2. H Projekt
Ośrodek Wsparcia
Ekonomii Społecznej
Jan Smoleński
Azaliowe ogrody
Pomoc osobom chorym to szczytna idea. A pomoc sensowna i efektywna to wyzwanie.
„Azaliowa” potrafi je podjąć z dobrym skutkiem.
Stary budynek w willowej części Anina. Na pierwszym
piętrze poczta; na drugim i trzecim – ośrodek opieki
społecznej dla osób psychicznie chorych. Tu działa
też Stowarzyszenie „Azaliowa”. Willę otacza ogród
z przystrzyżoną trawą, zadbanymi kwiatami i krzewami.
Systematycznie włącza się system nawadniający. Podjazd
wysypany jest żwirem. Całością opiekują się pacjenci
ośrodka.
– Gdy się tu przenieśliśmy, cały teren był bardzo
zaniedbany, istne pobojowisko – mówi pan Jacek, jeden
z pacjentów (nie chce podawać nazwiska). – Trawa była
prawie tak wysoka jak zboże, stały jakieś maszyny drogowe.
Działać tylko kompleksowo
Stowarzyszenie rozwoju Psychoterapii i Psychiatrii
Środowiskowej „Azaliowa” wzięło nazwę od ulicy, przy
której mieściła się jego poprzednia siedziba. Powstało
w 2009 roku przy Środowiskowym Domu Samopomocy
dla osób z problemami psychicznymi. – Chcieliśmy
stworzyć podopiecznym kompleksową opiekę, wzorowaną
na systemie skandynawskim – mówi Marcin Golański,
sekretarz organizacji i terapeuta z dziesięcioletnim
stażem. – W Skandynawii terapia opiera się nie tylko
na hospitalizacji i faszerowaniu pacjentów lekami. Pracuje
się całościowo, z chorymi oraz ich rodzinami. Tak jest po
prostu dużo skuteczniej. I taniej – przekonuje. – Choć może
się wydawać, że utrzymanie małych szpitali i ośrodków
dziennych prowadzących różne kursy doszkalające jest
droższe. Chorzy po wypisaniu ze szpitala są najczęściej
pozostawieni samym sobie. Przechodzą na renty i starają
się jakoś funkcjonować, ale prędzej czy później wracają
na oddziały. Terapia, o której mówię, pomogłaby im
uniezależnić się od opieki społecznej.
Jedyny kompleksowy program rehabilitacji osób chorych
psychicznie jest realizowany w Krakowie: szpital, ośrodki
3. H Projekt
Ośrodek Wsparcia
Ekonomii Społecznej
dzienne, hostele dla pacjentów i firmy społeczne, w których
chorzy pracując, mogą przygotowywać się do wejścia
na rynek pracy. Właśnie otwiera się trzygwiazdkowy hotel
prowadzony przez osoby z zaburzeniami psychicznymi.
W latach 70. istniały spółdzielnie pracy chronionej,
ale w latach 90. większość poznikała „ze względu
na oszczędności”. Teraz Marcin Golański chce, żeby
„Azaliowa” była zaczynem takiej kompleksowej terapii.
Pacjenci mają się uczyć odpowiedzialności i samodzielności
(Golański: – Jeśli ktoś zachorował w wieku 18 lat i trafił do
szpitala na dłuższy czas, to musi nauczyć się wszystkiego
od początku). Mają dyżury przy sprzątaniu i gotowaniu,
zajmują się rybkami i ogrodem („To piękna metafora pracy
terapeutycznej: przy pewnym wysiłku włożonym w leczenie,
pacjenci tak jak kwiaty – rozwijają się i kwitną”). Mogą
też trochę zarobić, choć na razie to raczej praca dla samej
satysfakcji. Wykonują ramki na obrazki, przedmioty
ceramiczne i sprzedają je przy różnych okazjach. Połowę
pieniędzy otrzymują pacjenci, a za resztę kupuje się
materiały na kolejne przedmioty. – Praca daje pacjentom
cel. Terapia bez celu, jakim jest samodzielność, jest
bezsensowna i nieskuteczna. A samodzielność można
osiągnąć tylko dzięki kompleksowej terapii.
Plan „Azaliowej” jest następujący: przy domu
samopomocy, gdzie pacjenci przechodzą terapię, powstanie
przedsiębiorstwo społeczne świadczące usługi ogrodnicze.
Praca w firmie pozwoli podopiecznym regularnie zarabiać,
zdobywać doświadczenie i skonfrontować się z rynkową
konkurencją. Firmy społeczne różnią się od zwykłych
przedsiębiorstw tym, że wypracowany zysk w całości
przeznaczany jest na realizację celów społecznych.
Jednak funkcjonują jak zwykłe podmioty rynkowe – muszą
być rentowne, a w niesprzyjających warunkach mogą
zbankrutować.
– Chorym psychicznie ciężko jest znaleźć pracę. Jeśli się
im udaje, zazwyczaj trafiają do zakładów pracy chronionej.
W wielu wypadkach za marne grosze wytwarzają jakieś
nikomu niepotrzebne rzeczy. To nie jest ekonomia
społeczna, to wyzysk społeczny. Natomiast taka firma
to dla chorych pomost pomiędzy szpitalem a twardą
rzeczywistością rynku pracy – podsumowuje Golański.
– Skąd wiadomo, że podejmowane przez państwa działania
są skuteczne? – pytam.
– Niech za odpowiedź wystarczy panu taka informacja, że
rocznie tylko jedna osoba na dwadzieścia pięć wraca stąd
do szpitala. Chcemy, aby pacjenci nie byli tylko biorcami
pomocy społecznej. Nasze przedsiębiorstwo będzie musiało
być opłacalne, ale jako firma społeczna – przede wszystkim
przyjazne dla swoich pracowników i dobre dla klientów.
– A nie boi się pan konkurencji rynkowej? – drążę temat.
Jeśli twój świat rozpada
się na kawałki, tracisz
kontrolę nad własnym
życiem – szukasz pomocy.
Ważne, by otrzymać wsparcie
i aprobatę. Nie wzbudzać
lęku, ale zrozumienie.
Ważne, by ktoś uwierzył,
że możesz być przydatny
sobie i innym. Żeby ludzie
zobaczyli, że choroba nie jest
przekleństwem. Wtedy uczysz
się samodzielności, zyskujesz
pewność siebie. Odnosisz
pierwszy sukces – wychodzisz
z domu.
4. H Projekt
Ośrodek Wsparcia
Ekonomii Społecznej
– Nie. To, co pacjenci robią, jest najlepszą wizytówką.
Okoliczni mieszkańcy już zauważyli, jak bardzo sprawnie
zadbaliśmy o ten ogród. Prędzej wykończy nas biurokracja.
– To znaczy?
– Jeśli się czegoś obawiam, to tego, że po prostu przy tej
całej „papierkologii” nie starczy nam determinacji, żeby
otworzyć firmę.
Działać tylko z sensem
We wrześniu odbył się pierwszy festyn, zorganizowany
przez pacjentów i opiekunów z „Azaliowej”. Na stronie
internetowej stowarzyszenia, oprócz informacji o imprezie,
od dawna zamieszczona była pełna oferta dla sponsorów.
Kilka osób się zgłosiło. – Firma produkująca lody miała
swoje stoisko. Wsparcie zaoferował także dyrektor salonu
samochodowego – mówi Golański.
– Były kiełbaski i dmuchany zamek dla dzieci? – pytam
zaczepnie.
– Nie do końca – odpowiada z uśmiechem. – Oczywiście
można było coś zjeść, były występy artystyczne i pokaz
judo, ale też kiermasz rzeczy wyprodukowanych przez
naszych podopiecznych. Przygotowaliśmy także wykład
o chorobach psychicznych. Chcieliśmy w ten sposób
pokazać ludziom, że osoby z depresją czy ze schizofrenią
nie są groźne, są po prostu chore.
O tym, że takie inicjatywy są potrzebne, mówią sami
pacjenci. – Ludzie nie wiedzą, czym jest choroba
psychiczna, myślą, że jesteśmy niebezpieczni – mówi
pani Jagoda, jedna z podopiecznych. Tak naprawdę
nie nazywa się Jagoda, ale boi się, że ktoś ją rozpozna.
Zanim sama zachorowała, gdy słyszała o osobie chorej
psychicznie, w myślach widziała jakąś dziwnie ubraną
postać, mamroczącą niezrozumiale pod nosem. Niechęci
ludzi Jagoda doświadczyła na własnej skórze. Gdy choroba
się ujawniła, jej chłopak, z którym była dziewięć lat,
zwyzywał ją od „psycholek”. – Teraz o moim problemie
wie tylko mama, brat, narzeczony i jego mama. Nikt
poza tym. Ludzie nie mają pojęcia, jakie to cierpienie.
Nie wiem, czy w trakcie nawrotów choroby nie zacznę się
nieodpowiedzialnie zachowywać. Bardzo się tego boję
– opowiada. – Porównałabym to uczucie do psychicznego
znęcania się. Ale od kogoś, kto cię maltretuje, jakoś możesz
uciec. Od samego siebie nie uciekniesz – kończy z trzęsącą
się brodą.
Ogród udało się urządzić za pieniądze sponsorów. Najpierw
fundacja Citibanku sfinansowała 72 tony ziemi, kilka
ciężarówek żwiru i tuje. – Wolontariusze i pacjenci kosili
trawę, przewozili taczkami ziemię. Potem, już do fundacji
BRE Banku, napisaliśmy wniosek o grant. Dostaliśmy
2,5 tys. złotych na dalsze utrzymanie ogrodu – opowiada
Golański. – Pacjentom potrzebne są tego rodzaju zajęcia.
Stowarzyszenie Azaliowa
działa od 2009 roku
wspólnie ze Środowiskowym
Domem Samopomocy
w Aninie. Tworzy je zespół
psychologów i pedagogów,
który prowadzi kompleksową
psychoterapię, zajęcia
warsztatowe. Uruchamiają
przedsiębiorstwo społeczne,
w którym zatrudnią
podopiecznych. W ofercie
znajdzie się zakładanie
i pielęgnacja ogrodów.
5. H Projekt
Ośrodek Wsparcia
Ekonomii Społecznej
Psychoterapia nie jest jakąś abstrakcją, ma służyć
przygotowaniu do normalnego życia.
Siedzę z panem Jackiem w pokoju terapeutycznym.
Jest lekko zgarbiony, mówi powoli i wyraźnie. Na jego
twarzy rzadko widać emocje. Opowiada, że to na nim
głównie spoczywa obowiązek opieki nad ogrodem
i ośrodkowym akwarium. Jest zapalonym ogrodnikiem
i akwarystą. Zainteresował się tym jeszcze w szkole
podstawowej.
O chorobie dowiedział się w czasie badań dla komisji
wojskowej. W „lepszych czasach” pan Jacek pracował
nawet jako dozorca, ale w gorszych momentach przebywał
w szpitalu i po wyjściu był całkiem niesamodzielny. Kiedy
trafił pod opiekę terapeutów z „Azaliowej”, nie mógł sam
wychodzić na ulicę, do domu samopomocy odprowadzał go
ojciec. Gdy to opowiada, łza spływa mu po policzku. Dzisiaj
bez problemu dojeżdża na rowerze. – Mam pozwolenie od
pani doktor, mogę jeździć przy niewielkim ruchu – mówi.
Pan Jacek jeszcze nie wie, co będzie robił w firmie
ogrodniczej, ale niedługo idzie na szkolenie zawodowe
z ogrodnictwa właśnie. Dziewiętnastu innych pacjentów
wybrało kursy z ceramiki, angielskiego, obsługi
komputerów i księgowości.
– Poradzicie sobie z konkurencją?
– Konkurencja jest w tych usługach duża, ale jak będziemy
mieć odpowiednie ceny i klienci będą wiedzieć, że
korzystając z naszych usług, pomagają nam, to na pewno
damy sobie radę. Ja się cieszę, że ta firma ma powstać.
– Na jego twarzy po raz drugi gości uśmiech. – Mój tata ma
całkiem wysoką emeryturę, ale chcę zapracować na siebie,
bo wtedy wszystko inaczej smakuje. No i będziemy
mogli pokazać, że choć jesteśmy chorzy, to też potrafimy
pracować nie gorzej od zdrowych.