego Franciszka Salezego). W istocie było to przede wszystkim określenie zadań dla wychowawców i krótki traktat dobrego wychowania dla pensjonariuszy domu. Ksiądz Bosko w pierwszej połowie lat pięćdziesiątych dwukrotnie przerabiał ten regulamin53 . Ów Regolamento della casa annessa z początku był wyważonym tekstem w ośmiu rozdziałach wyłącznie na temat różnych funkcji w tej małej instytucji; rozdziały uzupełniało wprowadzenie dotyczące jej racji bytu i dodatek przeznaczony dla mieszkańców „studiujących”54 . Znajdujemy tam kolejno tytuły: Jego cel (domyślne zakładu), 1) Przyjęcie, 2) Rektor, 3) Prefekt, 4) Katecheta, 5) Asystent, 6) Opiekun, 7) Kierownicy pomieszczeń, 8) Personel pomocniczy; zaś w „dodatku dla studenti”, wraz prawdopodobnie (bo zachowany dokument jest niepełny) z wprowadzeniem o przyjęciu: 1) Postawa religijna „studentów”, 2) Nauka55 . W zakładzie nie było jeszcze maestri d’arte (nauczycieli zawodu), a rozdział o „personelu pomocniczym” został w tekście uproszczony. Powstał on chyba w 1851 lub 1852 roku, kiedy Małgorzata i Marianna Occhiena nie mogły już podołać pracom domowym. Oratorium nie posiadało jeszcze właściwie warsztatów, mieszkańców stanowili w większości rzemieślnicy, choć było także kilku „studentów”, tych chociażby, których powierzyli księdzu Bosko rosminianie. Ten pierwotny dokument został niebawem poszerzony o jeden dział: Disciplina della casa (Dyscyplina zakładowa), który - jak się zdaje - był współczesny pierwszym budowlom na Valdocco w roku 1852. Trzeba było zorganizować powiększającą się rodzinę. Do jej właściwego porządku miało się przyczynić kilka punktów, w których ksiądz Bosko mówi o pobożności, o pracy, o dobrym zachowaniu i o skromności zarówno w domu, jak i na zewnątrz. Uwaga końcowa: Tre mali sommamente da figgiarsi (Trzy wady, jakich należy przede wszystkim unikać), to już tylko pouczenie moralne. W całości regulaminu pierwotnego rozdział o personelu pomocniczym był inny i dzielił się na trzy paragrafy: kucharz, pokojowy i portier. Na tym etapie dokument nadal nie mówił o nauczycielach zawodu56 . Kiedy w roku 1853 otwarto pierwsze warsztaty (szewski i krawiecki), ksiądz Bosko nadał im prawdopodobnie osobny regulamin57 . Wtedy w wyraźnie przepisanej kopii Piano di regolamento pojawił się rozdział maestri d’arte (nauczyciele zawodu)58 . Jego pierwsza część (o obowiązkach) przeszła więc z ośmiu do dziesięciu rozdziałów, przy czym miejsce dziewiąte przeznaczono dla maestri d’arte59 . Ta staranna wersja, którą jeden z archiwariuszy umieszcza w roku 1852, pochodzi raczej z roku 1853.
  • 10. Najwszechstronniej opracowany tekst z tego okresu, ten, któremu przyjrzymy się z bliska, dociera do nas w dwu formach: jako rękopis przygotowawczy, przepisany głównie przez Michele Rua, który ksiądz Bosko opatrzył jednak licznymi dopiskami, oraz jako kopia wykonana pismem kaligraficznym przez nie określonego autora60 . Ta wersja o charakterze oficjalnym pochodzi chyba z okresu 1854-1855, czyli z pierwszego roku szkolnego, kiedy na Valdocco przybyli ks. Alasonatti i Dominik Savio61 . Powstała po otwarciu pierwszych warsztatów w roku 1853, ale najwidoczniej przed otwarciem w zakładzie przy oratorium klas szkolnych, kiedy Francesia został obarczony odpowiedzialnością za trzeci rok gramatyki (1855-1856) a Giuseppe Luigi Ramello przejął kierownictwo drugim rokiem gramatyki (1856-1857)62 . Nie było wtedy bowiem nauczycieli (maestri di scuola) ani uczniów łaciny z internatu, którym wersje z lat pięćdziesiątych dawały właściwe miejsce. W połowie lat pięćdziesiątych regulamin domu przyłączonego składał się jeszcze z przepisów dla ogniska młodzieżowego. Niektóre potknięcia przy jego redagowaniu można wytłumaczyć kolejnymi przeróbkami dokumentu. Nieobecność, po zastanowieniu zaskakująca, osobnych tytułów w części poświęconej obowiązkom, podczas gdy w części drugiej były one starannie wypracowane (Disciplina della casa), da się zrozumieć w oparciu o jego początki: był to sam w sobie pełny regulamin. Poprzez wprowadzenie i dodatek jego tytuł wiązał się z nazwą ogólną, która z początku wieńczyła całość. Nie chciano go powtarzać. Rozdział o Maestri d’arte znalazł się po rozdziale o personelu pomocniczym, ponieważ wcielono go później do zorganizowanej już całości. Dodatek „dla studentów” został wciśnięty pomiędzy pierwszą a drugą część regulaminu, bo znalazł się jako następstwo tekstu pierwotnego, który przeszedł do części pierwszej. Powtórzenia na temat praktyk pobożnych i obowiązków stanu wychowanków, z jednej strony w dodatku, a z drugiej w dwu pierwszych rozdziałach (I. Pobożność; II. Praca), wywodziły się z ogólnego charakteru tej drugiej części. Niektóre wskazówki na temat „dyscypliny zakładowej” stanowiły powtórzenie tych, jakie zostały podane wcześniej w dodatku wyłącznie dla „studentów” z tytułami: „Postawa religijna” oraz „Nauka”. Przeróbki księdza Bosko wprowadziły zatem pewną niespójność - w końcu mało ważną - w Piano di regolamento z czasów Alasonattiego. Regulamin z połowy lat pięćdziesiątych Na tym etapie regulamin domu przyłączonego odzwierciedlał plan ogólny i liczne tytuły rozdziałów z wcześniejszego regulaminu dla oratorium świętego Franciszka Salezego63 . W jednym i w drugim znajdowała się część pierwsza dotycząca funkcji, i druga na temat postępowania młodzieży w ramach zakładu. I tu, i tam funkcje były prawie identyczne. Zarówno w domu przyłączonym, jak i w oratorium istnieli: rektor, prefekt, kierownik duchowny, jeden lub dwu katechetów, jeden lub dwu asystentów, jeden lub wielu opiekunów. Reguły postępowania, wyznaczone dla domu, były podobne do tych, jakie przewidywano dla oratorium. Rozdziałowi dla domu, zatytułowanemu „O pobożności” odpowiadał rozdział dla oratorium: „Zachowanie się w kościele”, „Praktyki religijne”, „Spowiedź i komunia”; rozdziałowi dla domu, noszącemu tytuł „Zachowanie poza zakładem”, odpowiadał rozdział dla oratorium „Zachowanie poza oratorium”. Jednakże podczas gdy oratorium cieszyło się rozdziałem „Zachowanie podczas rekreacji”, dom przyłączony pozbawiony był wzmianki o czasie rozrywki; była mowa jedynie o Studio (Nauce) w drugim rozdziale dodatku dla „studentów” i o Lavoro (Pracy) w drugim rozdziale drugiej części na temat „dyscypliny zakładowej”. Tak pomyślany regulamin dla domu przyłączonego nie stanowił, jak może bylibyśmy skłonni to sobie wyobrażać, spisu zakazów i obowiązujących zwyczajów. W takim stylu, oprócz przepisów do użytku personelu pomocniczego i nauczycieli zawodu, które z zasady nie dotyczyły młodzieży, ksiądz Bosko wprowadził jedynie - może w dniu, kiedy był zdenerwowany - cztery polecenia pod tytułem: Cose con rigore proibite nella casa (Rzeczy zdecydowanie zabronione w domu). Oto one: „1. Ponieważ w tym domu nie wolno nikomu trzymać pieniędzy, zabronione są także wszelkie gry hazardowe. 2. Zabronione są również zabawy niebezpieczne i takie, które obrażają skromność. 3. Pod żadnym pretekstem nie dopuszcza się palenia i żucia tytoniu. Zażywanie tabaki jest tolerowane w granicach określonych przez
  • 11. przełożonego pod kontrolą lekarza. 4. Nie zezwala się nigdy na wychodzenie z rodzicami czy przyjaciółmi na posiłek czy też na zakup odzieży. W razie potrzeby weźmie się miarę i zakupi ubrania gotowe, albo też zleci się ich uszycie w domowej krawczarni”64 . Był to tylko jeden z dwu dodatków w formie wniosku. Regulamin jako taki zawierał dwa działy. W pierwszym ksiądz Bosko zwracał się do personelu, w drugim do wychowanków. Część pierwsza w zasadniczym zrębie określała obowiązki pracowników dzieła. We wprowadzeniu znajduje się krótkie przedstawienie celu (scopo) domu przy oratorium. Pod tym pojęciem określano racje istnienia ośrodka. Warunki bytowania pewnej części młodzieży z miasta były takie, że dla nich wszelka formacja religijna trafiała w pustkę, jeśli nie znaleźli pomocy. Nie brakowało też ludzi prawie dorosłych bez zawodu i bez szkoły, na których czyhały najsroższe niebezpieczeństwa, ponieważ byli sierotami lub pozbawionymi opieki rodzicielskiej, jako że ich rodzice nie mogli lub nie chcieli się nimi zajmować. Jeżeli „jakaś dobroczynna dłoń” ich nie przygarnie, nie przyzwyczai ich „do pracy, do porządku i do pobożności”, ich upadek będzie nieunikniony. Zakład przyłączony do oratorium świętego Franciszka Salezego ofiarowywał tego typu młodzieży ognisko domowe. Pierwszy rozdział pierwszej części określał zasady przyjmowania do zakładu (rozdz. I). Należało mieć od dwunastu do osiemnastu lat, bowiem według księdza Bosko (który widać nie najlepiej znał się na psychologii rozwojowej), „doświadczenie uczy, że przed dwunastym rokiem życia młodzież nie jest zdolna ani do wielkiego dobra, ani do wielkiego zła, i że po osiemnastym roku bardzo trudno jest pozbyć się nabytych wcześniej przyzwyczajeń, aby się nagiąć do nowego trybu życia” (art. 1). Zakład przyjmował jedynie sieroty bez ojca i matki, całkowicie biedne i opuszczone. „Jeżeli ma braci lub wujków, którzy są w stanie zatroszczyć się o jego wychowanie, chłopiec è fuori dello scopo di nostra casa (nie nadaje się do naszego domu)” (art. 2). Powiedzmy nawiasem, że ksiądz Bosko szybko przekroczy ten przepis, jak na to wskazuje na początku lat pięćdziesiątych obecność w tym domu chłopców z rodzin normalnych, takich jak Rua czy Cagliero. Trzeci warunek przyjęcia: kandydaci nie mogą być dotknięci chorobami odrażającymi i zakaźnymi, takimi jak świerzb, grzybica, skrofuły (art. 3). Wreszcie inna zasada, która szybko zostanie pogwałcona, że kandydat winien był uczęszczać do jednego z oratorium w mieście: „Zakład ten jest powołany, by pomagać młodzieży z oratoriów, bo doświadczenie uczy, że koniecznie trzeba poznać chociaż trochę charakter chłopców, zanim się ich przyjmie” (art. 4). Zaświadczenia od proboszcza i lekarza miały gwarantować identyczność i dobry stan zdrowia młodzieńca w chwili wstąpienia do zakładu (art. 5). Inne rozdziały tej części traktowały o funkcjach w porządku hierarchicznym. Rozdział o rettore (rektorze) (rozdz. II), początkowo ograniczony do stwierdzenia: „Szefem zakładu jest rektor; do niego należy przyjmowanie i wydalanie młodzieży: jest odpowiedzialny za obowiązki każdego z zatrudnionych i za moralność chłopców zakładowych” (art. 1), został następnie poszerzony o numer drugi, prawdopodobnie spowodowany przez inicjatywę ludzi zbyt przedsiębiorczych: „Bez pozwolenia rektora zabronione są wszelkie nowości pośród personelu w urządzeniach i w regulaminie domu” (art.2.). Ksiądz Bosko panował nad całym swoim dziełem, i nie uważał za konieczne rozdzielać na części tego, czego wymagała jego funkcja. Nie zastanawiał się nad tym, co stanie się po nim. Przeciwnie, rozdział o prefekcie, czyli wicerektorze (rozdz. III) wiązał się bardzo mocno z okolicznościami. Jego dziesięć artykułów określało drobnostkowo zadania księdza Alasonattiego. Prefektowi została powierzona całość spraw materialnych domu przyłączonego. Od niego zależało kierowanie dochodami i rozchodami pieniężnymi, wszelkiego rodzaju zaopatrzeniem, rachunkowością, oraz zawieranie kontraktów. Kiedy przybywali pensjonariusze, on ich zapisywał zgodnie z warunkami przyjęcia, odnotowywał ewentualne zniżki i sumy złożone przez każdego z nich; on czuwał nad pracownikami, nad kursami wieczorowymi i nad potrzebami zakrystii, wreszcie według potrzeby, pilnował ceremonii religijnych. Ksiądz Bosko, rektor i szef zakładu, z prefekta czynił główną oś napędową domu przyłączonego. Katecheta czyli kierownik duchowny (rozdz. IV) to trzecia z rzędu osoba w zespole kierowniczym. Do niego należała troska o „potrzeby duchowe młodzieży”. Z tego względu winien „być kapłanem lub przynajmniej znajdować się na drodze do kariery kościelnej”, wykręt, który pozwalał księdzu Bosko powierzać ten urząd młodemu klerykowi. Katecheta zajmował się nauczaniem religijnym, sprawą przystępowania do sakramentów, praktykami pobożnymi i
  • 12. zachowaniem moralnym młodzieży. Oprócz tego opiekował się o chorymi. Od asystenta (rozdz. V) ksiądz Bosko oczekiwał czuwania nad czystością osób: włosy, bielizna, ręczniki..., i pomieszczeń zakładowych: sypialnie pozamiatane, drzwi, okna, klucze i zamki w dobrym stanie; a także nad porządkiem w warsztatach i nad rozdzielaniem posiłków. Do tego rozdziału wstawił artykuł niezwykle surowy: „Ten, kto dobrowolnie zniszczy lub wyrzuci chleb, zupę lub zawartość talerza (pietanza) będzie upomniany tylko raz; jeśli to powtórzy, zostanie od razu zwolniony z zakładu”. Miasto Turyn nie było jeszcze opanowane przez społeczeństwo konsumpcyjne. Opiekun (rozdz. VI), tytuł tutaj nie oczekiwany, ale znany w oratorium, a przynajmniej w jego regulaminie), w domu przyłączonym otrzymywał „bardzo ważne zadanie umieszczenia u jakiegoś pracodawcy chłopców zakładowych i czuwania nad tym, aby zatrudnienie czy to ze względu na szefa, czy z powodu kolegów nie wystawiało na niebezpieczeństwo ich zbawienia wiecznego”. Najważniejszą troską księdza Bosko wobec młodzieży nie była dobra jakość jej formacji zawodowej czy jej wynagrodzenie za pracę, ale jej szczęście wieczne. Opiekun poszukiwał wolnych miejsc zatrudnienia. Kiedy ustalił kontrakt o pracę, właściciel zakładu, który winien być „katolikiem”, zobowiązywał się, że zwolni praktykanta całkowicie od pracy w dni świąteczne. Opiekun, jak prawdziwy ojciec swoich podopiecznych, dodawał im zachęty, regularnie się informował o ich zachowaniu wobec odpowiednich kierowników, oraz w przypadku poważnego moralnego niebezpieczeństwa szukał dla nich innego zajęcia. Kierownik pokoju (capo di camerata, rozdz. VII), nawiasem: na pewno wybierany spośród wychowanków, powinien być wzorowy, „wyróżniać się wśród kolegów dobrym przykładem i objawiać we wszystkim sprawiedliwość, dokładność, pełnię miłości i bojaźni Bożej”. Nie chodziło tu więc o jakąś synekurę, bowiem pokój mieszkalny stanowił, aż do czasu urządzenia sali do nauki w roku 1856, zwyczajne schronienie dla mieszkańców domu. Ksiądz Bosko polecał kierownikowi pokoju troskę o moralność swoich małych przyjaciół: „Niech czuwa z jak największą uwagą, aby przeszkadzać złym rozmowom, wszelkiemu słowu, gestowi, postawie a nawet wszelkim żartom niezgodnym z cnotą skromności. (...) Jeżeli zauważy uchybienia w tym względzie, ma ścisły obowiązek powiadomić o tym rektora”. Członkowie personelu pomocniczego (rozdz. VIII): kucharz, sprzątacz i portier zasłużyli sobie na długi rozdział z dwudziestu siedmiu artykułami, zawierający osobne wprowadzenie w trzech paragrafach. Ksiądz Bosko nie szczędził im przestróg. „Niech będą wierni w drobnych rzeczach: człowiek niedokładny podczas zakupów, sprzedaży i tym podobnych jest sługą bezużytecznym! Nawet się nie spostrzeże, kiedy stanie się złodziejem”. „Najpiękniejszą zaletą kucharza jest nie popaść w wadę niepowściągliwości (dokładnie: obżarstwa)”. Wspomniany kucharz ma zapewnić wspólnocie wyżywienie „zdrowe, oszczędne i gotowe na ustaloną godzinę”. „Każde najmniejsze opóźnienie pociąga za sobą kłopot dla wspólnoty”. Jego sprawą jest utrzymanie kuchni w doskonałej czystości i czuwanie nad jakością produktów. Winien zachowywać resztki, ale nigdy nimi nie dysponować „bez zezwolenia przełożonego”. Do kuchni nie mieli wstępu bez pozwolenia ani wychowankowie, ani osoby obce. Sprzątacz posiadał rozliczne funkcje. „Dziesięć minut przed sygnałem na wstanie” budził portiera, aby ten poszedł zapalić lampy w pokojach. Następnie dzwonił na „Anioł Pański”. Podczas dnia sprzątał pokoje „przełożonych”, służył do stołu podczas posiłków i pomagał kucharzowi w zmywaniu i w nakrywaniu naczyń. Ksiądz Bosko wielokrotnie poprawiał i przerabiał paragraf o portierze (dwanaście artykułów). Osoba ta miała obowiązek kontrolowania wszystkich wyjść i powrotów, a zatem wszystkich drzwi do zakładu, pilnowania kluczy od nich, zajmowania się oświetleniem, a nawet wykonywania pewnych funkcji zazwyczaj przypadających asystentom. Czytamy: „Niech czuwa nad zachowaniem ciszy i spokoju i stara się ukrócić wszelki nieporządek na podwórzu i w domu; niech zapobiega bijatykom podczas nabożeństw kościelnych, lekcji, nauki własnej i pracy”. Ksiądz Bosko przestrzegał portiera przed skłonnościami do odgrywania roli cerbera: „Kiedy otrzyma jakieś polecenie, niech się z niego wywiąże, niech jego zachowanie będzie łagodne i grzeczne w przekonaniu, iż łagodność i grzeczność są cechami dobrego portiera”. W życiu praktycznym ów podział ról dla każdego nie był aż tak wyrazisty, jak to zakładał regulamin. Istniała kumulacja funkcji. Tak na przykład około roku 1855 nauczyciel w warsztacie szewskim pełnił również zadania portiera. Jak czytamy w życiorysie, prefekt Alasonatti odgrywał także rolę „opiekuna” wobec miejscowej młodzieży rzemieślniczej65 . Drobnostka! W przydzielaniu obowiązków ksiądz Bosko - zresztą w oparciu o doświadczenia szkoły i seminarium w Chieri,
  • 13. turyńskiego Convitto, dzieł pani Barolo i chyba także innych instytucji - okazał się uważnym, praktycznym, a nawet skrupulatnym administratorem. Bardzo starannie przydzielał zajęcia. Myli się wielce ten, kto widzi w nim jakiegoś przywódcę w stylu cygańskim. Pokazuje to pierwsza część regulaminu jego „domu przyłączonego”: był rozsądnym Piemontczykiem, zatroskanym o najmniejszy szczegół, jakiego inne dobre, bardziej subtelne dusze zazwyczaj nie brałyby pod uwagę. W drugiej części swego regulaminu i w dodatku dla „studentów” ksiądz Bosko zwracał się ku wychowankom. Formułował i wyjaśniał ogólnie na ich użytek reguły życia wspólnotowego i indywidualnego. Tytuły rozdziałów zapowiadały ich pouczającą zawartość: 1) Pobożność, 2) Praca, 3) Zachowanie wobec przełożonych, 4) Postępowanie wobec kolegów, 5) Skromność, 6) Postawa wewnątrz zakładu, 7) Postawa poza domem. To samo w dodatku: 1) Postawa religijna, 2) Nauka. To wszystko stanowiło traktacik dobrego wychowania dla miejscowej młodzieży chrześcijańskiej. Treść częściowo pokrywała się z przepisami regulaminu przeznaczonego dla oratorium. Jednakże gdy idzie o tę drugą instytucję wymagania rosły. Warunki przyjęcia były tu bardziej surowe, a niektóre przepisy, na przykład dotyczące „skromności”, dla oratorium były chyba przesadne. W owym Regolamento dla domu przyłączonego do oratorium świętego Franciszka Salezego na podkreślenie zasługują wskazania dotyczące kierownictwa duchowego, „skromności”, rola pracy w formacji młodego człowieka oraz praktyka życia społecznego. Tutaj właśnie, w połowie lat pięćdziesiątych, kształtowały się główne rysy pedagogii „salezjańskiej”. Ksiądz Bosko naciskał przy tym na swoich chłopców, rzemieślników czy „studentów”, by „wybrali sobie stałego spowiednika”. „Otwierajcie przed nim wszystkie tajniki swego serca co dwa tygodnie albo raz na miesiąc”66 . W części przeznaczonej dla „studentów” znalazł się długi fragment poświęcony skrupulatnej wierności wobec kierownika duchownego, który utożsamiał się ze spowiednikiem. Podawał kilka powodów ku temu: „Ponieważ zaleca się wszystkim posiadanie stałego spowiednika, również «studenti» winni go posiadać. Nie będą go zmieniać bez poinformowania o tym przełożonego. Chodzi o to, by mieć pewność, że uczeń przystępuje do świętych sakramentów, i że stale kieruje nim ten sam dyrektor. Bowiem ci, którzy oddają się nauce, pracy wyłącznie umysłowej, w sposób szczególny potrzebują kultury duchowej. Jednakże stałość spowiednika jest w najwyższym stopniu konieczna, aby studenti pod koniec nauki w szkole średniej mogli świadomie rozeznać swoje powołanie”67 . Znajdujemy tutaj rozumowanie wpisane w ówczesne wydanie życiorysu Luigi Comollo. Ten sam wzór, choć raczej zapożyczony, jawi się chyba w rozdziale o „skromności”. Dawny Janek Bosko- akrobata proponuje w nim taki typ zachowania, który można uznać za trochę zaskakujący. Pisał tak: „Przez skromność rozumiemy przyzwoity i ułożony sposób mówienia, zachowania i chodzenia. Cnota ta, moje dzieci, jest jedną z najpiękniejszych ozdób waszego wieku. Winna ona być widoczna w każdym waszym czynie i w każdym waszym słowie”68 . Wylicza szczegóły: „Wasze ciało i wasza odzież winny być czyste, twarz ustawicznie odprężona i radosna; unikajcie swawolnego poruszania ramionami i ciałem z jednej strony na drugą, chyba że wymaga tego jakaś uczciwa reakcja69 . Zalecam wam skromność oczu; są to okna, przez które diabeł wprowadza grzech do waszego serca70 . Niech wasze zachowanie będzie umiarkowane, bez zbytniego pośpiechu, chyba że zachodzi tego konieczność. Kiedy macie wolne ręce, pilnujcie, by znajdowały się w przyzwoitej pozycji; w nocy niech będą skrzyżowane na piersiach”71 . Chłopiec z zakładu przyłączonego do oratorium świętego Franciszka Salezego winien zachowywać się „skromnie” wszędzie w swojej postawie i w swojej mowie, zwłaszcza zaś przy stole72 . Regulamin księdza Bosko oczywiście mocno ograniczał swobodę ruchu i spontaniczność młodego człowieka, które wcześniej dowolnie i chyba przesadnie wychwalał. Energiczny piemoncki Bosko był wielce wymowny w swoich rozdziałach na temat nauki i pracy73 . Jego chłopcy spędzali całe dni poza domem, czy to w sklepach, warsztatach lub na budowach, gdzie odbywali swoje „praktyki”, czy też w szkołach, gdzie byli „studentami”. Mieli tutaj głosić - wręcz przesadnie - społeczną i religijną wartość pracy. „Pamiętajcie, że swoją pracą możecie się dobrze przysłużyć społeczeństwu i religii oraz przyczynić się do dobra swojej duszy”74 . Leniwy młodzieniec gotował sobie smutną przyszłość: „...Kto nie przyzwyczai się do pracy w młodym wieku, w większości przypadków pozostanie próżniakiem także na starość,
  • 14. przynosząc wstyd ojczyźnie i rodzinie, a może także niemożliwe do naprawienie nieszczęście dla swej duszy, bowiem bezczynność jest matką wszelkich wad”75 . Co więcej, leniwy robotnik bywa także złodziejem. „Kto ma obowiązek pracy, a nie pracuje, okrada swego Boga i swego przełożonego”76 . A więc podwójny albo potrójny wstyd dla nierobów! Wreszcie poprzez swój regulamin ksiądz Bosko kształtował poczucie społeczne chłopców zakładowych77 . Nie uznawał zaciekłego egalitaryzmu, wrogiemu wszelkiej hierarchii. W jego małej społeczności mamy do czynienia z dwoma poziomami: „przełożeni” i „podwładni”. Jak większość regulaminów, żądał wobec władzy posłuszeństwa „natychmiastowego”, „radosnego”, a nawet „przepełnionego miłością”78 . Rozwodził się jednak również na stosunkami wśród kolegów, które stale winny dowartościowywać wzajemny szacunek i stałą pomoc. „Swoich kolegów szanujcie i kochajcie jak braci; starajcie się nawzajem budować dobrym przykładem”79 . Gorszyciele pociągający w przeciwnym kierunku byli wprost „mordercami”80 . Jeśli zaś idzie o pyszałków (rodzaj ludzi, których ksiądz Bosko wybitnie nie lubił), określał ich jako „wstrętnych w oczach Pana i godnych pogardy w oczach ludzi”81 . Natomiast zachęcał chłopców, by nigdy nie mówili źle o bliźnich82 i nie wyśmiewali się z ich błędów83 , jak to zapewne chętnie robili mali, zapatrzeni w siebie zarozumialcy. Na koniec Regolamento, ciągle w tonie moralizatorskim, ksiądz Bosko pokazywał swoim bliskim „trzy wady, których należy unikać przede wszystkim”: 1) bluźnierstwo, wada zbyt mocno zakorzeniona w jego kraju, której zresztą w roku 1856 poświęcono jeden tomik Letture cattoliche84 , 2) nieprzyzwoite obyczaje, wreszcie 3) kradzież - plaga takiego światka jak Valdocco. Tak zakrojona instytucja mogłaby stanowić temat rozprawy jakiegoś socjologa. W owym „domu przyłączonym” do oratorium mamy do czynienia ze zjawiskami wewnętrznymi i zewnętrznymi, z planem kulturowym i społecznym. Można tam wyróżnić związki i podziały, pokrewieństwa, antagonizmy i wykluczenia. Ksiądz Bosko tworzył wokół siebie cały strukturalny krajobraz. Jedna z jego cech uderzy niebawem obserwatora. Ostatecznie bowiem tak ukształtowana instytucja mogła właściwie przyjmować jedynie chłopców z dobrego towarzystwa. W stosunku do roku 1846 zmieniła się „klientela” księdza Bosko. Apostoł z Valdocco oddalał się od chłopców żyjących na skraju występku, których przygarnianiem i poprawianiem szczycił się na początku. Zachowanie chłopców zakładu W przeciwieństwie do regulaminu oratorium, regulamin „domu przyłączonego” nie pozostawał tylko na papierze. Po wyliczeniu Tre mali da fugarsi (Trzech wad, których należy unikać) ksiądz Bosko polecał: „W każdą niedzielę wieczorem ksiądz prefekt odczyta (publicznie) jeden rozdział z tych przepisów, a potem uzupełni go zaleceniami dla ich zachowania”. „Dyscyplina domowa”, druga część regulaminu, stawała się na pewno tematem bunenotti (słówek wieczornych) samego księdza Bosko. Niektóre artykuły odczytywano na każdym zebraniu Towarzystwa Niepokalanej, którego członkowie starali się - jak zobaczymy - stosować dokładnie regulamin księdza Bosko. Niebawem zostanie dostosowany do nowych dzieł, powstałych w latach sześćdziesiątych. W roku 1877 zostanie wydrukowana wersja dostosowana do wszystkich case salesiane. W ten sposób skromne zapiski z lat pięćdziesiątych, które w normalnych warunkach pokryłoby zwyczajne milczenie, zyskiwały odbicie światowe na około sto lat. Miały one od chwili ich sformułowania zdecydowany wpływ na zachowanie chłopców „domu przyłączonego”. Kiedy na początku 1854 roku w oratorium świętego Franciszka Salezego zjawił się Dominik Savio, liczba wychowanków sięgała osiemdziesięciu siedmiu chłopców (trzydziestu pięciu „studentów” i pięćdziesięciu dwóch rzemieślników); w miesiącu marcu powiększyła się do dziewięćdziesięciu dziewięciu (trzydziestu trzech „studentów” i czterdziestu sześciu rzemieślników), kiedy to chłopak ten, po wysłuchaniu jednego z kazań swego dyrektora, księdza Bosko, postanowił „zostać świętym”. W roku szkolnym 1856/57 będzie stu czterdziestu trzech wychowanków85 . Z braku dokumentacji stosunkowo mało wiemy o życiu codziennym małych rzemieślników należących do „domu przyłączonego”. Wstawali, zwłaszcza w lecie, wcześnie i wracali z
  • 15. nastaniem nocy, często wyczerpani na skutek średnio około dziesięciu godzin pracy86 . Atmosfera panująca w warsztatach mogła jedynie młodzież ogłupiać. Robotnicy bluźnili, ośmieszali księży i zakonników i opowiadali sprośne kawały. Na temat życia robotników w latach pięćdziesiątych warto przytoczyć wypowiedź Pietro Enrii: „W tych turyńskich warsztatach można było usłyszeć wszystko. Gdyby brakło siły, jaką czerpaliśmy co wieczór ze słów, z poleceń, nie można by się oprzeć takim atakom. Sam sobie przypominam, ile razy musiałem uciekać z warsztatu, aby nie słuchać brzydkich słów. Miałem zaledwie czternaście lat, a robotnicy to byli już dojrzali mężczyźni. Dwóch z nich zachowywało się naprawdę paskudnie. Nie mieli żadnego wstydu, gdy mówili źle o moralności. Zresztą byli to dwaj idioci”87 . Ksiądz Bosko dbał o chłopców jak tylko mógł poprzez opiekę nad nimi i poprzez swoje przemówienia. „W nocy, kiedy młodzież spała, ksiądz Bosko i jego cnotliwa matka wchodzili do sypialni i zabierali odzież tych, którzy ją podarli w ciągu dnia; odchodzili do swoich pokoi i pracowali tak długo, aż je naprawili i złożyli z powrotem przy łóżkach...”88 Młodzi rzemieślnicy słuchali tylko wieczornych przemówień księdza Bosko i jego kazań niedzielnych. Enria wspomina: „Nam, dzieciakom, ksiądz Bosko tak bardzo się podobał, ponieważ był kapłanem dobrym i prostym. No i jakie to było zabawne, kiedy prowadzili dialog, ksiądz Bosko na ambonie, a na dole teolog udający młodego człowieka. Tak praktycznych i tak mądrych dialogów nigdy już więcej nie słyszałem. Wieczorem, przed pójściem do łóżka, ksiądz Bosko z nami rozmawiał kilka minut polecając, byśmy się wystrzegali złych kolegów i ich brzydkich rozmów. Opowiadał nam także to, co się zdarzyło ludziom czyniącym zło i dającym zgorszenie. Kierował różne wskazówki, zwłaszcza do nas, rzemieślników, którzy znajdowaliśmy się w największym niebezpieczeństwie. Mówił nam: Nie słuchajcie nigdy tych, którzy brzydko rozmawiają; kiedy znajdziecie się w pomieszczeniu, a oni źle mówią, to - jeśli możecie - uciekajcie; jeśli nie, to myślcie o czymś innym, odmawiajcie akty strzeliste, polecajcie się Jezusowi i Maryi; a jeśli to możliwe, to zwróćcie uwagę pracodawcy, aby nie pozwalał im tak brzydko rozmawiać; gdy jednak to się będzie powtarzało, powiedzcie mnie, a ja wam znajdę inny warsztat...”89 Wśród tych praktykantów i młodych robotników, przedwcześnie nękanych przez twardą rzeczywistość, nie było ani wielkiej pobożności, ani skrajnego rozbrykania. Natomiast życiorysy wielu „studentów” pouczają nas dość dobrze na temat tej drugiej kategorii mieszkańców domu księdza Bosko. W latach 1854-1855 owi studenti z oratorium uczęszczali do szkoły czy to na lekcje do profesora Carlo Bonzanino, czy do księdza Matteo Picco. Ten ostatni90 udzielał przy kościele Sant’Agostino lekcji z przedmiotów humanistycznych i z retoryki dla dwu ostatnich lat cyklu średniego. Był to człowiek głęboko wykształcony, bardzo oddany księdzu Bosko. Uczniowie Carlo Bonzanino91 z trzech kursów gramatyki (to znaczy z trzech pierwszych lat cyklu średniego) musieli dochodzić do via Guardinfanti (nazywanej także Barbaroux). Ksiądz Bosko wyznaczył im trasę, „żeby nie musieli przechodzić przez miejsca niebezpieczne dla ich dusz”92 . Opuszczali oratorium drogą de la Giardiniera, dochodzili do Rondò przy Valdocco, udawali się ulicami równoległymi do targowiska przy placu Emanuele Filiberto, przekraczali via Dora Grossa i w ten sposób docierali do swojej szkoły przy via Guardinfanti (nazywanej też Barbaroux). Rozpoznać ich było można po ich powadze, zupełnie nie spotykanej u chłopców w ich wieku. Jeden ze świadków opowiada: „Szli z książkami pod pachą, dziesięciu lub dwunastu, zawsze razem, jakby o niczym innym nie myśleli tylko o nauce; przechodzili wyznaczoną drogą, nie interesując się tym, co działo się obok nich”93 . „Miło było patrzeć, jak uczniowie wykorzystywali ten czas (w drodze do szkoły). Trzymali w rękach książę, uczyli się i powtarzali lekcje; albo, jeśli czas naglił, szli szybciej, odmawiając jakąś modlitwę”94 . Bo też ksiądz Bosko wiele razy im powtarzał: „Kiedy wychodzicie z domu, uważajcie na wzrok, na słowa i na czyny. Nic nie jest bardziej budujące, jak widok chłopca, który się dobrze zachowuje; pokazuje, iż przynależy do wspólnoty dobrze wychowanej młodzieży chrześcijańskiej”.
  • 16. A także: „Czy jesteście na przechadzce, czy też idziecie do szkoły, albo załatwiacie coś poza oratorium, nie pokazujcie na ludzi palcami, nie wybuchajcie głośnym śmiechem, a już broń Boże nie rzucajcie kamieniami i nie zabawiajcie się przeskakiwaniem przez rowy i ścieżki. Są to znaki złego wychowania”95 . Dominik Savio, uczeń pana Bonzanino w latach 1854-1855, a księdza Picco w latach 1856-1857, ściśle stosował się do tych wskazówek. „Droga do szkoły i na powrót, tak niebezpieczna dla chłopców wiejskich, świeżo przybyłych do wielkiego miasta, była dla Dominika prawdziwym ćwiczeniem się w cnocie. Wytrwały w wykonywaniu rozkazów swych przełożonych, szedł do szkoły i powracał do domu, nie oglądając się na żadną stronę, ani nie przysłuchując się rozmowom, które by nie przystawały do młodzieńca chrześcijańskiego. Jeżeli spostrzegł kogo, co się zatrzymywał, biegał, skakał, rzucał kamieniami lub chodził na miejsca niedozwolone, natychmiast oddalał się od niego”96 . Francesia stwierdzi, iż według tego systemu dwaj nierozłączni towarzysze, Giovanni Bonetti i Dominik Savio po czterech lub pięciu miesiącach nie byli zdolni sami udać się do szkoły...97 Skoro znamy budujące opisy chłopców w drodze do szkoły, chyba nas to zwalnia od przypominania zachowania w kościele, w klasie lub na podwórzu, w kontaktach zarówno z nauczycielami, jak i z kolegami takich młodzieńców jak Dominik Savio, Giovanni Bonetti, Giovanni Massaglia czy Camillo Gavio, o których wiemy, że byli pobożni i ofiarni. Chcieli „zbawić swoje dusze” i dlatego wystrzegali się wszelkiego widocznego błędu. Jak wiemy, dla ich mistrza była to sprawa najważniejsza. Ich wzór stanowił Chrystus i Jego Matka, ich duchową podporę - sakramenty pokuty i Eucharystii. Ich spowiednik, ksiądz Bosko, bez trudu prowadził ich drogą nazywaną „drogą cnoty”, która stanowiła, przynajmniej dla Savio, „drogę świętości”. Nie pozwalał im na umartwienia zewnętrzne, ale żądał starannego wykonywania obowiązków stanu, zachowania prostej pobożności i naturalnej radości, które ułatwiała serdeczna atmosfera domowa. Ksiądz Bosko włożył w usta Dominika Savio rozmawiającego z przyjacielem Gavio: „Tutaj świętość polega na tym, by być bardzo wesołym”98 . Chłopcy ci otrzymywali na Valdocco dobre wychowanie99 . Jest jednakże rzeczą oczywistą, że w zakładzie księdza Bosko nie wszyscy byli tak pobożni, tak posłuszni i tak grzeczni jak Rua, Savio, Gavio czy Bonetti. Zachowało się parę listów ukazujących zmartwienia, jakich inni młodzieńcy dostarczali wówczas „rektorowi” domu przyłączonego do oratorium, oraz sposoby, którymi próbował - bezskutecznie - sprowadzić ich na dobrą drogę. Temu wzorowemu wychowawcy zdarzało się kapitulować wobec charakterów buntowniczych, kpiących sobie z jego wskazówek w Piano di Regolamento. Giovanni Turchi, syn rolnika Lorenzo z Montafia, przybył do domu przy oratorium jako studente w październiku 1852 roku. Kiedy zjawił się, by rozpocząć naukę humanistyki (październik 1855), ksiądz Bosko nie mógł poznać ufnego chłopca z lat poprzednich. Stwierdził z goryczą, że przewrotne gazety „zawróciły mu w głowie”, a może nawet „w sercu”. Wyznał wobec jego ojca: „Od powrotu z wakacji nic już od niego nie mogłem wydostać. Nie chce już więcej słyszeć o pobożności; rano nie sposób go dobudzić; a kiedy wstanie, nie idzie do kościoła, wychodzi z domu bez pozwolenia, w szkole całkiem nie przynosi nam chluby. Najgorsze jest to, że nie słucha już moich napomnień”100 . Ojciec odwrotną pocztą przysłał list karcący, ale to nic nie dało. W tydzień po pierwszym liście ksiądz Bosko zawiadomił ojca, że jego interwencja, podobnie jak wszystko to, co on sam miał do powiedzenia wobec Giovanniego, „nie wywarły na nim żadnego wrażenia”. „Przed chwilą wezwałem go tutaj do mego pokoju i powiedziałem mu to, czego się dowiedziałem; milczy, nic nie mówi, albo odpowiada stekiem kłamstw. Czyta najgorsze książki, książki zakazane, które sprowadzają ekskomunikę; robi to nawet podczas mszy i kazania. Powiada, że jutro, 24 grudnia, wraca do domu; można się domyśleć po co. Jeśli o mnie idzie, nie mogę go dłużej trzymać w tym zakładzie. Jego profesor doniósł mi, że nie przyjmie go do klasy, jeśli nie przyniesie usprawiedliwienia. Dlaczego? Ponieważ mało się uczy i często opuszcza lekcje. (...) Bardzo mi przykro z powodu tych wiadomości, ale nie chcę pana oszukiwać. Jeżeli w czymkolwiek mogę być użyteczny, proszę na mnie liczyć...”101 Należy jednak przyjąć, iż sprawy potoczyły się lepiej, bowiem Giovanni Turchi ostatecznie opuści dom przy oratorium dopiero w sierpniu 1857 roku, to znaczy po ukończeniu szkoły średniej102 .
  • 17. Cesare, krewniak kanonika Pietro De Gaudenziego, przyjaciela księdza Bosko, nie spotkał się z tą samą pobłażliwością. Okoliczności zajścia streszcza list, jaki ksiądz Bosko wysłał do kanonika z okazji jego wydalenia. „Bardzo żałuję, że musiałem odesłać do domu księdza bratanka. Tolerowałem fakt, że zwalniał się od nauki we wspólnej sali; nie brałem pod uwagę (dosł.: przemilczałem) niektórych z jego sposobów niepoważnego mówienia w tym domu; przymykałem oko na jego oddalanie się od praktyk religijnych; ale odkąd zaczął wychodzić w nocy z podejrzanymi kolegami, by ją spędzić nie wiadomo gdzie, nie mogłem już na to zezwolić. Upominałem go sam i przez innych, ale bezskutecznie. Stale usiłował mnie omijać, jak najgorszego wroga. Od Wielkanocy mogłem do niego skierować zaledwie dwa słowa, a było to w dniu, kiedy spotkałem go przy stole przez zaskoczenie. Nie mogłem zatem wydobyć żadnej korzyści ze skromnych wysiłków, jakie tutaj czynimy dla dobra młodzieży tego domu (dokładnie: dla ricoverati)...103 Trzeba więc urealnić i zniuansować idylliczne wrażenie, jakie może pozostawić u czytelnika życiorys Dominika Savio. Pomiędzy majem 1853 a czerwcem 1857 zostało usuniętych z zakładu dziesięciu chłopców za złe prowadzenie się, za kradzież..., a jeden z nich „za bezczelność”104 . Ksiądz Bosko nie miał obowiązku notować w spisie, za co ktoś został wyrzucony. Zdarzało mu się, że nie był w stanie porozmawiać z którymś ze swoich podopiecznych, ponieważ oni bardzo się bali jego uwag. Bez zaufania pomiędzy mistrzem a uczniem struktury, regulaminy, zachęty na niewiele się przydają w wychowaniu. Prawdziwe wychowanie dotyczy głównie porządku moralnego, dlatego jakość kontaktów znaczy tu bardzo dużo. Pierwsze warsztaty na Valdocco W latach 1855-1856 ksiądz Bosko otwarł w swoim „domu przyłączonym” kilka warsztatów: szewski, krawiecki, introligatorski, a niebawem stolarski. W jego oczach inicjatywy te były pożyteczne z dwu powodów. Najpierw odpowiadały miejscowym zapotrzebowaniom: trzeba się było ubierać, obuwać, a nawet zabrać się do oprawiania książek105 . Po drugie, ksiądz Bosko, zatrzymując w nich chłopców, chciał ich początkowo chronić od przebywania w warsztatach, gdzie przez cały dzień słyszeli bluźnierstwa, rozmowy antyklerykalne i wstrętne kawały106 . U księdza Bosko formacja rzemieślnika polegała na tym samym co w mieście. Struktura jego warsztatów była podobna do struktury warsztatów poza Valdocco: majstrowie, towarzyszący im robotnicy i praktykanci znajdowali się w tym samym pomieszczeniu. Na Valdocco nie mówiono wtedy jeszcze o szkole zawodowej. Nie można było powiększać i tak już dużych kłopotów finansowych kierownictwa. Warsztaty miały produkować. Odpowiadały na skromne potrzeby okolicznych dzielnic: Valdocco, Borgo Dora i Borgo San Donato, a równocześnie dostarczały potrzebnych wyrobów mieszkańcom „domu przyłączonego” do oratorium. Chłopcy przygarnięci przez księdza Bosko przyjmowali bez oporu spodnie, czapki i płaszcze, których pozbywały się jednostki wojskowe, a które miejscowi krawcy jakoś tam przerabiali. Oprawa z kartonu lub z dermy książeczki Giovane provveduto nie wymagała zbyt wyrafinowanej techniki. Cieśle i stolarze pracowali dla budów lub dla wyposażenia ruchomości miejskich. Ceny były niskie, klientów traktowano jak dobrodziejów. Te dwie cechy warsztatów na Valdocco uwydatniały dwie notatki, jeśli nawet nie napisane przez księdza Bosko, to z pewnością przez niego zainspirowane, jedna na początku, druga przy końcu omawianego okresu. Kiedy trwała epidemia cholery, Armonia z dnia 9 września 1854 roku podawała: „Otwarcie warsztatów dla biednych. W celu dostarczenia pracy pewnej ilości biednych chłopców przyjętych do oratorium męskiego świętego Franciszka Salezego na Valdocco, pod kierownictwem zasłużonego kapłana, księdza Jana Bosko, otwarto warsztat introligatorski. Osoby, które powierzą mu książki lub inne przedmioty do naprawy, płacąc niskie ceny, przyczynią się do dzieła dobroczynności publicznej. Gorąco polecamy ten zakład, wiedząc, że osiemnaścioro dzieci osieroconych przez epidemię cholery znalazło tam schronienie, i że niebawem zostaną przyjęci inni”107 . W roku 1858 ukazała się w podobnym tonie informacja na okładce Letture cattoliche:
  • 18. „Ogłoszenie. W domu przyłączonym do oratorium świętego Franciszka Salezego otwarto następujące warsztaty: 1. Oprawa książek wszelkiego rodzaju. 2. Szycie odzieży cywilnej i kościelnej. 3. Szewstwo dla wszelkiego typu prac. 4. Ciesiółka i stolarstwo. Osoby, które zechcą zlecić prace tym warsztatom, poza szczególnie niskimi cenami, będą miały radość uczestniczenia w podtrzymywaniu dzieła dobroczynnego, które młodzieży biednej i opuszczonej usiłuje dostarczyć chleba i nauczyć ją zawodu”108 . Ksiądz Bosko kontrolował z bliska funkcjonowanie tych warsztatów. Rozdział maestri d’arte z regulaminu dla domu przyłączonego stanowił prawdziwy „regulamin warsztatowy”. Jego styl administracyjny odróżniał go od pozostałych rozdziałów. Należało go wywiesić w zakładzie i odczytywać głośno rzemieślnikom co dwa tygodnie. Jego przepisy mówią bardzo dokładnie to, czego dyrektor dzieła oczekiwał od warsztatów, a zwłaszcza od nauczycieli zawodu, którzy byli za nie odpowiedzialni. „1. Nauczycielami zawodu są ci, którzy przygotowują młodzież do zawodu w warsztatach zakładowych. Ich najważniejszym obowiązkiem jest znaleźć się w dokładnie wyznaczonym czasie, punktualnie w swoim warsztacie. 2. Niech uważnie czuwają nad tym wszystkim, co dotyczy dobra zakładu. Niech pamiętają, że ich głównym obowiązkiem jest uczenie praktykantów i pilnowanie, aby im nie brakowało pracy. Na ile to możliwe, niech zachowują milczenie podczas zajęć; niech nie śpiewają poza chwilami odpoczynku. Nie pozwolą młodzieży na wychodzenia dla załatwiania innych spraw. W razie potrzeby, należy prosić o pozwolenie prefekta. 3. Nie powinni nigdy podpisywać kontraktów z młodzieżą zakładową, ani zapewniać im na własny rachunek prac zawodowych. Zapisują dokładnie każdy rodzaj wykonywanej w warsztacie pracy. Co tydzień przedstawią ekonomowi dokładne sprawozdanie z wydatków i z dochodów. 4. Ich ścisłym obowiązkiem jest przeszkadzanie bezczynności i wszelkim złym rozmowom. Jeżeli który popadnie w te błędy, należy od razu zawiadomić Przełożonego. 5. Niech każdy nauczyciel i każdy uczeń przebywa w swoim właściwym warsztacie; niech nikt, poza absolutną koniecznością, nie wchodzi do warsztatu innej osoby. 6. Organizowanie poczęstunków i picie wina to sprawy w warsztacie zabronione. Każdy tam się znajduje, by pracować, a nie dla rozrywki. 7. Zajęcia zaczynać należy od Actiones i Ave Maria, a kończyć przez Agimus i Ave Maria. W południe i wieczorem przed wyjściem z warsztatu odmówi się Angelus. 8. Uczniowie winni być poddani i posłuszni swoim nauczycielom, których uznają za swoich przełożonych; powinni za wszelką cenę dać im zadowolenie i uczyć się jak najlepiej tego, co oni im przekazują. 9. Niniejsze przepisy będą odczytywane co dwa tygodnie na głos przez kierownika lub jego zastępcę; a jeden egzemplarz ma być wywieszony w warsztacie”109 . Towarzystwa młodzieżowe w zakładzie przy oratorium Z biegiem lat pięćdziesiątych ksiądz Bosko organizował swój zakład poprzez tworzenie lub rozwijanie towarzystw młodzieżowych110 . Należały do nich towarzystwa: świętego Alojzego, Niepokalanego Poczęcia, Najświętszego Sakramentu, świętego Józefa oraz konferencje świętego Wincentego a Paulo. Towarzystwo świętego Alojzego, stworzone w okresie poprzednim, istniało zarówno w oratorium, jak i w „domu przyłączonym”. Stowarzyszenie pomocy wzajemnej, które stanowiło jego część, „przekształciło się w konferencję świętego Wincentego a Paulo” - podaje sam ksiądz Bosko111 . Początki działania konferencji świętego Wincentego a Paulo na Valdocco zatarły się z powodu zniknięcia archiwum Towarzystwa świętego Wincentego w Turynie podczas drugiej wojny światowej112 . Przypomnijmy sobie kontakty nawiązane przez księdza Bosko z tym towarzystwem, gdy tylko pojawiło się w Piemoncie. Utworzenie pierwszej konferencji w oratorium świętego Franciszka Salezego datujemy na rok 1854113 . Od razu bardzo żywotna, konferencja ta zaczęła się wyróżniać. Zapewne z powodu swojej wyjątkowości w stosunku do innych konferencji w mieście, złożonych z ludzi dorosłych, w dniu Zesłania Ducha Świętego (11 maja) 1856 roku została nazwana „dodatkową”114 . W sprawozdaniu, jakie przewodniczący konferencji miasta Turynu, hrabia Cays, przedstawi w roku 1860 współbraciom z Nicei będzie mowa o „konferencjach dodatkowych” na Valdocco. Hrabia Cays mówił: „Miasto Turyn posiada dziesięć konferencji, których działalność stale się rozwija. Do konferencji tych dołączone są trzy konferencje złożone z małych dzieci należących do rodzin słabo uposażonych w dobra materialne, tak że wymagały pomocy naszego Towarzystwa. Te trzy małe konferencje opierają się na zwyczajnym regulaminie pod kierunkiem pobożnego i dobroczynnego księdza Bosko. Sprawą kłopotliwą było, że artykuł regulaminu
  • 19. zarządza kwestę podczas każdego posiedzenia. Czego żądać od biednych dzieci, które same są ubogie? Otóż nie tylko odbywają się te zbiórki, ale te biedne dzieci dają to wszystko, co mogą zaoszczędzić nawet z rzeczy im potrzebnych.; a tego, czego nie mogą dać w naturze, dają w uczuciu i w oddaniu. Nie ma nic bardziej wzruszającego, jak widok tych dzieci otaczających najczulszymi staraniami, staraniami prawie macierzyńskimi, młodszych, słabszych i biedniejszych rówieśników, którzy im zostali powierzeni. Wykonują wobec nich w każdej okoliczności uważną i troskliwą opiekę. Czuwają równie dobrze nad ich wychowaniem, jak nad ich potrzebami materialnymi. Uczą ich poprawnie pisać, stają się ich prawdziwymi nauczycielami”115 . Inaczej mówiąc, członkowie konferencji „dodatkowych” z Valdocco kierowali się ku biednym w ich wieku, ku sąsiadom z dzielnicy. Doglądali tych dzieci, pomagali im, wychowywali je, pouczali i katechizowali116 . W sumie rozciągali nad innymi pozbawionymi opieki tę posługę, jaką oratorium świętego Franciszka Salezego oddawało młodzieży. Korzystało na tym ich własne wychowanie, jak wyobrażał to sobie ksiądz Bosko. Nie ma nic bardziej zbawiennego dla duszy, jak praktykowanie czynnej miłości - będzie pouczał niebawem życiorys Dominika Savio. Ogłoszenie przez Piusa IX dnia 8 grudnia 1854 roku dogmatu o Niepokalanym Poczęciu Matki Bożej (Ineffabilis Deus) wzbudziło na Valdocco ogromny wzrost pobożności. Żarliwością został uniesiony między innymi Dominik Savio, przybyły do zakładu jakieś pięć tygodni wcześniej. Po latach zezna jego kolega, Giovanni Cagliero: „Przypominam sobie jego niesłychaną radość w chwili ogłoszenia Niepokalanego Poczęcia w roku 1854, w roku jego przybycia do oratorium. Tańczył ze świętego wzruszenia podczas uroczystego święta, kiedy w oratorium i wszędzie w Turynie trwała powszechna iluminacja. Ksiądz Bosko pozwolił nam udać się na miasto, a mały Dominik wychodził z siebie z radości wobec tej ogólnej manifestacji”117 . Osiemnaście miesięcy później, za jego staraniem - chyba z pomocą księdza Bosko118 - założono na Valdocco „Towarzystwo Niepokalanej”. Ksiądz Bosko sprawdził jego statut. Jak wynika z niektórych sprawozdań, członkowie, określający siebie jako „bracia”, pragnęli czcić Maryję, „Przestrzegając starannie przepisów domowych”, a także „Być przykładem dla swoich towarzyszy, upominając ich w razie potrzeby z miłością i zachęcając do dobrego słowem i czynem”119 . Reguły Towarzystwa Niepokalanej zostały odczytane dnia 8 czerwca 1856 roku przed ołtarzem Matki Bożej w kościele świętego Franciszka Salezego. Od razu dało się zauważyć żywotność nowej grupy. Wzorem dla członków był Alojzy Comollo, który od kilku lat konkurował na Valdocco ze świętym Alojzym Gonzagą. Chcieli być dokładni we wszystkim na terenie zakładu, wzbudzać w nim ducha wzajemnej pomocy i nigdy nie tracić czasu, co zostało stwierdzone na pierwszym zebraniu120 . Podnosiła się zatem moralna temperatura zakładu. Do Towarzystwa Niepokalanej doszło niebawem Towarzystwo Najświętszego Sakramentu121 . Jego celem było rozwijanie kultu eucharystycznego wśród młodzieży i wykonywanie służby przy ołtarzu przez uczniów najbardziej cnotliwych. Bongioanni, jego inicjator, chciał w ten sposób stworzyć na Valdocco grupę ministrancką („mały kler”), która by dodawała splendoru i piękna zakładowym ceremoniom liturgicznym122 . Wreszcie nadejdzie dzień, w którym powstanie z kolei Towarzystwo świętego Józefa, przeznaczone głównie dla rzemieślników123 . Tym sposobem ksiądz Bosko umacniał stopniowo w domu przyłączonym do oratorium ośrodki gorliwości, obserwancji i wzajemnej pomocy. Poprzez akcję dobroczynną według swoich ograniczonych możliwości wychowywał harmonijnie swój mały świat. Wszyscy kierowali się ku bliźnim i przyczyniali się przez to w jakimś stopniu do własnego postępu moralnego. Wciągał ich do tego przykład apostoła całkowicie oddanego swojej funkcji. Uzyskiwane owoce potwierdzały, że miał rację. Sprawozdanie z zebrania Towarzystwa Niepokalanej w dniu 9 czerwca 1856 roku zaczynało się od wyliczenia obecnych: „My, Rocchietti Giuseppe, Marcellino Luigi, Bonetti Gioanni, Savio Domenico, Vaschetti Francesco, Durando Celestino, Momo Giuseppe, Savio Domenico, Bongioanni Giuseppe, Rua Michele, Cagliero Gioanni...” Zwróćmy uwagę, że - pominąwszy Dominika Savio, który zmarł w marcu 1857 roku - wszyscy ci młodzieńcy, z wyjątkiem jedynie - jak się zdaje - Giuseppe Momo124 , w latach 1859-1860 wstąpili do Towarzystwa świętego Franciszka Salezego. Również wszyscy - poza Luigi Marcellino - zakończą życia jako kapłani czy to w zgromadzeniu salezjańskim, czy wśród kleru diecezjalnego.
  • 20. Rozbudowa zakładu w roku 1856 Nowe potrzeby wymagają nowych pomieszczeń. Któregoś dnia w połowie marca 1856 roku burmistrz Turynu, Giovanni Battista Notta, znalazł na swym biurku list donoszący, że oto „ksiądz Bosko Gioanni, będąc w potrzebie odremontowania starej budowli przyłączonej do oratorium świętego Franciszka Salezego, aby móc przyjąć większą ilość młodzieży opuszczonej i zagrożonej”, prosi go o dwie podane tutaj decyzje: 1) o przedłużenie pozwolenia uzyskanego trzy lata wcześniej na dokończenie części budynku, znajdującej się między kościołem świętego Franciszka Salezego a obecnym zakładem; i 2) o zezwolenie na wymianę strychów (solai) poprzedniej budowli na mansardy. Stwierdził, że w ten sposób zaoszczędzi pieniądze niezbędne dla dokonania przewidywanych zmian, których potrzebę realnie odczuwał125 . Bowiem ksiądz Bosko przygotowywał się do tego, aby powiększyć ilość mieszkańców swego zakładu ze stu pięciu w roku 1855/56 do stu czterdziestu trzech w roku 1856/57126 . Ten wzrost o czterdzieści procent wymagał dodatkowej przestrzeni. Pomiędzy kościołem świętego Franciszka Salezego a budynkiem z roku 1852 miałaby zniknąć jako taka szopa Pinardiego; kościół i budynek zostałyby połączone przez wydłużenie budynku aż do kościoła; zaś wzdłuż całego trzeciego piętra domu byłyby utworzone mansardy127 . Tak naprawdę to ksiądz Bosko decyzję rozpoczęcia nowych budów podjął na początku tegoż 1856 roku, kiedy to zwrócił się do ministra spraw wewnętrznych o zapomogę na powiększenie swojego dzieła128 . Dnia 14 stycznia przydzielono mu trzysta franków, a potem, 9 maja, otrzyma dalsze tysiąc franków. W międzyczasie porozumiał się z przedsiębiorcą, trochę architektem, o nazwisku Giovenale Delponte. Szopa Pinardiego została szybko rozebrana. Około 26 maja kanonik Edoardo Rosaz dowiedział się, że ksiądz Bosko nie może przyjąć u siebie młodego szewca, którego chciał mu posłać, „z tego powodu, że kawałek domu został zburzony, aby można go było na nowo odbudować”129 . Nowy budynek rósł szybko. Należało się śpieszyć. Dnia 15 lipca ksiądz Bosko zwlekał z odpowiedzią księdzu Stefano Pesce, „zanim się nie przekona, jak daleko są posunięte prace budowlane”. Podawał na koniec, że „ponieważ dom stoi do góry nogami”, nie może zaoferować temu duchownemu „pokoju, który byłby choć trochę godny przyjaciela”130 . Tymczasem pod koniec miesiąca wydawało się, że budynek, który został przykryty, był już możliwy do zamieszkania...131 Niestety, budowlani zbyt często gotowali księdzu Bosko przykre niespodzianki. Dnia 22 sierpnia około godziny dziesiątej rano, sufit na czwartym poziomie nagle pękł pod ciężarem - jak się zdaje - belki spadającej z góry podczas rozbiórki rusztowania; ustąpił sufit czwartego piętra, potem drugiego i tak aż do piwnicy nowego skrzydła132 . Wszystko trwało jedną minutę. Czy było to zaniedbanie ze strony Giovenale Delponte, jak stwierdzili od razu murarze w pełni oddani księdzu Bosko, Carlo i Giosué Buzzetti? Możliwe! W każdym razie przedsiębiorca szybko doprowadził do porządku budynek uszkodzony w czasie katastrofy. Budowla ta nie zaspokajała jednak gorliwości księdza Bosko. Przemyśliwał nad szkołą podstawową dla chłopców z całej okolicy, którzy jej bardzo potrzebowali. Podpisany przez niego dnia 1 października okólnik donosił mieszkańcom Turynu, że szkołę taką otwiera się dla dzielnic Borgo Dora, Santa Barbara, Piazza Paesana, Borgo San Donato, Collegno i Madonna di Campagna. Mieszkało tam, jak obliczał, jakieś trzydzieści tysięcy ludzi bez kościoła i szkoły publicznej. Jego pomieszczenie mogło przyjąć sto pięćdziesiąt dzieci133 . Zapewne w tym celu dnia 22 września burmistrz pozwolił mu na wybudowanie baraku (tettoia)134 . Został on wzniesiony wzdłuż via della Giardiniera w pobliżu głównej bramy oratorium135 . Szkoła dzielnicowa była gotowa w listopadzie; jej kierownictwa podjął się młody Giacomo Rossi, który oprócz innych zalet cenionych przez księdza Bosko, śpiewał pięknym, głębokim basem i umiał dość dobrze grać na puzonie. Tak więc pod koniec roku 1856 ksiądz Bosko miał już duży dom główny i obszerne pomieszczenia. Wzdłuż pierwszego i drugiego piętra budynku rozciągały się galerie: nie trzeba było zatem przebudowy korytarzy wewnętrznych. Pomieszczenia zostały podzielone. W podziemiu - kuchnia, a dalej jadalnie; na parterze warsztaty: szewski, introligatorski stolarski, sala rekreacyjna i różne magazyny; na pierwszym piętrze - pracownia krawiecka, sale klasowe, biuro prefekta Alasonattiego, jedno studium i jedna sypialnia; na drugim piętrze - sale muzyczne
  • 21. dla śpiewu i orkiestry, magazyn rzeczy podręcznych, szpitalik, mieszkanie Małgorzaty Occhiena (była to już tylko nazwa, jak za chwilę zobaczymy), małe sale sypialne, wreszcie biblioteka i pokój księdza Bosko; a na trzecim piętrze - jak wiemy, z mansardami - sypialnie i rzędy celek dla nauczycieli i najmłodszych kleryków136 . Wyglądało to ładnie, ale ksiądz Bosko nie był w pełni zadowolony. Kościół, pozbawiony wywietrzników, zionął wilgocią, wobec tego był „naprawdę szkodliwy dla biednej młodzieży, która doń uczęszcza”; poza tym wilgoć niszczyła „paramenty przeznaczone do kultu Bożego”137 . Będzie musiał drążyć ziemię pod kościołem świętego Franciszka Salezego, a prace te pochłoną sześć tysięcy franków. Prawdą jest, że jego młodzież zdobędzie dzięki temu refektarz i salę teatralną. Organizacja dni świątecznych Chociaż „plan regulaminu” nic o tym nie mówi, śpiew, muzyka i teatr zajmowały ważne miejsce w „domu przyłączonym” do oratorium świętego Franciszka Salezego. Przed chwilą widzieliśmy, że muzyka wokalna, muzyka instrumentalna oraz teatr otrzymały stosowne sale w nowych pomieszczeniach księdza Bosko. Śpiew, muzyka i teatr, obok zabawy, ożywiały i nagłaśniały święta, ważne chwile w życiu chłopców na Valdocco. Występy te, zawsze starannie przygotowane, miały świadczyć o jakości i stylu wychowania, jakie otrzymywali. Jak ksiądz Bosko zachowywał się ze swoimi przyjaciółmi w takich okolicznościach, pokazują nam ówczesne, niestety bardzo nieliczne opisy. Dnia 25 maja 1856 roku bp Moreno, ordynariusz Ivrea, udzielił w ciasnym kościółku świętego Franciszka Salezego sakramentu bierzmowania około 1400 osobom. Możemy sobie wyobrazić, że podchodzili oni kolejno grupami. Kronika nic na ten temat nie mówi. Podaje natomiast, że dzień ten był bardzo wyczerpujący dla biskupa, bowiem zanim przybył na Valdocco o 730 , odbył czterogodzinną podróż powozem; rozpoczął ceremonie o godz. 800 , a końcowego błogosławieństwa udzielił dopiero po południu. Armonia zainteresowała się otoczeniem bierzmowanych. Dla niej była to „wielka pociecha widzieć, jak ten święty człowiek, ksiądz Bosko, z ewangeliczną prostotą na twarzy, cały czas trudził się, by utrzymać porządek w takim tłumie, i że przy takim wysiłku zdołał zachować spokój i łagodność; podobnie również pełen gorliwości jego godny towarzysz, ks. Alasonatti; a wraz z nim kilku członków Towarzystwa świętego Wincentego, wszyscy zatroskani, aby uroczystość się udała; i wreszcie liczni bracia Szkół Chrześcijańskich, dopatrujący grupę młodzieży, którą przyprowadzili”. Zadowolenie gazety wypływało co prawda z pewnej drobnostki w naszych oczach. Redaktor po całym tym wyliczeniu zauważył: „Oto liczne wskazówki potwierdzające trwałość wiary katolickiej w Piemoncie, mimo ataków ze strony protestantów”138 . Ostatecznie, może to i prawda! Minął tydzień, i w niedzielę, 1 czerwca, młodzież z oratorium świętego Franciszka Salezego znalazła się w Suzie, aby uroczyście zakończyć miesiąc Maryi. Miejscowy korespondent pisma Armonia nie omieszkał w związku z tym uczynić wielkiej pochwały, którą kończył tymi słowy: „Chcę wam opowiedzieć o pięknej i pobożnej muzyce wykonywanej podczas uroczystości tego dnia przez uczniów z oratorium świętego Franciszka Salezego, którym kieruje ten apostolski mąż, jakim jest ksiądz Bosko (...). Świecki muzyk, który staje w kościele z pobożnością i z szacunkiem, to przecież zjawisko nadzwyczajne. Pragnąłbym, aby ta forma wychowania młodzieży, tak wspaniale praktykowana przez znakomitego księdza Bosko, była bardziej znana i szerzej stosowana...”139 Bardzo go bowiem oczarowało i zbudowało również skupienie młodych wykonawców z oratorium oraz serce, jakie wkładali w swój śpiew. Trzeci opis świętowania sprowadza się do programu obchodów ku czci świętego Alojzego Gonzagi w oratorium świętego Franciszka Salezego, 29 czerwca, takiego, jaki przekazał ksiądz Bosko do redakcji czasopisma. Mimo swej schematyczności, pokazuje nam, w jaki sposób pojmowano przeżywanie świąt religijnych w jego zakładzie, kiedy istniał w nim ośrodek młodzieżowy. Rano - Msze święte i możliwość przystąpienia do sakramentów; o godz. 900 - rekreacja; o 1000 - suma. Po południu o godz. 300 - uroczyste nieszpory, kazanie, procesja i
  • 22. błogosławieństwo Najświętszym Sakramentem; o godz. 500 - loteria dla dorosłych; o 600 - loteria dla wszystkich; wreszcie o 700 - występ muzyczny i inne rozrywki140 . Tak więc nabożeństwa w kościele zajmowały poważną część dnia; uroczyste odprawianie liturgii mszalnej i nieszporów było nie do pomyślenia bez rytuału mszalnego (Kyrie, Gloria, Sanctus, Agnus Dei) i wielogłosowych motetów; wieczorem koncert zastępował przedstawienie; wreszcie do obchodów włączała się cała dzielnica, bowiem, chociaż mieszkańcy zakładu nie byli w całości „młodzi”, to „loteria dla dorosłych” o godz. 1700 zakładała obecność ludzi z pobliskich przedmieść. Posiadamy w końcu relację z uroczystości świętego Franciszka Salezego, patrona zakładu i całego dzieła na Valdocco. Redakcja pisma Armonia wpadła na dobry pomysł obszernego sprawozdania z tego obchodu w roku 1858141 . Ponieważ 29 stycznia (wspomnienie liturgiczne) przypadał na dzień roboczy, całość została przeniesiona na najbliższą niedzielę, 31 stycznia. W czasie tej uroczystości było wszystko: lśniące i głośne obrzędy religijne, obecność biskupa, uroczysty chrzest osoby dorosłej, rozdanie nagród, orkiestra, chór, widowisko teatralne z dużym rozmachem. Dziennikarz pisał: „Rano miała miejsce komunia generalna, w której uczestniczyło ponad czterysta dzieci z twarzami rozpłomienionymi świętą radością”. „Potem odbyła się uroczysta Msza św. śpiewana przez profesora Ramello. Zespół muzyczny składał się w całości z chłopców, zarówno „studentów”, jak i rzemieślników, na ogół dobrych, a czasami znakomitych wykonawców. Ten, kto jest przyzwyczajony do rozgardiaszu i skrajnej ruchliwości chłopców, był zaskoczony na widok skupienia i pobożności tego nabitego kościoła, i to bez licznych asystentów (czyli osób pilnujących). Tak było wszędzie: do utrzymania tej młodzieży w ciszy wystarcza wirtualna obecność jej umiłowanego dyrektora. Po obiedzie bawiono się na urozmaiconym koncercie orkiestry, uzupełnionym przyzwoitymi rozrywkami całego tego ożywionego tłumu. Po nieszporach biskup Balma przystąpił do udzielenia chrztu dorosłemu Maurowi, który swoje podwójne wykupienie, duchowe i doczesne, zawdzięcza swoim rodzicom chrzestnym, hrabiemu i hrabinie Clavesana142 . Błogosławieństwo Najświętszym Sakramentem zakończyło część religijną. Potem ów godny prałat przewodniczył rozdzielaniu nagród. Ich zdobywcy, czy to „studenci”, czy rzemieślnicy, nie zawdzięczali swoich wyróżnień przełożonym, ale wolnemu i sumiennemu głosowaniu swoich kolegów. W międzyczasie radosną nutą zabrzmiała orkiestra. Rozdawanie nagród zakończyła znana pieśń: Boleść Rzymian na odejście Piusa VII, wykonana pięknie przez młodego Carlo Tomatisa z towarzyszeniem chóru złożonego z ponad dwudziestu śpiewaków”. „Pozostała jeszcze sztuka teatralna, dramat zatytułowany Baldini, bardzo piękny temat moralny i wychowawczy. Młodzieniec o szlachetnym sercu, którego namowy kolegi sprowadziły na złą drogę, staje się szefem rozbójników Ale obraz matki, który sobie na szczęście przypomniał, sprowadza go na drogę honoru i cnoty. Długie i obszerne pomieszczenie służące młodzieży do nauki, szybko zostało zamienione na salę teatralną. Młodzi aktorzy wywiązali się znakomicie ze swoich ról. Sympatia i oklaski publiczności były skierowane przede wszystkim do pana Fusero, byłego wychowanka tego domu. Po zakończeniu dramatu podniosła się ponownie kurtyna i na scenie zauważono grób oraz młodego człowieka składającego na nim wiązankę kwiatów. Za grobem pojawiła się ubrana na biało postać z pochodnią w ręku, a smutna pieśń wyrzucała młodzieńcowi marność jego kwiatów i bezowocność jego łez”. Autor artykułu kończy nie bez słuszności: „W ten sposób wspaniały i czcigodny ksiądz Bosko, łącząc przyjemne z pożytecznym, z niesłychaną roztropnością i z ojcowską miłością, na przestrzeni jednego dnia potrafił uświęcić i zabawić tłum młodzieży, którą kocha jak własne dzieci i przez którą sam jest kochany jak ojciec”. Wszystko było przemyślane. Cały ten dzień opierał się na zamiarze wychowawczym, tutaj bardzo wyrazistym od porannej komunii aż do wieczornego przedstawienia. Nasz święty przywiązywał wagę do tego, by muzyka i widowiska jednocześnie rozweselały i ulepszały serca młodzieży. W jego mniemaniu umoralniający charakter śpiewu i sztuk teatralnych doskonale pasował do ich prostych dusz. Księdzu Bosko w pełni udała się uroczystość świętego Franciszka Salezego w roku 1858. „Dom przyłączony” dobrze zorganizowany Kiedy 1 marca 1857 roku Dominik Savio po raz ostatni żegnał się ze swoimi kolegami przed wyjazdem do Mondonio, gdzie zmarł, ośrodek młodzieżowy, który ksiądz Bosko nazywał domem przyłączonym do oratorium świętego Franciszka Salezego, był wyposażony w całkiem zadowalającą