3. walkach legioniści byli mistrzami. Wkrótce cała gromada napast-
ników została wyparta wkierunku łodzi ratunkowych iprzyciśnięta
do burty. Dziesiątki luf karabinowych wycelowano w stronę bun-
towników.
- Poddajcie się! Albo złożycie broń, albo...
Kapitan Renault miał już wydać rozkaz strzelania, gdy zbun-
towani rzucili karabiny oraz rewolwery na pokład i podnieśli ręce
wgórę.
Związano ich wszystkich i umieszczono pod pokładem pod
strażą.
Pokład przypominał pole bitwy morskiej. Pełno było na nim
trupów, rannych, krwi i rozrzuconej broni.
Kapitan okrętu pojawił się na pokładzie i głośno wyrzucał
pierwszemu oficerowi jego bezczynność:
- Czyż pan spał, udiabła, na mostku kapitańskim?
-Ależ ja nie byłem na służbie! Zluzował mnie drugi oficer.
-Gdzież on jest? Niech natychmiast przyjdzie! -ryczał ka-
pitan.
Pierwszy oficer wszedł na mostek kapitański. Oczom jego
przedstawił się straszny obraz. Drugi oficer leżał w kałuży krwi.
Zamordowano go pchnięciem noża wserce.
Gdy ranni zostali opatrzeni przez lekarza, a zabici obszyci
w worki i ułożeni na pokładzie, legionistów odkomenderowano
pod pokład, a na górze przy kapitanie Renaulcie pozostał tylko
Czarnecki, by złożyć mu dokładny raport.
Kapitan okrętu szalał z gniewu.
-Każę powiesić tych bandytów! Ale przedtem każę ich osma-
gać!
Następnie zwrócił się do kapitana Renaulta ze słowami:
-To pańscy ludzie wszystkiemu są winni! Bóg mnie pokarał,
że muszę wieźć taką hołotę.
114
Przykładowy rozdział książki: Przygody w Legii Cudzoziemskiej http://grzbiet.pl/sklep/przygody-w-legii-cudzoziemskiej
Książki historyczne
Uwaga!
Próbka wygenerowana automatycznie na podstawie tekstu źródłowego, oryginalne wydawnictwo może wyglądać inaczej.
Internetowa księgarnia historii i faktu Grzbiet.pl
4. - Moi ludzie nie są żadną hołotą! Wypraszam sobie takie wy-
rażenia!
- Zrobię jeszcze coś innego. Każę ich zakuć wkajdany.
Kapitan Renault uśmiechnął się ironicznie.
- Pan zna sytuację? Rozkaz przewiezienia wojsk dotyczy mnie,
a nie pana. Ja posiadam tu wtej chwili najwyższą władzę.
Mówiąc te słowa, Renault zostawił kapitana okrętu i wraz
zCzarneckim zszedł do swej kajuty. Stał tam Skoda zrękoma zwią
zanymi z tyłu i strzeżony przez sierżanta. Wygląd jego był godny
pożałowania. Wyłupiaste zazwyczaj oczy teraz wprost wyłaziły mu
zorbit ze strachu. Drżał wszystkimi fibrami ciała.
Kapitan przeszedł obok niego, spojrzawszy nań zgłęboką po-
gardą. Więc to ten szubrawiec, ten tchórz był wodzem spisku!
- Tyś doprowadził do spisku?
-Nie ja, panie kapitanie, lecz jeden z marynarzy...
Kapitan przerwał mu:
-Jesteś więc do tego stopnia tchórzem, że wypierasz się wszyst-
kiego i zwalasz winę na innych? Ajednak nie minie cię kara.
-Łaski, panie kapitanie! Nie wiedziałem...
- Mogłeś naprzód pomyśleć oskutkach...
-Łaski...
- Niech go pan zabierze, sierżancie. Odpowiada mi pan zań
głową.
Gdy nazajutrz słońce wzeszło, na pokład wystąpił oddział le-
gionistów.
Zabici podczas nocnej utarczki leżeli wworkach na pokładzie.
Do każdego worka przyczepiono ołowiane ciężarki.
Kapitan wypowiedział kilka słów pożegnania pod adresem za-
bitych legionistów, którzy zwalczali buntowników, po czym oddział
zaprezentował broń. Worki z martwą ich zawartością wrzucono do
morza, po czym legioniści pożegnali kolegów trzykrotną salwą.
115
Przykładowy rozdział książki: Przygody w Legii Cudzoziemskiej http://grzbiet.pl/sklep/przygody-w-legii-cudzoziemskiej
Książki historyczne
Uwaga!
Próbka wygenerowana automatycznie na podstawie tekstu źródłowego, oryginalne wydawnictwo może wyglądać inaczej.
Internetowa księgarnia historii i faktu Grzbiet.pl
5. Pół godziny potem zebrał się sąd wojenny. Kapitan Renault był
jego przewodniczącym. Rozprawa trwała krótko. Wszyscy zamie-
szani wspisek legioniści zeznali, że namówił ich do tego Śkoda.
Ogłoszono wyrok. Skoda został skazany na śmierć, a legioni-
ści winni buntu mieli być odesłani do Francji i oddani sądom zwy-
kłym.
Skoda załamał się zupełnie. Odprowadzono go na koniec okrętu
i wkrótce salwa karabinowa dała znać, że nędznik zakończył swój
marny żywot. Wrzucono go do morza bez honorów wojskowych.
3. DO GLĘBI PUSZCZY
Wporcie Dżesire EI-Komor kompania wylądowała, by udać
się do leżącego tuż obok fortu Saint Martin, który służył za bazę
operacyjną wojsk francuskich, jeżeli te prowadziły jakieś utarczki
i bitwy z krajowcami.
Legioniści, którzy przybyli na Madagaskar po raz pierwszy,
rozglądali się ciekawie dookoła.
I o tej pustyni opowiadano, jak ojakiejś cudownej bajce?
Grunt skalisty, na którym tu iówdzie rosły kępki trawy. Gdzież
ta puszcza, gdzież te tajemnice?
Żołnierze, którzy stacjonowali wforcie, pocieszali kolegów:
-Bądźcie cierpliwi, poznacie ją jeszcze. Będziecie jej mieli
powyżej uszu, tej puszczy!
Komendant fortu, który tu siedział od wielu lat i o którym,
zdawało się, zapomniały władze francuskie, wyjaśnił kapitanowi
Renaultowi sytuację.
- Sakalawa powstali znów. Zwalczamy ich, jak możemy. ale
tutejszy klimat jest naszym może jeszcze większym wrogiem niż
ludzie. Duszne wciąż powietrze i nocą, i dniem sprowadza febrę
na żołnierzy. Morduje ona ludzi daleko pewniej i prędzej niż Sa-
kalawa. Położenie strategiczne przedstawia się następująco: Wróg
otoczył Antananariwę, stolicę wyspy, odcinając rezydujących tam
116
Przykładowy rozdział książki: Przygody w Legii Cudzoziemskiej http://grzbiet.pl/sklep/przygody-w-legii-cudzoziemskiej
Książki historyczne
Uwaga!
Próbka wygenerowana automatycznie na podstawie tekstu źródłowego, oryginalne wydawnictwo może wyglądać inaczej.
Internetowa księgarnia historii i faktu Grzbiet.pl
6. żołnierzy naszych od świata. Przed pańskim przybyły tu już dwa
pułki iudały się wgłąb wyspy. Co ztych dwóch pułków pozostało,
nie wiem. Oile znam stosunki na wyspie ijej klimat, mogę śmiało
twierdzić, że febra ich zdziesiątkowała. Pan musi, panie kolego, jak
najprędzej podjąć marsz na Antananariwę.
-No to mamy robótkę!- rzekł Renault.
- Winszuję, ale nie zazdroszczę - odparł komendant.
Następnej nocy wymaszerowała zfortu kompania legionistów,
by jak najprędzej dotrzeć do brzegów puszczy.
Był to marsz, wobec którego marsze afrykańskie były fraszką.
Nocą legioniści spoglądali w niebo, szukając na nim chmur
deszczowych, które by ich wybawiły od piekielnego żaru. Abył
to dopiero początek, przecież znajdowali się jeszcze niedaleko od
wybrzeży oceanu, awięc powietrze było tu jeszcze znośne. Co bę
dzie jednak dalej, wobrębie wielkiej puszczy, nikt sobie tego na-
wet nie wyobrażał.
Czarnecki i Krall szli wprzedniej straży. Czarnecki kierował
się kompasem, który dał mu kapitan Renault.
Wreszcie wyrosła przed nimi jakaś wielka, ciemna bryła. Czar-
necki zatrzymał się i postanowił zameldować o tym kapitanowi.
Gdy reszta oddziału dobrnęła do tego miejsca, Renault wystąpił
przed żołnierzy i przemówił:
-To, co przeżyliśmy dotychczas, było drobiazgiem. Przed
nami sytuacja bardzo poważna. Wpuszczy czyhają na nas niebez-
pieczeństwa nieznane dotychczas. Musimy za wszelką cenę uzy-
skać łączność z pułkami, które poszły przed nami wte dziewicze
lasy.
-Ale jak tę łączność uzyskać? Oto zadanie...
-Należałoby może wysłać naprzód patrole. Przecież wojska
maszerujące wpuszczy pozostawiają po sobiejakieś ślady- wtrą
cił Czarnecki.
Przykładowy rozdział książki: Przygody w Legii Cudzoziemskiej http://grzbiet.pl/sklep/przygody-w-legii-cudzoziemskiej
Książki historyczne
Uwaga!
Próbka wygenerowana automatycznie na podstawie tekstu źródłowego, oryginalne wydawnictwo może wyglądać inaczej.
Internetowa księgarnia historii i faktu Grzbiet.pl
7. - Ma pan rację. Trzeba będzie wysłać patrole, ale teraz czas
na odpoczynek do rana.
Legioniści zrzucili tornistry na ziemię. Nie próbowali nawet
rozbijać namiotów. Byli na to zanadto zmęczeni. Tylko warty roz-
stawiły się dokoła obozowiska, opierając się na karabinach. Ludzie,
gdzie padli, tam zasypiali.
Świt porwał wszystkich na równe nogi. Trzeba było udać się
wdalszą drogę.
Puszcza otworzyła przed nimi swoje tajemnice. Olbrzymie
drzewa dawały wiele cienia, ale w tym cieniu nie było ulgi. Żoł
nierze czuli się jak wcieplarni. Na początek przywitały ich moskity.
Miliardy tych owadów rzuciły się na bezbronne ofiary - ludzi.
Próbowano odstraszyć owady dymem papierosów i fajek, ale
po chwili brały one odwet, ze zdwojoną siłą rzucając się na masze-
rujących.
Setki małych małpek przeraźliwie drących się wgąszczu pusz-
czy doprowadzały legionistów do rozpaczy. Zjaką radością strzela-
liby do nich. Niestety, była ich taka ilość, że zabrakłoby nabojów.
Wpewnej chwili żołnierze przystanęli. Puszcza zamknęła się
przed nimi. Nigdzie nie było drogi. Jeżeli przed nimi ktoś tędy
szedł, to puszcza momentalnie zacierała jego ślady lianami, krze-
wami i kwiatami. Trzeba więc było chwycić za toporki i torować
sobie drogę.
Przebijano się z trudem naprzód.
Po godzinie tej piekielnej drogi jeden z legionistów rozłożył
ręce ipadł twarzą na ziemię. Awięc Sakalawa! To ich zdradzieckie
strzały poczęły przeszywać gąszcze. Wróg był ukryty. Tak dobrze
ukryty, że niepodobieństwem było go dopaść.
Czarnecki krzyknął nagle:
- Siedzą na drzewach!
Mówiąc to, zerwał z ramienia karabin i wystrzelił. Coś cięż
kiego poczęło z łoskotem spadać z gałęzi na gałąź i po chwili bru-
natne ciało zabitego leżało nieruchomo na ziemi. Po chwili i inni
118
Przykładowy rozdział książki: Przygody w Legii Cudzoziemskiej http://grzbiet.pl/sklep/przygody-w-legii-cudzoziemskiej
Książki historyczne
Uwaga!
Próbka wygenerowana automatycznie na podstawie tekstu źródłowego, oryginalne wydawnictwo może wyglądać inaczej.
Internetowa księgarnia historii i faktu Grzbiet.pl
8. dojrzeli wroga. Teraz przynajmniej można było odpłacić pięknym
za nadobne. Zabrzmiały wystrzały, azdrzew spadały ciała Sakala-
wów. Wodpowiedzi na salwę zabrzmiał ryk wściekłości i na żoł
nierzy posypały się setki strzał. Brunatni wojownicyjak małpy ska-
kali z drzew i uciekali w głąb puszczy. Nie było mowy o pościgu
wtym gąszczu.
Zabrano się do udzielenia pomocy rannym. Niestety, wszelka
pomoc była już tu zbyteczna. Trucizna,jaka tkwiła wgrotach strzał,
rozpoczynała już swoje działanie. Ranieni wskurczach bólu koń
czyli życie, nie mając siły nawet przemówić na pożegnanie do kole-
gów. Pozostawiono umarłych, jak leżeli, gdyż opogrzebaniu ich też
nie mogło być mowy.
Kompania ruszyła wdalszą drogę, zmniejszona o osiemnastu
łudzi. Puszcza zrzedła nieco, można było raźniej postępować na-
przód.
Czarnecki iKrall maszerowali obok kapitana Renaulta wawan-
gardzie.
Kapitan był zamyślony. Spojrzawszy na legionistów, rzekł zza-
dumą:
- Oile Sakalawa złożą nam jeszcze kilka razy wizytę, to nie-
wielu z nas przyjdzie do Antananariwy.
Wśród gałęzi znów dał się słyszeć złowrogi szelest.
Krall schwycił się za ramię. Tkwiła wnim strzała.
Czarnecki podbiegł momentalnie do towarzysza, odgarnął rę
kaw munduru i ścisnął ranę, ażeby wycisnąć z niej jak najwięcej
krwi.
- Panie kapitanie, proszę orewolwer!
Kapitan Renault spojrzał zdziwiony. Czyżby Czarnecki chciał
zastrzelić kolegę, aby nie dać mu cierpieć?
- Prędzej, kapitanie, dopóki nie jest za późno!
- Co pan chce zrobić?
Czarnecki nie odpowiadał, tylko naglił.
- Rewolwer, kapitanie!
119
Przykładowy rozdział książki: Przygody w Legii Cudzoziemskiej http://grzbiet.pl/sklep/przygody-w-legii-cudzoziemskiej
Książki historyczne
Uwaga!
Próbka wygenerowana automatycznie na podstawie tekstu źródłowego, oryginalne wydawnictwo może wyglądać inaczej.
Internetowa księgarnia historii i faktu Grzbiet.pl